W świecie komputerów osobistych co jakiś czas pojawiają się wynalazki, które nie robią medialnego szumu, ale potrafią realnie ułatwić życie. Jednym z takich niepozornych gadżetów jest adapter ASHATA – niewielka karta pozwalająca zamontować laptopową pamięć RAM w komputerze stacjonarnym. Brzmi jak półśrodek? Być może. Ale w czasach, gdy ceny desktopowych modułów szybują w górę, takie półśrodki potrafią być zbawienne.
Dlaczego w ogóle ktoś miałby używać RAM-u z laptopa w PC?
Odpowiedź jest prosta: oszczędności. Rynek pamięci komputerowych przeżywa kolejny okres zawirowań, a ceny modułów DDR5 potrafią przyprawić o ból głowy. Tymczasem wiele osób ma w szufladach nieużywane kości SODIMM – pozostałość po modernizacji laptopa albo sprzęcie, który dawno zakończył swój żywot.
Adapter ASHATA kosztuje około 13 euro, czyli mniej więcej tyle, co obiad w centrum dużego miasta. A pozwala zaoszczędzić znacznie więcej. Przykładowo: 16 GB laptopowej pamięci DDR5 to wydatek rzędu 100 euro, podczas gdy desktopowy odpowiednik potrafi kosztować choćby 150 euro. Po dodaniu adaptera przez cały czas wychodzi taniej.
Jak to działa?
Adapter ASHATA to nic innego jak przejściówka między formatami SODIMM i DIMM. W praktyce oznacza to, iż moduł RAM z laptopa można wpiąć do standardowego slotu na płycie głównej komputera stacjonarnego. Urządzenie ma lekką konstrukcję i czterowarstwową płytkę PCB, która dba o stabilność sygnałów. Nie jest to więc prowizorka z bazaru, tylko sensownie zaprojektowany element, który ma działać niezawodnie.
Adapter pamięci RAM ASHATA / Źródło: AmazonCo ważne, adapter współpracuje z platformami obsługującymi pamięć DDR4 – w tym z procesorami Intela z rodzin Alder Lake i Raptor Lake. Oznacza to, iż choćby nowsze zestawy komputerowe mogą skorzystać z tej nietypowej formy oszczędzania.
Czy to działa tak dobrze jak zwykły RAM do PC? Oczywiście, iż nie
Tu warto zejść na ziemię. Laptopowe moduły RAM mają swoje ograniczenia – przede wszystkim wyższe opóźnienia i niższe taktowania. Adapter ich nie przyspieszy, nie doda im magii ani nie zmieni ich natury. W praktyce oznacza to, że:
- wydajność będzie niższa niż przy natywnych kościach desktopowych,
- mieszanie różnych modułów może wymagać manualnej konfiguracji timingów,
- w zastosowaniach wymagających dużej przepustowości (np. montaż wideo, gry AAA) lepiej pozostać przy klasycznym RAM-ie.
To rozwiązanie praktyczne, ale nie wydajnościowe. Można to porównać do wyjścia na miasto w samych skarpetkach. Da się, ale zdecydowanie lepiej jednak założyć buty.
Kiedy to ma sens?
Przede wszystkim wtedy, gdy zależy nam na tanim i szybkim zwiększeniu ilości pamięci RAM – szczególnie jeżeli mamy pod ręką niewykorzystane moduły SODIMM z laptopa, składamy komputer budżetowy albo po prostu nie potrzebujemy najwyższej możliwej wydajności.
To rozwiązanie praktyczne i ekonomiczne, ale nie dla wszystkich. jeżeli komputer służy do wymagających gier, pracy z dużymi projektami wideo czy zaawansowanej grafiki 3D, albo gdy chcemy wycisnąć z platformy pełnię możliwości, lepiej pozostać przy klasycznych modułach desktopowych.
Na koniec wspomnę, iż ASHATA to tylko przykład – na rynku znajdziesz wiele podobnych adapterów i przejściówek.
Źródło: TechRadar / Zdj. otwierające: Amazon

6 godzin temu