Potrzeba ratowników dla kosmonautów. Grozi im tragedia

konto.spidersweb.pl 3 godzin temu

Brak planu awaryjnego dla astronautów sprawia, iż każdy lot może zakończyć się katastrofą. Potrzebujemy kosmicznego 112.

W ciągu zaledwie kilkunastu miesięcy doszło do dwóch sytuacji, które mogły zakończyć się tragedią. Pozbawieni bezpiecznej drogi powrotu na Ziemię astronauci utknęli na orbicie. Eksperci są zgodni: czas na stworzenie służb ratowniczych działających poza atmosferą, zanim dojdzie do nieodwracalnej katastrofy.

Zawiedzione systemy i uwięzieni astronauci

Gdy w listopadzie 2025 r. załoga chińskiej misji Shenzhou-20 miała wracać na Ziemię z pokładu stacji Tiangong, nic nie wskazywało nadchodzących problemów. Skrupulatnie przygotowywane plany powrotu się jednak nagle zmieniły. Pojawiło się bowiem podejrzenie, iż kapsuła mogła zostać uszkodzona przez kosmiczny odłamek. Agencja ogłosiła opóźnienie powrotu, a astronauci zostali na orbicie. Nikt nie wie, na jak długo.

To nie pierwszy taki przypadek. W 2024 r. amerykański statek Boeing Starliner doznał awarii systemu napędowego. Choć misję ostatecznie uratowała stacja kosmiczna, konieczne było przekierowanie załogi do kapsuły SpaceX, która wróciła z nimi na Ziemię dopiero kilka miesięcy później.

W obu przypadkach szczęśliwym zbiegiem okoliczności był fakt, iż stacje kosmiczne mogły pełnić funkcję schronienia. Ale co, jeżeli problem pojawi się na niezależnej misji z dala od jakiegokolwiek punktu ratunkowego?

Kosmiczne służby ratunkowe mogą być koniecznością

W odpowiedzi na te niepokojące incydenty eksperci coraz głośniej domagają się stworzenia stałego systemu ratownictwa kosmicznego. Pomysł wydaje się oczywisty, a jednak do tej pory nikt nie traktował go poważnie. Tymczasem orbita okołoziemska staje się coraz bardziej zatłoczona. Liczba komercyjnych i państwowych misji rośnie, a coraz liczniejsze kosmiczne śmieci tylko zwiększają ryzyko. Uszkodzona kapsuła, zablokowany port dokujący, awaria komunikacji – każdy z tych scenariuszy może doprowadzić do tragedii, jeżeli nie będzie natychmiastowej reakcji.

Jak zatem miałby działać kosmiczny system ratunkowy? Według specjalistów pierwszym krokiem jest przede wszystkim ujednolicenie systemów dokowania i komunikacji między statkami różnych producentów. To umożliwiłoby awaryjne przejmowanie załóg przez inne jednostki. Potrzebne są też jasno określone procedury i system dowodzenia – niezależny od narodowych agencji kosmicznych, ale działający ponad podziałami.

Co ciekawe, opracowanie takiego systemu wcale nie musiałoby kosztować fortuny. Eksperci szacują, iż wystarczy kilka milionów dolarów rocznie, by powołać niewielką organizację koordynującą działania ratownicze. Taka struktura mogłaby monitorować misje, symulować scenariusze awaryjne i być gotowa do działania, gdy coś pójdzie nie tak.

Ostatni moment na reakcję

Obecnie system ratownictwa kosmicznego nie istnieje. A czas działa na niekorzyść astronautów. Im więcej misji, tym większe prawdopodobieństwo, iż któraś z nich zakończy się sytuacją krytyczną. Bez planu awaryjnego załoga może utknąć w przestrzeni z ograniczonymi zapasami powietrza, energii i żywności. Pamiętajmy, iż wraz z komercjalizacją lotów kosmicznych problem dotyczy nie tylko państwowych agencji jak NASA czy CNSA, ale też prywatnych firm organizujących loty turystyczne. Ich pasażerowie nie zawsze będą gotowi na kryzys.

Kosmos nie wybacza błędów. Opóźnienie decyzji o stworzeniu ratownictwa orbitalnego może dosłownie kosztować życie. Świat ma jeszcze chwilę na działanie, ale zegar już tyka. jeżeli nie teraz, to kiedy?

Idź do oryginalnego materiału