Niewiele jest lepszych sposobów na spędzenie weekendu, niż wypad na łono natury i zabranie ze sobą ulubionych podcastów i muzyki. Szczególnie jeżeli przy okazji można taki aktywny odpoczynek połączyć z pracą i testem najnowszych słuchawek. Tym razem jednak znalazłem coś więcej, niż tylko materiał do recenzji.
Zazwyczaj proces testowania słuchawek wygląda u mnie podobnie. Rozpakowanie, konfiguracja, włożenie słuchawek do ucha, sprawdzenie, czy leżą wygodnie i… można przechodzić do dalszych etapów. Odrobinę nudny standard.
W przypadku Huawei FreeBuds 5 było inaczej.
Od początku podejrzewałem, iż nie będzie to standardowa przygoda. Huawei FreeBuds 5 zaskakują odrobinę już w kwestii samego opakowania, które zaprojektowano tak, iż z łatwością wślizguje się do kieszeni choćby obcisłych spodni. Później niespodzianka jest jednak zdecydowanie większa.
Słuchawki FreeBuds 5 cechują się bowiem zdecydowanie nietypowym kształtem i niestandardowym pomysłem na to, jakie w ogóle powinny być słuchawki, z których przeważnie korzystamy godzinami każdego dnia.
I właśnie ten pomysł sprawił, iż adekwatnie błyskawicznie wróciłem z mojego weekendowego spaceru, pokazałem słuchawki żonie i powiedziałem wprost: musisz je przymierzyć. Ale tak koniecznie.
Reakcja z jej strony była krótka i brzmiała: wow. Co prawdopodobnie zakończyło dla mnie wieloletni – i nie przesadzam ani trochę – proces poszukiwania dla żony niewielkich, kieszonkowych słuchawek, z których faktycznie chciałaby korzystać. Jak do tej pory przetestowała co najmniej kilkanaście różnych egzemplarzy z kompletnie różnych półek cenowych i zawsze było „nie, nie te”. Niezależnie od tego, czy były to słuchawki za 200 czy 1000 zł.
Co takiego interesującego przygotowało Huawei w Huawei FreeBuds 5?
Przede wszystkim to, iż nie są to wciskane, dokanałowe pchełki , co niektórym – w tym i mojej żonie – zupełnie nie odpowiada. W przypadku FreeBuds 5 mamy do czynienia z konstrukcją douszną, gdzie wciskania nie ma adekwatnie w ogóle. Słuchawki tylko delikatnie wprowadzamy do ucha, niezbyt głęboko, a reszta – odpowiednio zresztą wyprofilowana – opiera się o małżowinę. Rezultat – zero odczucia wypełnienia ucha i zero dyskomfortu z tym związanego.
Początkowe uczucie związane z korzystania z Huawei FreeBuds 5 jest przy tym dość specyficzne. Słuchawki są wprawdzie całkiem spore i dość finezyjnie zaprojektowane, więc spodziewamy się, iż zdecydowanie będziemy je czuć podczas noszenia. O niczym takim jednak nie ma mowy – pojedyncza słuchawka ma masę poniżej 5,5 g i opiera się o ucho w taki sposób, iż po kilku sekundach adekwatnie zapominamy o tym, iż w ogóle je założyliśmy. Podejrzewam przy tym, iż taka konstrukcja może nie być idealnie uniwersalna, ale zarówno w moim przypadku, jak i mojej żony, nie mieliśmy żadnych problemów z dopasowaniem słuchawek bez poprawiania. Jedyna różnica – ja skorzystałem z silikonowych nakładek z zestawu, żeby całość trzymała się pewniej, natomiast w jej przypadku nie było to konieczne.
Nie jestem przy tym pewien, czy zabrałbym Huawei FreeBuds 5 na naprawdę dynamiczny trening, ale poza tym robiłem z tymi słuchawkami prawie wszystko – spacerowałem godzinami, siedziałem przy komputerze, wyprowadzałem psa, oglądałem filmy, sprzątałem dom i robiłem pranie, i dawno już nie miałem do czynienia z taką sytuacją, żebym po wielu godzinach ze słuchawkami w uszach w ogóle nie myślał o tym, iż mam je założone. Poprawianie raz założonych słuchawek? Też nie miało w moim przypadku miejsca – zupełnie tak, jakby przy moim kształcie uszu była tylko jedna pozycja, w której leżą prawidłowo i była to dokładnie ta pozycja, w której słuchawki układają się od razu po włożeniu do ucha.
Specjalnie zresztą przed pisaniem tego tekstu (a jest okolica godziny 13:00) włożyłem rano Huawei FreeBuds 5 do uszu i tak sobie w nich od rana paraduję, żeby zweryfikować, czy moje pierwotne wrażenia są prawdziwe na dłuższą metę. I nie mam wątpliwości – w moim przypadku są. Co ciekawe, w moich uszach słuchawki układały się w zupełnie inny sposób niż w uszach żony – i każde z nas utrzymywało, iż jego układ jest tym prawidłowym dla niego.
Huawei FreeBuds 5 w morzu słuchawek TWS wyróżniają się jednak nie tylko swoją dousznością i wygodą.
Są to po prostu… dobrze słuchawki z rozsądną ceną i ciekawą ofertą premierową. Pomimo częściowo otwartej konstrukcji, na pokładzie znajdziemy m.in. ANC, które może nie odetnie nas całkowicie od otoczenia, ale zdecydowanie pozwoli się skupić na odtwarzanych treściach. FreeBuds 5 świetnie spisują się też podczas rozmów telefonicznych, a za wysoką jakość dźwięku odpowiada dynamiczny przetwornik ultramagnetyczny i obsługa kodeka LDAC (oraz m.in. AAC czy SBC) – zresztą możliwości dźwiękowe słuchawek Huawei są w tym przypadku potwierdzone certyfikatem Hi-Res Audio.
Charakterystyka brzmienia jest przy tym dość zrównoważona – owszem, są głębokie basy, ale o ile nie przesadzimy z personalizacją w equalizerze (dostępne cztery fabryczne tryby i opcja tworzenia własnych), to nie będą one przytłaczać reszty sceny dźwiękowej.
Nie trzeba się więc godzić na specjalne kompromisy, żeby dostać słuchawki, które i dobrze grają, i są w stanie wyciszyć hałas dookoła nas, i jednocześnie nie wciskają nam się w uszy. Do tego oferują bezproblemowe przełączanie się między dwoma urządzeniami, wytrzymają 30 godzin na jednym ładowaniu (z pomocą etui), a jeżeli będziemy musieli je podładować, to w 5 minut zapewnimy sobie aż 2 godizny odtwarzania.
Oraz, co dość ważne, nie kosztują fortuny.
Huawei FreeBuds 5 – ile i dla kogo?
Teraz, czyli w momencie premiery – 699 zł, przy czym za taką cenę w sklepie Huawei.pl dostaniemy nie tylko same słuchawki. Do kompletu, w ramach oferty trwającej do 30 kwietnia, otrzymamy też w prezencie dodatkowe etui i zniżkę 50 proc. na zakup dodatkowej słuchawki na wypadek jej zgubienia lub zniszczenia. Mało tego – jeżeli od razu kupimy dwa komplety, to za drugi, zamiast 699 zł, zapłacimy 399 zł. Do wyboru mamy przy tym trzy wersje kolorystyczne – białą, koralową i czarną.
Kto powinien się nimi zainteresować? Bez wątpienia te osoby, które spędzają ze słuchawkami w uszach długie godziny i jednocześnie nie lubią słuchawek dokanałowych albo po prostu chcą, żeby dyskomfort związany z tak długim noszeniem był jak najmniejszy. Albo, kto wie, nie istniał wcale.