Ping pong gigantów

5 dni temu

Apple Inteligence to obietnica wielkich zmian… w USA, bo w Europie nowe funkcje pozostają niedostępne. Czy Unia hamuje innowacje, a może chroni swoich obywateli? I czy walcząc z europejską biurokracją, Tim Cook nie wziął nas aby jako zakładników?

Zapowiedź implementacji GenAI do iPhone’ów 16 nie wywarła na mnie większego wrażenia, zwłaszcza iż wiele z zapowiadanych rozwiązań jest już dostępnych w urządzeniach Samsunga. Zaskoczyła mnie natomiast informacja, iż w Europie Apple Intelligence początkowo nie będzie dostępne z powodu – jak to ujęto w oświadczeniu – „niepewności prawnej”. To już kolejna taka decyzja, podobne kroki zapowiedziały wcześniej Meta czy OpenAI.

Sztuczna inteligencja to niewątpliwie największa rewolucja, jaką widziałem w moim pięćdziesięcioletnim życiu: większa niż internet, telefony komórkowe, a choćby pojawienie się Dooma! Rewolucyjny zryw dopiero się jednak rozpoczyna i nikt nie wie, dokąd nas zaprowadzi. Rozwój AI jest, jak to w kapitalizmie bywa, wybuchowy, złożony i nietransparentny, ale za to niezwykle skuteczny i szybki.

Próbując go kontrolować, Unia stawia na „zrównoważony rozwój”: zakazuje rozwiązań mogących godzić w prawa człowieka (np. systemów inwigilacji obywateli), nakłada na twórców technologii obowiązek tworzenia zróżnicowanych baz danych oraz prowadzenia szczegółowej dokumentacji. Idea ta autentycznie mi się podoba, ale jej implementacja zaczyna wyglądać na mocno spóźnioną i nieefektywną, o czym pisał już na łamach Mateusz Witczak.

Mimo poczynionych tu krytycznych uwag względem UE, dalej uważam ją za „moją Unię”: tę samą, do której aspirowaliśmy, a korzyści z której wielokrotnie przewyższają wady. Jeśli w wyniku regulacyjnych zapędów Europa stanie się dla technologicznych gigantów rynkiem drugiej kategorii, powinniśmy się martwić… Pytanie jednak, czy to w ogóle realna groźba?

Niebezpieczne związki

Korzystam z technologii, niektóre z nich, choćby rozwiązania Alphabetu (Google) – naprawdę lubię. Bynajmniej natomiast korporacjom nie ufam. Ich decyzje są napędzane wyłącznie przez zysk, a ich „etyczność” należałoby wziąć w cudzysłów. Przecież gdy trzeba, big techy potrafią nawiązać bliskie relacje z amerykańskim rządem, ułatwiając mu masową inwigilację. Dzięki Edwardowi Snowdenowi dowiedzieliśmy się o programie PRISM, w ramach którego Agencja Bezpieczeństwa Narodowego korzystała z danych zgromadzonych przez Microsoft, Facebooka, Apple’a i Google’a. Verizon i AT&T przesyłały NSA metadane telekomunikacyjne, umożliwiające m.in. śledzenie lokalizacji rozmówców. Z kolei Amazona oskarżano o wspieranie ICE w monitorowaniu imigrantów.

Oczywiście USA potrafi się za takie „przysługi” odwdzięczyć. Ile razy polski rząd miał ochotę nieco restrykcyjniej opodatkować amerykańskie korporacje (albo chociaż dostosować działalność np. Ubera do polskich standardów), tyle razy w stosownym ministerstwie rozlegał się dzwonek telefonu z amerykańskiej ambasady. Gdy zaś do Polski, debatującej wówczas nad ewentualnym podatkiem od cyberkorpów, przyleciał wiceprezydent Mike Pence, temat nagle przepadł. Jak statki bojowe płonące w okolicach ramienia Oriona, promienie C błyszczące w ciemności w pobliżu Wrót Tannhäusera i łzy w deszczu.

Ja się na to wszystko, rzecz jasna, nie obrażam, taki jest świat i takie są narzędzia do budowania narodowej potęgi. Zdecydowanie zresztą wolę w roli światowego hegemona USA, z całym ich ciężkim bagażem wad i przewin, niż Chiny. A innego wyboru na razie nie mamy.

Natomiast jest jasne iż interesy Stanów często mogą być sprzeczne z naszymi. Zwłaszcza, jeżeli prezydentem zostanie ten pomarańczowy gość, który wcale nie wydaje mi się tak wielkim oszołomem, jak go malują, na pewno jest jednak bezwzględny i pozbawiony sentymentów. Tymczasem tak zwana „przyjaźń polsko–amerykańska” opiera się właśnie na sentymencie.

Technologiczny rynek drugiej prędkości

Jednym z elementów rozgrywki między Apple a Unią Europejską jest dostęp do App Store’a. Wszystko zaczęło się w czerwcu 2020 r., gdy KE wszczęła dochodzenie antymonopolowe, sprawdzając, czy narzucony przez giganta z Cupertino obowiązek korzystania ze swojego wewnętrznego systemu zakupowego, nie łamie aby europejskiego prawa. Zwłaszcza iż Apple nie pozwalał na informowanie o tańszych opcjach zakupu, dostępnych poza jego ekosystemem.

Na przestrzeni lat konflikt ten rozrósł się do rozmiarów epopei, w końcu jednak spółka wykonała unijne zalecenia, zezwalając na dokonywania transakcji poza App Store’em. Jednocześnie jednak wprowadziła nowy model rozliczeń, który stawia duże podmioty przed istnym wyborem Zofii.

Przy obrotach powyżej miliona dolarów rocznie, prowizja Apple’a sięga 30%. Alternatywą jest korzystniejsza (20%) stawka, acz obwarowana istotnym ograniczeniem: o ile aplikacja zostanie ściągnięta w krajach Unii Europejskiej milion razy rocznie – każdy dodatkowy download będzie kosztować jej twórców 50 eurocentów.

Doceniam, iż mali devowie płacą mniej (do miliona dolarów przychodu rocznie – tylko 15%), zwłaszcza iż na Steamie możemy o takiej polityce tylko pomarzyć. Dla wielkich pokusa obcięcia prowizji jest jednak wielka, nierzadko prowokując ich wręcz do zmiany myślenia o rynku europejskim. Znam przypadki, gdy zbliżając się do miliona ściągnięć, studia wyłączają (!) swoje aplikacje w Europie. Jak wiadomo 99% segmentu mobile to dziś rynek darmowych aplikacji, funkcjonujących w modelu F2P. Pięćdziesiąt centów opłaty za każdy dodatkowy download to dla nich iście zabójcza perspektywa.

Efekt – czy aby na pewno uboczny? – jest taki, iż znowu stajemy się rynkiem drugiej prędkości, terytorium problematycznym. Bezpiecznie i rentownie jest robić appki z myślą o USA czy Dalekim Wschodzie, gdzie nie ma żadnych dodatkowych haczyków.

Wojna pomiędzy Unią Europejskiej a korporacjami technologicznymi dopiero się rozkręca, a jej uczestnicy działają metodą wet za wet. Przecież Apple ogłosił opóźnienie we wprowadzeniu AI w Europie „w związku z niepewnością prawną” na łamach Financial Timesa. To samo medium poinformowało wcześniej o kolejnym dochodzeniu KE względem Apple’a.

Każde z takich starć wpływa na naszą, użytkowników technologii, przyszłość. I choć Unia może stawiać na zrównoważony rozwój, ryzyko pozostania w tyle w światowym wyścigu o innowacje staje się w jej krajach coraz bardziej realne.

Idź do oryginalnego materiału