„Panie, jak to świeci!” – opowieści z mchu, paproci i marketu RTV

3 tygodni temu

Wielkimi krokami nadchodzi najgorętszy w handlu okres w roku – Black Week, Black Friday oraz bożonarodzeniowe akcje promocyjne. To właśnie one w najbliższych tygodniach będą napędzać sprzedaż i przyciągać tłumy konsumentów. Nie da się ukryć, iż to również doskonały moment na zakup telewizora, gdyż na rynku pojawi się wiele wyjątkowo atrakcyjnych ofert. Postanowiłem więc przejść się po kilku sklepach i sprawdzić, jakimi technikami sprzedażowymi oraz chwytliwymi hasłami marketingowymi pracownicy i promotorzy producentów TV próbują przyciągnąć, ba wręcz mamić potencjalnych klientów.

Listopad i grudzień od wielu lat są miesiącami, w których sprzedaż telewizorów wyraźnie szybuje. Kolejnym idealnym momentem na zakup TV jest przełom pierwszego i drugiego kwartału, kiedy sklepy wyprzedają modele z poprzedniego roku.

Na marginesie, patrząc na nieoficjalne dane z początku 2024 r., aż 68% konsumentów kupowało telewizory w sklepach stacjonarnych, natomiast 32% zakupów dokonano w internecie. Można jednak przypuszczać, iż w tym roku proporcje te wyglądają już inaczej, ponieważ e-commerce z biegiem czasu zyskuje coraz większą popularność. Nie o tym jednak miał być ten tekst, więc przechodzę do sedna.

Pomysł na napisanie tego materiału kiełkował w mojej głowie od lat. Niedawno mój 71-letni tata postanowił wybrać się do sklepów RTV, by znaleźć dla siebie idealny telewizor. Po jego wędrówkach wymieniliśmy się spostrzeżeniami. I tu pierwsza uwaga, taka „oczywista oczywistość”. Sprzedawcy zupełnie inaczej rozmawiają z osobą starszą niż z kimś młodszym, często lepiej obeznanym z technologią. Dlatego na potrzeby tego tekstu będę posiłkował się również historiami z doświadczeń mojego taty.

Mam również gorącą prośbę do czytelników, aby potraktowali ten tekst jako luźną, humorystyczną publicystykę na czas gorącego okresu zakupowego. Nie jest moją intencją w żaden sposób wyśmiewać moich rozmówców ani rozmówców mojego taty. Celowo nie podaję nazw sklepów, ich lokalizacji ani imion promotorów, czy sprzedawców, ponieważ z dziennikarskiego punktu widzenia byłoby to nieetyczne, a z ludzkiego – wręcz nieprzyzwoite.

Proszę was, spójrzcie na ten tekst z lekkim przymrużeniem oka, ale jednocześnie miejcie na uwadze, iż nie każde zachwalane urządzenie jest czasem tak doskonałe, jak mogłoby się wydawać — bo, jak wiadomo, nie wszystko złoto, co się świeci.

Źródło: Samsung

„Panie, jak to świeci, a jakie ma kolory!”

Taka sentencja czasem jest wygłaszana przez sprzedawców elektromarketów. choćby mój tata ostatnio ją usłyszał. Warto jednak wiedzieć, iż każdy telewizor ma tzw. tryb sklepowy, w którym parametry jasności, kontrastu i kolorów są podbite do granic możliwości. W połączeniu z dobrym filmem demo 4K HDR, to może robić większe lub mniejsze wrażenie na potencjalnym kliencie. Celowo piszę „większe/mniejsze”, ponieważ efekt zależy od możliwości konkretnego egzemplarza

Dlatego do tego typu sloganów zawsze warto podchodzić z dużą dozą ostrożności. Co ciekawe, ostatnio w jednym ze sklepów zauważyłem 65-calowy model Samsung S90F (matryca QD-OLED) umiejscowiony wśród konkurencji, która — umówmy się — nie była w stanie wygenerować równie intensywnego, żywego obrazu. prawdopodobnie nie był to przypadek. Wszystko po to, aby zwrócić uwagę klientów właśnie na ten egzemplarz.

Plotka miejska głosi, iż niektórzy producenci przed wstawieniem telewizorów do elektromarketów starannie planują ich ekspozycję. Zaznaczają, iż dany model ma znaleźć się w konkretnym miejscu, np. w pewnej odległości od konkurencyjnego brandu, aby zmaksymalizować efekt „wow” na kliencie.

„Proszę Pana, ale to jest QLED.”

Aby dobrze zrozumieć powyższe zagadnienie, trzeba cofnąć się kilka lat. Technologia QLED, czyli urządzeń wyposażonych w Quantum Dot (kropki kwantowe), początkowo trafiała wyłącznie do modeli z segmentu premium. Dziś rozwiązanie to znajdziemy już także w produktach budżetowych, choć sposób jego implementacji bywa różny. W praktyce przekłada się to na wydajność i ostateczny efekt – czyli zdolność do jak najszerszego pokrycia palety barw.

Niestety, zdarzają się sytuacje, w których liczba kropek kwantowych jest tak
„niewielka”, iż telewizor nie powinien w ogóle być oznaczony jako QLED. Problem ten opisywałem już w zeszłorocznym tekście „Co mnie wkurzyło u producentów telewizorów w 2024 r.” Konkluzja: hasło „QLED” w przypadku LCD LED nie oznacza już „złotych gór”, ale jedynie technologię, która w wielu przypadkach poprawia jakość obrazu w ograniczonym stopniu.

Źródło: TCL

„Proszę Pana, OLED jest lepszy od Mini LED-a.”

W tym miejscu od razu odsyłam do mojego Specjalnego Poradnika TV, gdzie w przystępny sposób tłumaczę, co naprawdę oznaczają skróty takie jak: OLED, Mini LED, QD-OLED, RGB LED, a także, między innymi wyjaśniam czym różnią się poszczególne typy matryc.

Często można usłyszeć od sprzedawców stwierdzenia: „Proszę Pana, OLED jest lepszy od Mini LED-a”. To jednak pewnego rodzaju uproszczenie, które nie oddaje w pełni istoty sprawy. W praktyce ani OLED nie jest jednoznacznie lepszy od Mini LED-a, ani Mini LED od OLED-a. Ostateczny werdykt zależy zawsze od konkretnego modelu, a przede wszystkim od jego rzeczywistych parametrów technicznych.

Przykładowo, tańsze OLED-y, jak LG B5, czy Philips 710 oferują perfekcyjną czerń, ale ze względu na przeciętną jasność szczytową potrafią gubić detale w ciemniejszych scenach. Z kolei zaawansowany Mini LED z matrycą typu VA potrafi zapewnić wysoką jasność i solidną czerń. W bezpośrednim starciu w ciągu dnia, przy mocnym oświetleniu, to właśnie Mini LED może wypaść korzystniej.

Każdy powinien odpowiedzieć sobie na najważniejsze pytanie: do czego najczęściej będzie wykorzystywany telewizor: do gier, telewizji kablowej, a może głównie do streamingu? Warto też zastanowić się, czy częściej oglądamy telewizję w ciągu dnia, czy wieczorem. Do wieczornych seansów dobrym wyborem będzie OLED np. LG z serii C5 lub 65” S90F.

Kolejne istotne pytanie, które powinien postawić sobie potencjalny konsument przed wizytą w sklepie brzmi: w jaki sposób odbiornik będzie eksploatowany? Czy będzie działał niemal przez cały dzień np. pozostawiony na kanale informacyjnym lub będzie emitował non-stop powtórki seriali Ranczo, M jak miłość? W takim scenariuszu szczególnie polecam Mini LED-y, ponieważ nie grozi im potencjalne ryzyko wypalenia, retencji.

Każda z tych dwóch technologii ma swoje plusy i minusy. Dlatego twierdzenie o wyższości jednej nad drugą znajduje uzasadnienie wyłącznie w przypadku najbardziej zaawansowanych OLED-ów. Mam tu na myśli modele: LG G5, Sony Bravia 8 II, Samsung S95F, które dzięki wysokiej jasności, doskonałej reprodukcji kolorów i perfekcyjnej czerni potrafią w pełni wykorzystać potencjał technologii organicznych diod.

„Panie kochany, WOLED? Jaśniejszy zawsze będzie QD-OLED.”

Ostatnio spotkałem się ze stwierdzeniem, iż telewizory z matrycą QD-OLED są jaśniejsze od klasycznych OLED-ów (WOLED). Jest w tym sporo prawdy, jednak promotor konkretnej marki, zachwalający model z matrycą QD-OLED, zapomniał dodać drobnej „gwiazdki”.

Na rynku są już dostępne OLED-y nowej generacji – mam tu na myśli LG G5 z technologią RGB Tandem OLED – które w kategorii luminancji osiągają lepsze wyniki niż QD-OLED-owa konkurencja.

Małe post scriptum: jeśli, drogi Czytelniku, wciąż nurtuje Cię pytanie, czym dokładnie są technologie QD-OLED oraz OLED (WOLED), ponownie zachęcam do sięgnięcia po mój Specjalny Poradnik o telewizorach. Znajdziesz w nim krótkie wyjaśnienia oraz benefity z ich użytkowania.

„Ten telewizor za 15, a choćby za 20 lat będzie przez cały czas na topie.”

Odwiedziłem ostatnio jeden z salonów firmowych pewnego producenta. Usłyszałem od sprzedawcy, iż telewizor 8K znajdujący się na ekspozycji jest tak dobry i ma tak świetne parametry zarówno pod względem rozdzielczości, jak i zastosowanego procesora, iż choćby za 15, a może i 20 lat wciąż będzie przez cały czas produktem z najwyższej półki.

Hmmm… Powiecie może, iż się czepiam, ale patrząc na zmiany, jakie w ostatniej dekadzie zaszły na rynku telewizorów, śmiem twierdzić, iż sprzedawcę nieco poniosła fantazja. Owszem, zdaję sobie sprawę, iż coraz częściej producenci oferują kilkuletnie aktualizacje systemów Smart TV (np. LG – do 5 lat, Samsung – do 7 lat). Jednak rozwój technologii wyświetlania, jak choćby panele RGB LED, coraz bardziej zaawansowana sztuczna inteligencja, czy mocniejsze procesory, w ostatnich latach wyraźnie nabrał szybkiego tempa.

I tu ciekawostka: z danych zaprezentowanych podczas zamkniętej konferencji TCL kilka miesięcy temu wynika, iż polscy konsumenci w 2025 roku wymieniają telewizory średnio co 9,6 roku.

Źródło: Samsung

Telewizor do streamingu

Sprzedawcy i promotorzy bardzo często pytają klientów, do czego najczęściej będzie wykorzystywany nowy TV. W przypadku odpowiedzi dotyczących streamingu zwykle zaczyna się zachwalanie urządzenia pod kątem obsługi HDR czy Dolby Vision. Przypomnę jednak raz jeszcze: owszem, telewizory budżetowe wspierają tego rodzaju formaty, ale w praktyce nie zobaczymy na nich pełnego efektu HDR. Powodem jest ograniczona specyfikacja, przede wszystkim niska jasność panelu, która uniemożliwia uzyskanie adekwatnego wrażenia.

Ponadto, kilkukrotnie usłyszałem od moich rozmówców w sklepie, iż serwisy streamingowe takie, jak Netflix zapewniają super jakość obrazu. I tu warto się na chwilę zatrzymać. Faktem jest, iż w porównaniu z sygnałem telewizji kablowej różnica w jakości obrazu jest znacząca. Rzeczywiście, w serwisach takich jak Netflix, Amazon, czy Disney+ znajdziemy treści w formatach 4K HDR/Dolby Vision. Jednak, czy ich jakość faktycznie powala na kolana? Oczywiście, iż nie! Strumień danych w przypadku materiałów na Netflixie oscyluje wokół 17 Mbps, co – uwierzcie mi – jest wartością stosunkowo niską. Jedynym wyjątkiem, z którym mogę się zgodzić, pozostaje dedykowana usługa dla telewizorów Sony, czyli Sony Picture Core, gdzie bitrate potrafi osiągać poziom choćby 80 Mbps.

„Proszę Pana, HDR10+ dostosowuje się do sytuacji”

Pozostając przy temacie HDR, przypomina mi się rozmowa z jednym z promotorów, który zachwalał zalety formatu HDR10+ słowami, cytuję: „dostosowuje się on do sytuacji”. Trudno jednak stwierdzić o jaką sytuację chodziło – romantyczną, dramatyczną?

W rzeczywistości zaawansowane formaty HDR, takie jak HDR10+ Adaptive czy Dolby Vision IQ, wykorzystują czujnik oświetlenia wbudowany w telewizorze. Dzięki niemu obraz jest dynamicznie dostosowywany do warunków świetlnych panujących w pomieszczeniu. Efekt? Lepsza optymalizacja obrazu, szczególnie pod kątem widoczności detali w ciemniejszych partiach sceny, co znacząco podnosi komfort oglądania.

Należy również pamiętać, iż zaawansowane formaty HDR, takie jak Dolby Vision i HDR10+, wykorzystują dynamiczne metadane do bieżącej analizy i optymalizacji parametrów obrazu, dostosowując je do charakterystyki każdej sceny, a choćby każdej klatki.

Źródło: Panasonic

„On ma Dolby Atmos.”

Bardzo często sprzedawcy zachwalają sprzęt hasłem Dolby Atmos. Drogi Czytelniku, oznacza to mniej więcej tylko tyle, iż telewizory są kompatybilne z tym formatem. Aby jednak w rzeczywistości móc w pełni korzystać z jego możliwości, konstrukcja systemu audio powinna być wyposażona w głośniki skierowane ku górze. Tylko w takim przypadku otrzymamy pełnię efektów – tzw. dźwięk obiektowy, co pozwala odtwarzać fonię w pełnej trójwymiarowej przestrzeni.

Problem w tym, iż telewizorów z taką konstrukcją jest na rynku bardzo kilka – dostępne modele można bez trudu policzyć na palcach jednej ręki.

Wachlarz ciekawych stwierdzeń – makaron na uszy

Wszystkich ciekawych, a czasem wręcz zabawnych stwierdzeń, które usłyszałem podczas mojej rundy po sklepach, ale też przez ostatnie lata nie sposób spamiętać. Jedna historia szczególnie jednak utkwiła mi w pamięci.

Kiedyś młody promotor reprezentujący w elektromarkecie pewnego chińskiego producenta zachwalał Mini LED-a ze średniej półki. Po chwili jednak zorientował się, iż szukam czegoś innego. I wtedy, bez większych ogródek, z ułańską fantazją powiedział: „Widzi Pan, tego koreańskiego OLED-a? To jest telewizor. Kontrast, obraz, głębia kolorów — to bym brał.” Warto w tym miejscu docenić szczerość młodego promotora, ponieważ tego typu sytuacje należą do rzadkości.

Źródło: TCL

Po ostatnich wizytach w sklepach odnoszę wrażenie, iż poziom wiedzy sprzedawców oraz sposób jej prezentowania potencjalnym konsumentom wygląda lepiej niż jeszcze kilka lat temu. Szczególnie w salonach branżowych, dedykowanych konkretnym producentom (koreańskiemu, japońskiemu) poziom merytorycznej, fachowej wiedzy jest naprawdę duży. Widać tu wyraźnie efekty intensywnych szkoleń produktowych, które koncentrują się na specyfikacji oraz technologicznych możliwościach poszczególnych urządzeń.

Nie zapominajmy jednak, iż podstawowym zadaniem sprzedawcy/promotora jest sprzedaż produktu. „Nawijanie makaronu na uszy” jest niejako wpisane w specyfikę tej pracy. Ważne jednak, aby ten makaron, mówiąc kolokwialnie, nie był rozgotowany, ale podany w wersji al dente.

Dlatego wszystkim osobom poszukującym telewizora polecam, zanim wybiorą się do sklepu, przeprowadzić własny research np. w Internecie, popytać znajomych. Warto określić swoje preferencje dotyczące technologii (OLED, QD-OLED Mini LED), a następnie zapoznać się z kilkoma testami i recenzjami. Dzięki temu zyskujecie choćby podstawową wiedzę, która pozwali wam świadomie ocenić ofertę i uniknąć marketingowych uproszczeń.

A wy pamiętacie jakieś śmieszne teksty sprzedawców telewizorów? jeżeli tak, podzielcie się nimi w komentarzu poniżej.

LGMini LEDOLEDSamsungSonytelewizory
Idź do oryginalnego materiału