Oto bateria, której nigdy nie trzeba ładować. Chcę ją

konto.spidersweb.pl 6 godzin temu

Wyobraź sobie świat, w którym pojęcie ładowarki odchodzi do lamusa. Telefon nie dopomina się o prąd, inteligentny zegarek wciąż odmierza czas po dekadzie użytkowania, a drony wykonują obloty przez lata nie lądując z powodu rozładowanej baterii. Brzmi jak techno-utopia?

To już nie science fiction, ale powoli stająca się rzeczywistość z laboratorium Daegu Gyeongbuk Institute of Science & Technology (DGIST) w Korei Południowej oraz partnerujących ośrodków badawczych.

Kluczowe w nowej technologii są tzw. baterie betawoltaiczne, które zamieniają energię promieniowania beta – emitowanego przez izotopy promieniotwórcze, np. węgiel-14 – bezpośrednio na prąd elektryczny. To nie reaktor atomowy w kieszeni, ale inteligentnie zaprojektowany układ, w którym beta-cząstki uderzają w specjalny półprzewodnik, wywołując lawinę elektronów i generując użyteczną ilość elektryczności. Dzięki odpowiedniemu ekranowaniu promieniowanie nie wydostaje się na zewnątrz i nie stanowi zagrożenia dla użytkownika – cienka warstwa aluminium wystarcza, by wyłapać całą aktywność.

Nie bez powodu wybór padł na izotop węgla C-14. Jest to pierwiastek znany z datowania radiowęglowego, ale w tym wypadku wykorzystuje się jego powolny rozpad (połowiczny czas rozpadu wynosi ponad 5700 lat), by zasilać elektronikę całymi dekadami – a teoretycznie choćby tysiącleciami. W praktyce zanim atomy zdążą osłabnąć urządzenie, które będą zasilać, dawno straci sens istnienia.

To też jest ciekawe:

Czemu ta bateria jest inna niż wszystkie?

Nowatorskość rozwiązania polega nie tylko na zasilaniu betawoltaicznym, ale też na doborze materiałów. Koreański zespół pod kierownictwem prof. Su-Ila In opracował nowy typ półprzewodnika – tlenek tytanu (TiO₂), wzbogacony barwnikiem na bazie rutenu. Dzięki zaawansowanym reakcjom powierzchniowym i tzw. chemicznej obróbce cytrynianem powstał ogniwo, w którym elektrony wywołane przez promieniowanie C-14 zostają wyzwolone w sposób wyjątkowo wydajny. Obydwie elektrody baterii są naszprycowane radioaktywnym izotopem – w efekcie zwiększono nie tylko ilość generowanych beta-cząstek, ale i zminimalizowano straty energii na drodze pomiędzy nimi.

Efekt? Radykalny wzrost sprawności energetycznej betawoltaicznego ogniwa: z 0,48 proc. aż do 2,86 proc. – to pięciokrotny postęp względem poprzednich rozwiązań. Owszem, na tym etapie prototyp jest o wiele mniej wydajny niż nowoczesne ogniwa litowo-jonowe, ale przewaga nowatorskiej baterii tkwi w czymś zupełnie innym: skali czasu działania. Gdy akumulatory Li-ion zaczynają po roku-dwóch łapać zadyszkę nuklearne ogniwo pracuje nieprzerwanie przez dekady.

Zastosowania: medycyna, wojsko, IoT – i twoje codzienne gadżety?

Prof. Su-Il In i jego zespół

Potencjał nowych baterii jest trudny do przecenienia. Przede wszystkim skorzystają implanty medyczne, takie jak rozruszniki serca – w tej chwili wymagają one wymiany po kilku latach, co oznacza kolejne, ryzykowne operacje. Z nuklearnym ogniwem wystarczy jeden zabieg na całe życie. Podobnie w rozwoju technologii wojskowych, stacjach pomiarowych do pracy w ekstremalnym klimacie, czy elektronice odległej od sieci energetycznych – wszędzie tam, gdzie nieopłacalna lub niemożliwa jest częsta wymiana/ładowanie źródła zasilania.

A co z naszymi telefonami, zegarkami, słuchawkami albo czujnikami smart home? Na razie prototypy generują zbyt mało mocy, by zasilić prądożerny telefon, ale – rozwijając technologię i optymalizując system odbioru energii z promieniowania beta – można sobie wyobrazić rzeczywistość, w której ładowanie staje się wspomnieniem, a hardware wymieniamy wtedy, gdy naprawdę się znudzi lub zużyje.

Czy bateria dożywotnia jest w ogóle bezpieczna?

Słowo nuklearna bywa straszakiem, szczególnie w nagłówkach. Ale w rzeczywistości stosowana tu technologia wyróżnia się wysokim poziomem bezpieczeństwa. Promieniowanie beta jest dużo łatwiej ekranować niż inne rodzaje radioaktywności – już cienka warstwa tworzywa zatrzymuje wszystkie cząstki. Co więcej źródłem izotopu jest produkt uboczny elektrowni jądrowych, więc ograniczamy odpady radioaktywne i zaprzęgamy je do pracy – dosłownie odpad zyskuje drugie życie.

Same ogniwa są hermetycznie zamknięte i zaprojektowane tak, by podczas uszkodzenia nie wydostał się żaden materiał aktywny. Od strony środowiskowej i bezpieczeństwa użytkownika taki gadżet może być choćby mniej kłopotliwy niż konwencjonalne akumulatory – te ostatnie po spaleniu lub rozbiciu potrafią faktycznie być dużo bardziej toksyczne.

Od laboratorium do świata mainstreamu – co nas dzieli od rewolucji?

Zanim półka sklepowa zapełni się telefonami na wieczną baterię minie trochę czasu. Trzeba poprawić wydajność przetwarzania energii i zoptymalizować procesy produkcyjne. Zespół prof. In planuje prace nad miniaturyzacją i masową produkcją nowych ogniw. Jednak śmiałe wizje już dziś podbijają wyobraźnię – jeżeli technologia wyjdzie poza sferę naukowych ciekawostek sektor elektroniki użytkowej zaliczy największy przełom od dekad.

W tej sytuacji inwestorzy, firmy i entuzjaści mają powody do ekscytacji. A dla całego ekosystemu technologicznego to szansa na odejście od nieekologicznych akumulatorów litowo-jonowych, zamienienie wąskiego gardła na etapie użytkowania w zaletę oraz… odzyskanie cennego czasu traconego codziennie na ładowarki, powerbanki i szukanie gniazdek.

Idź do oryginalnego materiału