
Jeśli myśleliście, iż temat anomalii komety 3I/Atlas został już wyczerpany, jesteście w błędzie. Najsłynniejszy łowca technologii pozaziemskich z Harvardu, Avi Loeb, znów wkłada kij w mrowisko.
Avi Loeb w nowym wpisie na swoim blogu kolejny raz prowokuje i bierze na tapetę nowe zdjęcie komety 3I/Atlas. Fotografia wykonana została przez M. Jagera, G. Rhemanna i E. Prosperiego i zamieszczona na facebookowej grupie ICQ Comet Observations.
Obraz składa się z 20 ekspozycji trwających po 100 sekund każda, które wykonano 20 listopada 2025 r. przy odległości 3I/Atlas wynoszącej 326 mln km od Ziemi.
Obraz pokazuje dwa wąskie dżety skierowane przeciwnie do siebie i zorientowane pionowo od osi 3I/Atlas-Słońce. To, co przykuło wzrok Loeba, to niesamowita geometria tego obiektu. Zamiast typowego, rozmytego „obłoku”, widzimy tam coś na kształt litery X. Wraz z ogonem i anty-ogonem wzdłuż tej osi, linie boczne tworzą wzór w kształcie litery X. Rozciągają się one na odległość około miliona kilometrów od 3I/Atlas.
Kometa 3/Atlas na zdjęciu z 20 listopada 2025 r. Źródło: M. Jäger, G. Rhemann i E. ProsperiAvi Loeb zadaje na swoim blogu proste, ale niszczące spokój astronomów pytanie: dlaczego te linie są tak proste? Z doniesień naukowych wiemy, iż 3I/Atlas nie jest obiektem statycznym. Kometa obraca się wokół własnej osi z okresem wynoszącym 16,16 godz.
To dość szybko. Gdybyśmy mieli do czynienia z klasyczną sublimacją lodów i wyrzutem gazów, rotacja jądra powinna zadziałać jak ogrodowy zraszacz. Wyrzucana materia powinna się zakręcać, tworząc spirale, przerwy lub załamania.
Astrofizyk wylicza to bezlitośnie. Biorąc pod uwagę typową prędkość termiczną dla sublimujących substancji w tej odległości od Słońca, która wynosi około 400 m/s, obrót komety powinien poszatkować te strumienie. Powinniśmy widzieć wyraźne „schodki” lub pofalowania na skali rzędu dziesiątek tysięcy kilometrów.
A co widzimy na zdjęciu Jagera i spółki? Idealnie proste linie, jak odrysowane od linijki. Żadnych przerw, żadnych załamań. Loeb zauważa też inną anomalię: dlaczego te boczne strumienie są ustawione idealnie pionowo do ogona? W naturze takie przypadki zdarzają się rzadko.
To nie wszystko. Dlaczego dwa boczne strumienie są zorientowane pionowo do ogona i anty-ogona związanego z osią 3I/Atlas-Słońce? – pyta astrofizyk.
Statek-matka czy kosmiczny gruz?
Tutaj dochodzimy do momentu, który tak bardzo lubią czytelnicy, a którego tak bardzo nienawidzą naukowcy. Skoro wykluczamy standardowe dżety gazowe, to czym są te linie?
Zdaniem Loeba najprostszym wyjaśnieniem jest przyjęcie, iż nie patrzymy na gaz, ale na ślad pozostawiony przez fizyczne obiekty. Profesor sugeruje, iż są to linie wyznaczające trajektorię małych miniobjektów, które odłączyły się od 3I/Atlas.
Jego zdaniem najprostszym wyjaśnieniem tych prostych i wąskich strumieni bocznych jest to, iż są to linie zaznaczające smugę gazu lub pyłu, związane z liniową trajektorią małych miniobiektów, które odleciały z 3I/Atlas.
Jeśli miniobiekty rozpoczęły swoją podróż w pobliżu peryhelium, w momencie największego zbliżenia 3I/Atlas do Słońca 29 października 2025 r., przebyły dystans miliona kilometrów w 22 dni. Odpowiada to prędkości 500 m/s względem 3I/Atlas.
Te mini-obiekty mogły być albo kawałkami lodu, które oderwały się od powierzchni naturalnego jądra komety, albo małymi sondami wystrzelonymi z technologicznego statku-matki. Monitorując te elementy w nadchodzących tygodniach, powinniśmy być w stanie rozróżnić te dwie interpretacje- dodaje Avi Loeb.
Więcej na Spider’s Web:
Nadchodzące tygodnie ujawnią prawdę
Oczywiście, profesor z Harvardu zachowuje naukowy rygor i zaznacza, iż sprawa nie jest przesądzona. Kluczem do rozwiązania zagadki będą najbliższe tygodnie obserwacji.
Podstawowym pytaniem, na które trzeba będzie odpowiedzieć w nadchodzących tygodniach, jest to, czy te mniejsze obiekty są prawdziwe, a nie są wytworem satelity, a jeżeli tak, to czy mają pochodzenie naturalne, czy technologiczne?- pyta Avi Loeb.
Jeśli te „miniobiekty” to zwykłe kawałki lodu, powinny stopniowo znikać – parować i rozpadać się w przestrzeni. jeżeli jednak są to sztuczne twory, ich zachowanie może być zgoła inne. Mogą utrzymywać spójność, a choćby korygować trajektorię.
Loeb dodaje też jeden, bardzo trzeźwy wątek weryfikacyjny. Musimy mieć absolutną pewność, iż to, co widzimy na zdjęciu, jest rzeczywistym zjawiskiem astrofizycznym, a nie artefaktem powstałym w wyniku błędu satelity czy obróbki zdjęcia. jeżeli jednak potwierdzimy, iż te obiekty tam są, staniemy przed pytaniem, które może zmienić historię: czy to natura rzuca w nas lodem, czy ktoś właśnie wysłał sondy na zwiad w Układzie Słonecznym?
