
Amerykański bombowiec B-52H zdolny do przenoszenia broni jądrowej przeleciał nad Morzem Karaibskim. To ewidentna demonstracja siły ze strony USA.
Na wysokości 15 km nad Morzem Karaibskim pojawił się jeden z najbardziej rozpoznawalnych symboli amerykańskiej potęgi militarnej – bombowiec strategiczny B-52H Stratofortress, który jest zdolny do przenoszenia broni jądrowej. To pierwsze w tym roku potwierdzone pojawienie się takiej maszyny w rejonie Wenezueli i zarazem wyraźny sygnał, iż USA potrafi działać z daleka, ale za to bardzo precyzyjnie.
Obraz siły, który widać z kosmosu
Siły Powietrzne Stanów Zjednoczonych opublikowały zdjęcia, na których B-52H tankuje w locie nad Morzem Karaibskim. Z pozoru to rutynowa operacja, jednak eksperci od razu dostrzegli jeden istotny szczegół: charakterystyczne stateczniki w tylnej części kadłuba, tzw. New START fins, które jednoznacznie identyfikują maszynę jako przystosowaną do przenoszenia uzbrojenia jądrowego. Obecność takiego samolotu tuż przy granicy Wenezueli nie mogła być przypadkowa.
Something noticeable in this shot is the presence of the "New START fins," which indicate that this specific B-52H is nuclear-capable.
It doesn't mean much here; I just thought it was an interesting detail. https://t.co/JtGZxwgpLt
pic.twitter.com/UcNHCmBhcl
Stratofortress od dziesięcioleci pozostaje jednym z filarów amerykańskiego odstraszania strategicznego. Jego obecność w regionie, w towarzystwie myśliwców F-35B oraz samolotów tankujących KC-135R, to pokaz koordynacji, zasięgu i gotowości bojowej.
Stary weteran z nowym ostrzem
Choć sylwetka B-52H kojarzy nam się przede wszystkim z Zimną Wojną, to jego możliwości są w pełni dostosowane do XXI w. Dzięki licznym modernizacjom maszyna może zabierać na pokład choćby 20 pocisków manewrujących AGM-86B z głowicami jądrowymi o mocy do 150 kt. Z kolei zasięg sięgający 14 tys. km i możliwość tankowania w locie sprawiają, iż bombowiec może uderzyć w cel na drugim końcu świata bez potrzeby korzystania z zagranicznych baz.
Warto zwrócić także uwagę, iż wszystkie systemy elektroniczne, radarowe i obronne samolotu są stale modernizowane. B-52H potrafi latać na niskich wysokościach, unikać radarów i współpracować z nowoczesnymi sieciami dowodzenia. Planowane jest wprowadzenie kolejnej generacji pocisków jądrowych – LRSO (Long-Range Standoff), które jeszcze bardziej zwiększą zasięg i skuteczność uderzenia.
B-52H to maszyna, która po raz pierwszy wzbiła się w powietrze w latach 50., ale dzięki modyfikacjom ma pozostać w służbie przynajmniej do połowy XXI w. Amerykanie planują przejście do wersji B-52J, która otrzyma nowe silniki i systemy awioniki. Tymczasem flota 76 bombowców H przez cały czas pozostaje w pełnej gotowości, z czego ponad połowa jest certyfikowana do misji nuklearnych.
To jasne przesłanie ze strony USA
W misji nad Karaibami nie chodziło tylko o ćwiczenia. To pokaz siły skierowany zarówno do Wenezueli, jak i innych państw regionu, które śledzą napięcia geopolityczne z rosnącym niepokojem. Pokazanie, iż USA potrafi w kilka godzin rozmieścić nad regionem bombowce o globalnym zasięgu i nuklearnym potencjale, to komunikat trudny do zignorowania. Zauważmy jednak, iż nie doszło tutaj do naruszenia przestrzeni powietrznej – lot odbył się zgodnie z prawem międzynarodowym, ale wystarczająco blisko, by nikt nie miał wątpliwości co do intencji.
Lot nad Karaibami to dowód, iż mimo wieku, B-52H przez cały czas jest istotnym ogniwem amerykańskiej strategii odstraszania. Gdy ten kolos zbliża się do granicy, przesłanie jest jasne: choćby z kontynentalnych baz USA może błyskawicznie przenieść swoją siłę wszędzie tam, gdzie uzna to za konieczne.

















