Leica jest obchodzimy 70. rocznicę aparatu dalmierzowego M, ale najcenniejszy prezent, jaki daje na tę okazję, jest przeznaczony tylko dla 250 bogatych ludzi i kosztuje 22 995 dolarów. Absurdalnie drogie Leica M edycja 70 zestaw zawiera platynowany aparat na kliszę Leica MA 35 mm z szybkim nawijaczem Leicavit, pasujący obiektyw 50 mm APO-Summicron-M f/2 oraz metalowy pojemnik na kliszę z rolką czarno-białej kliszy.
Tak, opakowanie na film również jest platynowe i tak, to całkowicie niedorzeczne.
Ta rocznicowa edycja upamiętnia premierę Leiki M3 w 1954 roku jako pierwszego aparatu M. Leica dokłada wszelkich starań, aby uhonorować M3 i dziedzictwo marki, kiedy tylko może. Już w 2014 roku Leica M edycja 60 zrobił to samo, aby uczcić 60. urodziny M3, ale ten model był nieco odważniejszy (i polaryzujący), będąc pierwszym cyfrowym M, w którym usunięto tylny wyświetlacz LCD, aby uzyskać quasi-filmowe wrażenia. Ta „funkcja” stała się łatwiej dostępna w standardowych edycjach, takich jak MD (typ 262), M10-Da ostatnio M11-D.
Nowa edycja M 70 wydaje się znacznie bezpieczniejsza dzięki krótszej serii produkcyjnej i przeróbce wersji Leica MA aparat filmowy, który istnieje na rynku od 2014 roku. Prawdziwy diabeł tkwi w szczegółach, Leicavit, przestarzałe akcesorium z czasów świetności dalmierzy filmowych, które wymarło od lat. Jest to w zasadzie alternatywna dolna płyta aparatu, mieszcząca ukrytą dźwignię, dzięki której można przesuwać kliszę po wykonaniu zdjęcia lewą ręką. Osobiście nigdy z takiego nie korzystałem, ale założenie było takie, iż jest szybsze i nieco bardziej dyskretne niż odsunięcie prawej ręki od migawki w celu obsługi kciukiem zwykłej dźwigni przesuwu. Jestem pewien, iż istnieje powód, dla którego nie było to powszechnie stosowane akcesorium, ale fani Leiki lubią te nerdowate rzeczy. (Oczywiście mówię tu/spowiadam się z doświadczenia.)
Klasyczny Leicavit umożliwiał użytkownikom opuszczanie alternatywnej dźwigni przesuwu filmu. Dziwne, tak. Ale fajne? Również tak.Zdjęcie: Aparat Leica
Może więc M Edition 70 jest tak naprawdę testem mającym na celu przywrócenie Leicavita jako standardowego akcesorium, tak jak M60 był stanowiskiem testowym dla bezekranowych aparatów cyfrowych lub jak stary M9 Tytan eksperymentowano z liniami ramek podświetlonymi diodami LED. Ale jedno jest pewne: M Edition 70 jest zarówno piękny, jak i całkowicie absurdalny. To dla Leiki kolejna szansa na wydobycie pieniędzy od bogatych wielorybów i uzyskanie prawie sześciu milionów dolarów dochodu na sfinansowanie kolejnego dziwacznego pomysłu, ale kurczę, czy trudno nie cieszyć się oglądaniem jego czystych zdjęć.