Garmin Forerunner 955 ma adekwatnie wszystko, żeby stać się najlepszym zegarkiem amerykańskiego producenta nie tylko tu i teraz, ale w całej jego dotychczasowej historii. Brakuje mu adekwatnie tylko jednego – i to czegoś, co doskwierało mi prawie przez cały okres wielomiesięcznych testów.
„Testy” mogą być przy tym dość nieprecyzyjnym określeniem. Garmin Forerunner 955 jest bowiem moim podstawowym, prywatnym, kupionym zegarkiem, który opuszcza mój nadgarstek wyłącznie na czas ładowania akumulatora.
A jako iż od premiery minęło już całkiem sporo czasu i pewnie większość standardowych recenzji już przeczytaliście, to ta będzie trochę mniej standardowa.
Zaraz, jak to Garmin Forerunner 955 jest najlepszy, a co z…?
I tutaj można długo wymieniać. Tak, Fenix jest ładniejszy i wytrzyma dłużej na jednym ładowaniu. Enduro 2 już w ogóle mógłbym posłużyć 955 za powerbank. Forerunner 255 oferuje prawie wszystko to, co 955, ale jest jednocześnie dużo tańszy. Instinct jest ciekawszy i bardziej outdoorowy wizualnie. Venu i Epix 2 mają piękne wyświetlacze.
Tak, w sumie tak jest, nie da się zaprzeczyć.
Żaden z tych zegarków nie trafia jednak prawie idealnie w sam środek tarczy. Fenix 7 jest droższy i w większości wersji – większy i cięższy, o Enduro 2 w tej kwestii nie wspominając. 255 brakuje prawie iż najważniejszych cech, które dostaniemy w 955, natomiast Venu gra w trochę innej lidze, jeżeli chodzi o możliwości sportowe.
Garmin Forerunner 955 to w sumie – w dużym skrócie – wszystko to, co dostaniemy w większych i droższych zegarkach tego producenta, ale zamknięte w mniejszym, lżejszym i tańszym opakowaniu. adekwatnie zero kompromisów, jeżeli chodzi o funkcje sportowe – niemal wszystko, co zadebiutowało wcześniej i później w droższych zegarkach, trafiło i do 955, o ile nie znalazło się tam już w momencie premiery.
Kompromisy i moje główne zastrzeżenie? O tym za chwilę. Najpierw przejdźmy do zalet. Choć w sumie podsumowanie tekstu macie na samym jego początku i dalsze czytanie nie zmieni wydźwięku tego tekstu.
Aczkolwiek – kto wie?
Plus numer jeden – Gotowość do treningu
Powód, dla którego kupiłem 955 zamiast 255 i w sumie powód, dla którego zdecydowanie warto rozważyć, czy nie dopłacić właśnie do modelu z „9” z przodu. Zachwyciłem się tym już w zeszłym roku i zdania nie zmieniłem do dziś, po wielu miesiącach męczenia zarówno tej funkcji, jak i siebie samego.
Teoretycznie jest to po prostu zebranie wielu danych (sen, HRV, obciążenie treningowe, etc.), które już wcześniej były zbierane przez zegarki Garmina, i przedstawienie ich w prostej, czytelnej formie. W praktyce jest to natomiast – przynajmniej w moim przypadku – potężna zmiana tego, w jaki sposób korzystam z zegarka i w jaki sposób kontroluję swoje treningi. choćby pomimo tego, iż nie trenuję do niczego konkretnego – po prostu mam sporo wolnego czasu i lubię się trochę spocić.
Czy Gotowość do treningu jest idealna i bezbłędna? Nie, wliczając w to przede wszystkim dane wejściowe, które zbiera zegarek. Przykładowo podczas jednego ze spokojnych treningów siłowych czujnik tętna trochę oszalał i uznał, iż niemal bez przerwy przez godzinę prowadziłem trening beztlenowy. To oczywiście zapisało się w pamięci (mimo usunięcia treningu), pogorszyło czas odpoczynku i wpłynęło na obciążenie treningowe, a w konsekwencji przyczyniało się do obniżania gotowości treningowej aż do momentu, kiedy nieprawidłowe dane wygasły.
Szczęśliwie taki problem zdarzył się tylko raz przez kilka długich miesięcy. Poza nim Gotowość adekwatnie zawsze pokrywała się z moim samopoczuciem, a jeżeli samopoczucie było trudne do określenia, to przeważnie trening weryfikował to, czy Garmin miał rację, czy nie. Przeważnie miał.
Jednocześnie, wbrew temu, co początkowo zakładałem, Gotowość nei sprawiła przesadnie, iż zmieniłem kompletnie plan treningowy (choć z jednego zrezygnowałem z racji zbyt wysokiego jak dla mnie obciążenia). Zacząłem natomiast… dbać o parametry, które nie są bezpośrednio związane w z treningiem, wiedząc, iż np. dobry, dłuższy sen przyspieszy regenerację i podniesie mój poranny wynik Gotowości.
Ot, efekt uboczny, ale z kategorii tych witanych raczej z radością.
Plus drugi – GPS, chociaż z gwiazdką
W dużym skrócie: dwuzakresowy GPS i pełny zestaw pozostałych systemów lokalizacji spisywał się świetnie w pozostałych testowanych zegarkach Garmina i spisuje się świetnie również w 955. Nie będę już robił kolejne mapki, możecie uwierzyć na ślepo, nie będziecie rozczarowani.
Problem, a może ta gwiazdka z nagłówka, jest tylko jeden, jeżeli naprawdę zależy nam na precyzji lokalizacji prosto z kosmosu (ok, kiepskie określenie). Jest nim czas pracy na jednym ładowaniu, jeżeli zdecydujemy się na sztywno ustawić tryb z wielozakresowym GPS. Zgodnie z deklaracjami producenta, zegarek wytrzyma wtedy 20 godzin (zamiast 42 w trybie GPS, 31 godzin w trybie wszystkich systemów).
Czy te deklaracje pokrywają się z rzeczywistością? Tak. Czy 20 godzin to dużo? Tak, jeżeli liczyć „per aktywność”. Z drugiej strony, to oznacza, iż każda godzina to mniej więcej 5 proc. mniej energii w akumulatorze. Samo „egzystowanie” 955 zjada natomiast dziennie mniej więcej 7-8 proc. Czyli w sumie, przy godzinie biegania dziennie z dwuzakresowym GPS dostajemy dobowe zużycie energii na poziomie ok. 13 proc. To z kolei przełoży się na jakieś 7-8 dni takiego użytkowania bez konieczności podłączania do ładowarki.
Dużo? Mało? Na tle smartzegarków – dużo. Na tle innych zegarków Garmina, szczególnie tych Fenixowych i pochodnych – już bez szału (może pomijając Epixa).
Bez wątpienia nie jest to więc absolutnie najlepszy wybór dla tych, którzy po pracy lecą pobiegać po lesie albo pomiędzy blokami po 2 godziny i jednocześnie chcą ładować zegarek rzadziej niż raz na tydzień. Uznaję to jednak za niszę i nie traktuję jako poważnej wady – tym bardziej, iż ładowanie trwa krótko, zegarek po części dzięki nie tak wielkiemu akumulatorowi jest przyjemnie lekki. Dodatkowo dwuzakresowy GPS ustawiony na sztywno w wielu przypadkach jest overkillem – już sam tryb multisystemowy spisuje się przeważnie świetnie, a jeżeli i to nie wystarcza – jest względnie nowy tryb automatyczny, który sam uzna, kiedy warto włączyć bardziej energożerny tryb, a kiedy go wyłączyć.
No ale na tydzień wędrówek po lesie to wolałbym Enduro 2.
Plus trzeci: to jest małe, lekkie i zapominasz, iż to nosisz
Jasne, Enduro 2 jest fajny, Fenix jest piękny, Epix 2 ma rewelacyjny ekran. I wszystkie one, z wyjątkiem może wersji S, są wielkimi, ciężkimi kobyłami – choćby jeżeli nie zawsze czuć to od razu po założeniu na nadgarstek – które większość osób przynajmniej raz na jakiś czas będzie chciało zdjąć z ręki. Zresztą sam mam takie cykle zakupowe – kupuje Forerunnera, potem kupuję Fenixa, bo ładniejszy, potem orientuję się, iż lewa ręka robi mi się dłuższa od prawej i rozglądam się za czymś mniejszym, po czym znowu kupuję Forerunnera. I tak w kółko.
Przy czym wydaje mi się, iż przy 955 zostanę już naprawdę na długo. 52 gramy, które mieszczą w sobie wszystkie możliwości Fenixów, z akumulatorem, który trzeba tylko trochę – przy moim użytkowaniu – częściej ładować? Poproszę. Tzn. nie poproszę, bo już kupiłem, więc nie mam co kupować drugi raz.
Plus czwarty: wszystko. Tj. wszystko, co Garmin ma.
Pomijając najbardziej niszowe, drobnostkowe, całkowicie pomijalne dla przytłaczającej większości użytkowników funkcje – Garmin Forerunner 955 ma wszystko, co Garmin jest w stanie w tej chwili zaoferować. Muzyka, płatności, treningi, plany treningowe Garmin Coach, sugestie treningowe, sugestie treningowe z uwzględnieniem docelowego wyścigu (rower i bieganie, choć rower w trochę lajtowej wersji), stamina, plany mocy rowerowej, obciążenie treningowe, dynamika biegu, moc biegowa, rodzaj obciążenia treningowego, kroki, piętra, saturacja krwi tlenem, ocena profilu treningowego podczas jazdy na rowerze, segmenty Stravy, nawigacja, mapy, czas regeneracji, pułap tlenowy, prognozowane czasy wyścigów, obsługa wszelkich możliwych zewnętrznych czujników, w tym oczywiście tętna i mocy. Do tego adekwatnie wszystkie tryby aktywności, jakie Garmin daje w swoich zegarkach.
Można tak wymieniać adekwatnie bez końca. Na adekwatnie każde pytanie „czy 955 ma…” można odpowiedzieć „tak”. Chyba iż zapytacie o sokowirówkę, to tego nie ma żaden Garmin.
Na „nie wiem”: ekran dotykowy
Jest. To w sumie chyba tyle, ile jestem o nim w stanie napisać. Wiem, iż niektórzy użytkownicy nowszych Garminów chętnie z niego korzystają, sam natomiast przypominam sobie o nim głównie wtedy, kiedy wycieram kurz z jego powierzchni. Dodatkowo, w przeciwieństwie np. do części Fenixów i pochodnych, nie można sobie kliknąć w informacje na ekranie głównym, żeby przejść do szczegółów z danej zakładki. Dlaczego? Nie wiem. Po prostu nie działa i chyba ma nie działać.
Na wszelki wypadek przypomnienie – można dowolnie zarządzać tym, kiedy ekran dotykowy jest domyślnie włączony, a kiedy nie. Przykładowo fabrycznie jest wyłączony w trakcie aktywności, natomiast włączony podczas nawigacji po menu. I jeżeli ktoś lubi taką nawigację, to działa to całkowicie satysfakcjonująco, chociaż trudno mi zerwać z przyzwyczajeniem do świetnych (i póki co – dobrze działających) fizycznych przycisków.
To co jest nie tak i dlaczego Garmin Forerunner 955 nie jest idealny?
Możliwe, iż jest to trochę recenzenckie zblazowanie i oczekiwanie co chwilę przełomu, ale 955 ma jak dla mnie dwie wady.
Po pierwsze – delikatnie pisząc, nie jest piękny. Jest typowo forerunerrowy, zresztą moja żona korzysta z mojego poprzedniego 945 i gdyby nie przyciski boczne w innym kolorze, to prawdopodobnie po porannej kąpieli byłaby duża szansa, iż każde z nas rozpoczęłoby dzień z cudzym zegarkiem na ręce. Jasne, jakość wykonania jest bardzo dobra, zegarek wytrzyma też bez problemu ulewny deszcz, a także – w moim przypadku – poradził sobie z poważną kraksą na rowerze, ale trudno mi na niego patrzeć z uśmiechem. Obudowa z tworzywa i wyświetlacz 260×260 – no nie jest to w stanie podbić jakoś mojego serca w 2023 roku. W 2022, kiedy kupowałem ten zegarek, też nie było w stanie.
Drugi problem z 955 jest taki, iż jest to raczej mocne doszlifowanie 945, a nie „coś kompletnie nowego”. adekwatnie każdy dodatek do 955 – może poza ekranem dotykowym – jest świetny. Lepszy system lokalizacji – super. Gotowość do treningu – absolutna wspaniałość. Lepszy czas pracy na jednym ładowaniu (945 – do 36 godzin) – biorę. Ciut większy ekran (1,2 240×240 pikseli kontra 1,3 260×260) – też dobrze. Góra systemowych drobiazgów – też ok. No i jeszcze pojawienie się wersji Solar, z – jak łatwo się domyślić – ładowaniem solarnym. Również bardzo dobrze.
Mam natomiast cały czas odczucie, iż brakuje tutaj – z wyjątkiem głównie Gotowości i GPS – jakiegokolwiek efektu wow. Jest dobrze, jest dopracowanie, ale trudno mi jakoś chodzić po znajomych i krzyczeć „musicie to kupić, zobaczcie jak to wygląda i co potrafi, padniecie z wrażenia”. Za to, jeżeli ktoś zapyta, jaki zegarek sportowy kupić i budżet pasuje – choćby się nie zastanawiam i od razu odpowiadam „955”. I od razu potem dodaję „nie”, bo wiem, iż ktoś zapyta o to, czy może jednak lepiej Fenixa.
Jak można byłoby rozwiązać te dwa problemy? Dla mnie wyjścia są dwa. Pierwszym jest to, iż 955 mógłby się dla mnie stać… opaską, taką w stylu Whoopa, monitorując głównie mój poziom regeneracji. Od treningu mam głównie Edge, więc na dobrą sprawę mógłbym sobie poradzić bez zegarka. Tak, w tym momencie, w reakcji na taki produkt, mógłbym zrobić wow.
Drugą opcją, i to pewnie taką, której można się spodziewać w tym roku (ale to tylko zgadywanki, nie mam żadnych zakulisowych informacji) jest po prostu 955 z ekranem AMOLED. Wprawdzie jest to mało sportowy dodatek i może znacząco skrócić czas pracy na jednym ładowaniu, ale chyba byłbym w stanie z tym żyć. Przy czym najchętniej widziałbym tutaj połączenie AMOLED-a i chociaż trochę ładniejszej obudowy/ramki/koperty – żeby nie wyglądało to na wybitnie sportowy zegarek.
Ewentualnie może Gotowość spłynie z czasem do niższych modeli Garmina, w tym do bardziej konsumenckich serii.
Garmin Forerunner 955 – warto czy nie?
Nie mam adekwatnie żadnego argumentu – poza tym czepianiem się w poprzednim rozdziale – za tym, żeby tego nie zrobić. choćby posiadacze 945, który teoretycznie nie różni się aż tak bardzo na pierwszy rzut oka, poczują tutaj sporą różnicę. Szczególnie jeżeli zależy im na jeszcze lepszym GPS (choć w 945 jest i tak niezły) i na Gotowości. Może się im w głowie tylko po zakupie pojawić pytanie, czy naprawdę te dwa zegarki nie mogłyby się trochę bardziej wizualnie od siebie różnić, bo ta przyjemna ekscytacja pozakupowa niestety dość gwałtownie się kończy, jeżeli pominąć nowinki systemowe.
Poza tym jednak Garmin Forerunner 955 pozostaje chyba jednym z najlepiej wycenionych i najmniej przeszkadzających w życiu zegarków sportowych z najwyższej półki, jeżeli chodzi o możliwości. Owszem, okolice 2100-2200 zł to nie jest mały wydatek. Z drugiej strony – to dalej sporo mniej niż choćby najtańsze standardowe Fenixy, a w zestawie dostajemy adekwatnie to samo, tylko w innym opakowaniu.
Trochę tylko boli fakt, iż różnica w cenie między 255 a 955 jest tak duża (około 700-800 zł) i trzeba się z nią pogodzić, jeżeli zależy nam na Gotowości (a powinno). Jasne, w pakiecie dostajemy jeszcze mapy, nawigację, muzykę i podobne, ale z doświadczenia swojego i nie tylko wiem, iż mało kto będzie z jednego i drugiego korzystał na co dzień.
Ale jeżeli tych kilkaset złotych nie ma dla was większego znaczenia albo uwzględnicie fakt, iż 955 powinien wystarczyć na lata przyjemnych (albo mniej przyjemnych) treningów – nie wiem, czy jest jakikolwiek powód, żeby 955 nie kupić.
Ok, może poza czekaniem na 955 z AMOLED-em.