Pewnie wiecie (po recenzjach wybranych produkcji i serialowych zestawieniach), iż lubię obejrzeć dobre kino. Już od dość dawna staram się doświadczać produkcji filmowych z odpowiednim minimum nagłośnienia, które oddaje też warstwę dźwiękową jaką twórcy chcieli zawrzeć w swoich dziełach. Filmy i seriale już od dawna starają się gwarantować audiowizualne wrażenia z wykorzystaniem jakiegoś poziomu surround. Uznając się w jakimś stopniu za kinomaniaka nie chciałem pomijać przy seansach oryginalnego brzmienia. Kiedyś bazowałem na projektorze i zestawie 5.1, ale „sala kinowa” zniknęła i oparłem wszystko o większy telewizor z Ambilight oraz soundbarem z Dolby Atmos. Niecałe dwa lata temu kupiłem belkę z efektami przestrzennymi i nigdy o niej nie pisałem (a przecież służy mi właśnie do blogowych celów).
Wpadłem na pomysł, by przygotować listę ciekawszych produkcji surround. Oczywiście dobranych subiektywnie i w ograniczonej liczbie. Chcąc przekonać do oglądania w systemie z minimum 5.1 (i to raczej tym pełniejszym, niż wirtualnym) zebrałem listę filmów, które warto obejrzeć (nawet kolejny raz) z głośnikami otaczającymi głowę. Podałem tylko propozycje, których faktycznie w tej opcji doświadczyłem. Myślę, iż kiedyś dołożę tu kolejny materiał, ewentualnie zbuduję kolejne zestawienie. Filmów i seriali z dobrym audio jest coraz więcej.
Na czym doświadczam dźwięku surround?
Jak wiadomo, półek cenowych oraz klas sprzętu audio jest całe mnóstwo (jak każdego zresztą). Można znaleźć coś optymalnego cenowo i dającego absolutne minimum, a także nagłośnienie z topu. Ja z wyborem nie szalałem. Miałem w pamięci efekty niedrogiego zestawu od Logitech, z którego korzystałem wcześniej, więc nie specjalnie kombinowałem. Chciałem tylko, by elektronika spełniła w mieszkaniu rolę zarówno systemu kina, ale i muzyki. Uparłem się na soundbar, a iż nie miałem funduszy na wirtualne, droższe modele, padło na jednostki z odłączanymi satelitkami. Kanały wolałem mieć w rzeczywistym wydaniu, niż w tym wirtualnym. Żeby osiągnąć zadowalającą „scenę” w opcji virtual trzeba wydać nieco większe pieniądze. W tych przystępniejszych opcjach nie czułem odpowiedniego brzmienia. Mogę się oczywiście mylić, ale nie miałem okazji przetestować wielu soundbarów.
Robiąc research natrafiłem na kilka modeli przestrzennych soundbarów z odłączonymi modułami, które wraz z subwooferem tworzą realny surround (wymagający oczywiście kalibracji). Najwięcej do powiedzenia ma w tym temacie JBL (kilka półek cenowych), a natrafiłem też na zestaw Fidelio od Philipsa (z 7.1.2). Owszem, jest mnóstwo belek z dodatkowymi satelitkami, ale mi potrzebne były w pełni bezprzewodowe. Postawiłem na model JBL Bar 5.1 i generalnie jestem usatysfakcjonowany z jego możliwości, ale przede wszystkim z uwagi na wszechstronność, której potrzebowałem. Nie będę tutaj przedstawiał pełnej recenzji (może kiedyś). Zależało mi na kilku elementach, które ta konkretna propozycja dostarczyła: surround, w pełni bezprzewodowe satelitki, bezprzewodowa komunikacja do muzyki oraz znośna cena. Producent dostarczył też system autokalibracji.
Co prawda, nie stworzyłem wymarzonego kina domowego, ale „wstydu nie ma”. Filmy i seriale lecą we właściwym trybie. Są wady i zalety tego konkretnego kompletu, więc nikomu nie sugeruje identycznych rozwiązań. Zbudujcie surround po swojemu i pod swoje preferencje, bo ogólnie warto. Kto raz doświadczył efektów przestrzennych i chce należycie chłonąć kino współczesnej generacji, ten będzie chętnie je kontynuował (sporo moich gości to potwierdza).
Szeregowiec Ryan (1998) i lądowanie w Normandii
Chyba nie wypada zacząć od innej pozycji, niż od jednego z lepszych filmów wojennych w historii kina – Szeregowca Ryana. Nie twierdzę, iż najlepszy, ale jeden z mocniejszych – szczególnie pod względem odwzorowania warunków jakie panowały w trakcie bitew II Wojny Światowej. Dzieło Spielberga oglądałem jako dzieciak, co potęgowało wrażenia. Produkcja koncentruje się na misji sprowadzenia z Europy żołnierza, któremu w trakcie walk zginęło trzech braci. Zadanie powierzono kapitanowi Johnowi Millerowi (Tom Hanks) i jego zespołowi. Rozkaz odnalezienia tytułowego Jamesa Ryana pada z samej góry, a więc zwierzchnika wojsk USA. Choć historia nie pokrywa się z faktami to bardzo sugestywnie (wręcz „epicko”) ukazuje lata wojenne poprzedniego wieku. Dramat wojenny otrzymał pięć Oskarów i jest jednym z ważniejszych w całej historii kinematografii. Nie wszyscy tak uważają, bo znajdziemy wiele jeszcze lepszych filmów tego gatunku, ale nie da się zaprzeczyć, iż Szeregowiec Ryan odcisnął
Udźwiękowienie w Szeregowcu Ryanie jest świetne. W kinie musiało robić jeszcze większe wrażenie. W tym domowym również może. To właśnie świszczące obok ucha „kule”, wybuchy, dudnienie i inne efekty pozwalają poczuć się jakbyśmy byli w środku wojny. Największe wrażenie w filmie robi lądowanie na plaży Omaha. Walka na wybrzeżu w Normandii miała docelowo kończyć film, ale twórcy wpadli na pomysł, by w mocny sposób rozpocząć akcję i wprowadzić w klimat mocnych uderzeniem. Potem nie jest wcale gorzej, ale kulminację wrażeń mamy już na samym wstępie. jeżeli czujecie potrzebę pochwalenia się swoim systemem surround to wystarczy uruchomić początek Ryana.
Top Gun: Maverick (2022) i hałas podniebnych maszyn
Pierwszy Top Gun był jednym z hitów filmografii Toma Cruise’a i ogólnie okresu lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Nic zatem dziwnego, iż aktor chętnie podszedł do kontynuacji i to mimo prawie czterech dekad od historii dziejącej się w pierwszym filmie. Top Gun: Maverick było zwiastowane jako jedna z głośniejszych produkcji 2022 roku i to nie tylko odnośnie blockbusterowego charakteru, ale i udźwiękowienia. Wszak podniebne maszyny generują mnóstwo hałasu, co w filmie da się poczuć właśnie dzięki efektom przestrzennym. Co prawda, F/A-18 Super Hornet i F-14 Tomcat to nie najmocniejsze z samolotów bojowych amerykańskiej armii, ale wciąż robiące wrażenie (co zresztą widać po kontynuacji tej superprodukcji.
Fabuła Top Gun: Maverick jest prosta do bólu, ale do kina szliśmy głównie dla rozrywki. W tym filmie liczyła się akcja, a jak akcja i wrażenia niczym z kokpitu, to konieczne odpowiedni dźwięk. Pod względem udźwiękowienia nie powinniśmy być zawiedzeni, szczególnie, iż dobrze gra też ścieżka dźwiękowa w postaci dobrze dobranych kawałków. OST z Mavericka trzyma poziom!
Mad Max: Na drodze gniewu (2015) – surowe maszyny i heavy metal!
Sagę Mad Max kojarzymy z Melem Gibsonem, ale jakiś czas temu, jak to zwykle w Hollywood bywa, postanowiono zrobić jej reboot. Nowi aktorzy, nowe technologie, ale ten sam klimat i mnóstwo oktanów. Szalony Max w odświeżonym wydaniu Fury Road wcale nie ustępuje oryginałowi. To oczywiście to samo uniwersum, ale już inne twarze. Jest jednak podobny klimat postapokaliptycznego, pustynnego świata. Nie każdy wie, ale George Miller uparł się, by w produkcji było jak najmniej CGI, co zdecydowanie podniosło atrakcyjność całego widowiska. Chyba wszystkie maszyny były prawdziwe, no i sceny kaskaderskie bardziej wymagające. Całość okraszona bardzo dobrym dźwiękiem – jakiego oczekujemy od akcji na takim poziomie. Jest tu zatem wszystko, czego szukamy od tego typu przygody, także przestrzenne audio. Słychać nie tylko ryk silników, ale też charakterystyczne dla serii elektryczne gitary i potężne głośniki na kółkach.
W nowej odsłonie w roli Mad Maxa wystąpił bardzo lubiany przeze mnie Tom Hardy. Praktycznie przez całe dwie godziny oglądamy wartką akcję i przemierzające przez pustkowia Wastland (tereny sponiewierane wojna nuklearną). Ciągłe pościgi, starcia maszyn oraz ucieczkę z Cytadeli. BTW: Na drodze gniewu to jedno z lepszych tłumaczeń podtytułów amerykańskich produkcji.
Whiplash (2014) – trochę jazzu i perkusja w motywie przewodnim
Filmy typowo muzyczne to bardzo szeroki gatunek. Od musicali, przez produkcje historyczne/kostiumowe, aż po te biograficzne. Historia muzyki jest znacznie dłuższa od kinematografii, a skoro tematem przewodnim tego zestawienia jest dobry dźwięk i przestrzenna ścieżka dźwiękowa to nie mogło zabraknąć chociaż jednego filmu powiązanego z tłem muzycznym. Wybrałem tutaj propozycję niebanalną, a do tego z bardzo dobrą fabułą. Whiplash (onomatopeja dźwięku perkusji) to mega wciągająca historia młodego ucznia konserwatorium muzycznego na Manhattanie. Chłopaka z ogromnym potencjałem, którego zdolności przechodzą ogromną próbę podczas zajęć dla szkolnej orkiestry jazzowej. Jest ona prowadzona przez nad wyraz sadystycznego w podejściu do perfekcji nauczyciela (w tej roli genialny J.K. Simmons). Między nauczycielem a głównym bohaterem (Miles Teller) dochodzi do bardzo ciekawej relacji, która od razu kojarzy się z okrutnymi i bezwzględnymi nauczycielkami rosyjskiego baletu (zresztą motyw mentor-adept jest dość popularny w świecie sztuki i bardzo chętnie przenoszony na srebrny ekran).
Dramat trzyma w napięciu, a towarzyszy mu jazzowa warstwa dźwiękowa, a której odnajdą się nie tylko koneserzy, ale i fani dobrego grania na bębnach i talerzach. W Whiplash stajemy się świadkami skrajnych metod, które w imię perfekcji i doskonałości mają wydobyć z talentu maksimum, więc spodziewajcie się uczty dla ucha. Film otrzymał trzy Oskary, w tym jednego za najlepszy dźwięk (Ben Wilkins, Craig Mann, Thomas Curley), a to chyba wystarczająca zachęta do odpalenia produkcji z nieco lepszymi głośnikami od tych wbudowanych w sam telewizor.
Wojna światów (2005) i dźwięki wojny z obcą rasą
Wojna światów to powieść science fiction, która doczekała się kilku ekranizacji (w tym także serialu). Dzieło na piśmie zostało wydane jeszcze w XIX wieku (1898 rok). Napisał je Herbert George Wells. Do dziś książka jest uważana za jedno z najważniejszych lektur gatunku literatury fantastycznej. Powieść ma dwie warstwy. Jedną z nich jest napaść obcej rasy na naszą cywilizację. Drugą, postawy społeczne Ziemian, które przechodzą próbę w obliczu globalnej katastrofy. Współczesna wersja stara się o adaptację w aktualniejszych warunkach, ale zachowując przekaz w nowocześniejszym wydaniu. W produkcji z Tomem Cruisem w roli głównej oczywiście z odpowiednimi technologiami wizualizowania konfliktu z kosmitami. Dźwiękowo na adekwatnym do wizualnych efektów specjalnych poziomie. Nad całością panował Steven Spielberg, a to gwarancja jakości również po stronie brzemienia. To, jak pamiętam, przestrzennie robiło wrażenie, a na pewno potęgowało grozę całej sytuacji
Najazd kosmitów został przedstawiony w możliwie spektakularny sposób. istotną częścią widowiska jest dźwięk. Odgłosy kosmicznych maszyn, ogromu ich technologii, ale też rozstępujących się miast, z których atakują Marsjanie. To wszystko odpowiednio udźwiękowiono, by poczuć stan paraliżu i zagrożenia.
Blade Runner 2049 (2017) – Hanz Zimmer i hałas cuberpunka
Kontynuacja Łowcy Androidów przykuła uwagę widzów na cały świecie. Oryginał z 1982 roku zdobył uznanie dopiero po latach, gdy ostatecznie zaczął być uznawany za jedną z ważniejszych produkcji w historii branży SF. Blade Runner 2049 po kilku dekadach przywrócił na ekrany Harrisona Forda w roli Ricka Deckarda, ale w tej części większa uwagę skupiono na losach innego łowcy – oficera K (w tej roli Ryan Gosling). Obie produkcje imponowały klimatem ponurego świata przyszłości w cyberpunkowym środowisku, ale to w drugiej części efekty audiowizualne zrobiły wrażenie. Za wcześniejsze dzieło odpowiadał Ridley Scott, ale w kontynuacji świetnie zastąpił go Denis Villeneuve. Tropienie i eliminacja replikantów odbywa się tu nie tylko w pięknej scenerii, ale też z mistrzowskim soundtrackiem (Hanza Zimmera i Benjamina Wallfischa).
Choć film nie otrzymał w 2018 roku Oskara za najlepszy dźwięk, ale był do niego nominowany (Doug Hemphill, Mac Ruth, Ron Bartlett). Bardzo przyjemnie odbiera się tu zarówno sceny samych efektów dźwiękowych świata przyszłości, walk z androidami, ale też samej muzyki działającej na zmysły w tle całej fabuły. Czasem wydaje się, iż to właśnie ona nadaje ton akcji. Nie jakiejś przesadnie dynamicznej, ale perfekcyjnie skrojonej w połączeniu z dźwiękiem.
Tron: Dziedzictwo (2010) ze ścieżką dźwiękową Daft Punk
Tron: Dziedzictwo to kolejna w tym zestawieniu kontynuacja filmu sprzeda kilku dekad. Podobnie jak w przypadku poprzedniego tytułu, dotyczy filmu science fiction z 1982 roku. Tym razem na ekrany powróciła sylwetka innego znanego aktora – Jeffa Bridgesa. W serii Tron (niedługo otrzyma kolejne części) historia dzieje się przede wszystkim w programie komputerowym, a więc w środowisku wirtualnym. Cyfryzacji ulega tym razem syn Kevina Flynna, który dołączył tym samym do ojca w walce o przetrwanie w cybernetycznym wszechświecie. Dziedzictwo z 2010 roku jest oczywiście na znacznie wyższym poziomie i oprawie efektów specjalnych. Sequel utrzymuje koncepcję pierwowzoru, ale na wyższym poziomie odnośnie zabiegów audio/video.
Tron: Dziedzictwo dodałem na tę listę, nie tylko z uwagi na komputerowe udźwiękowienie (bardzo fajnie nawiązujące do ery klasycznych konsol), ale też muzyki przygotowanej przez duet Daft Punk. Do dziś poszczególne kawałki z soundtracku do tego filmu widnieją na kilku moich playlistach muzycznych. W tej produkcji otrzymaliśmy świetne połączenie charakterystycznych dla francuskiego zespołu bitów elektronicznych z efektami filmowymi nawiązującymi do tego gatunku. W 2011 omawiany film był nominowany do Oskara za najlepszy montaż dźwięku (Addison Teague, Gwendolyn Yates Whittle). BTW: w 2025 do kin wejdzie Tron: Ares, do którego muzykę tworzy Nine Inch Nails! Hell yeah!!
Matrix (1999) – i m.in. kultowe sceny strzelaniny w lobby
Matrix jest dziś uważany za najbardziej kultowy film swojego gatunku, a niektórzy twierdzą, iż choćby szerzej. Uniwersalna, niemal ponadczasowa fabuła i przekaz powiązany z teoriami symulacji i świata przyszłości opanowanego przez maszyny. W takiej super produkcji choćby nie wypada przedstawić tego bez dobrego udźwiękowienia. Naginanie rzeczywistości w wirtualnym świecie otworzyło furtkę nie tylko autorom efektów specjalnych, ale i warstwy audio. Propozycja gwarantuje rozrywkę na wysokim poziomie, m.in. również dzięki dźwiękowi. Walki Neo, strzelaniny (odgłosy upadających łusek), odgłosy maszyn – wszystko z obrazem powiązanym z efektami przestrzennymi. Wiele lat później pojawiły się kolejne części Wachowskich (rodzeństwa/sióstr/braci/osób rodzinnych – sam już nie wiem jaka jest ich sytuacja, bo nie śledzę tematu…), ale nie zrobiły na mnie już takiego wrażenia (mimo, iż wszystkie widziałem w kinie).
Matrix w 2000 roku otrzymał Oskary nie tylko za najlepsze efekty specjalne, ale też za najlepszy dźwięk (David E. Campbell, David Lee, Gregg Rudloff, John T. Reitz), co potwierdza odpowiednią ich jakość. jeżeli korzystacie z systemu audio oferującego dźwięk przestrzenny to
Diuna (2021) i Diuna 2 (2024) – audiowizualne arcydzieła i „worldizing”
Nowa odsłona Diuny miała aż roczną obsuwę z powodu pandemii (mimo, iż tytuł był już gotowy do wpuszczenia do kin!). Warto było się jednak uzbroić w cierpliwość, bo film na podstawie dzieła Franka Herberta odwdzięczył się niesamowitym klimatem, zwłaszcza tym audiowizualnym. Obie nowe części (a pewnie i nadciągający Mesjasz) dostarczyły tyle dobra dla oka i ucha, iż mało kto będzie narzekał. Pierwsza odsłona była mniej dynamiczna, ale mimo tego zapewniała brzmienie na wysokim poziomie. Audio zrobiło na mnie na tyle duże wrażenie, iż postanowiłem poczytać nieco więcej na temat pracy przy jego wykonaniu. Okazało się, iż Theo Green i Mark Manginieg, którzy byli odpowiedzialni za projektowanie dźwięku, nagrali wiele odgłosów maszyn science fiction, które nie mają swoich realnych odpowiedników w naszym świecie. Już wiedza o tym powodu, iż inaczej odbieramy kino (i chce się powtórzyć seans). Nagrywano nie tylko nietypowe silniki, technologie i stworzenia, ale też inne intonacje głosów w ramach tzw. „worldizingu”. Pojazdy śmigłowe nawiązujące odgłosami do owadów latających, maszyny przyszłości, efekty obcych światów przyszłości – wszystkie one wymagały stworzenia całkowicie nowych dźwięków. Twórcy nagrali ich ponad 3000, a tylko kilka z nich pochodziło od gotowych plików.
Przypomnę, iż Diuna to świat odległej przyszłości, w której ludzkość opanowała tysiące planet galaktyki. Warunki na większości z nich są bardzo surowe. Akcja dzieje się na kilku z nich, ale to władanie nad Diuną (Arrakis) wydaje się pomostem do panowania nad całych wszechświatem. Na przestrzeni wielu tysiącleci rody Atrydów i Harkonnenów walczą o władanie nad imperium. To oczywiście ultra uproszczone (i mocno uogólnione przeze mnie) streszczenie sytuacji przedstawianej w powieści, ale wystarczającej na potrzeby tego zestawienia. W drugiej części Diuny akcji jest znacznie więcej, więc i sam scen dźwiękowych przybyło. Pierwsza zdobyła Oskary za najlepszą muzykę oryginalną i najlepszy dźwięk. Jak udźwiękowienie zostanie ocenione w drugiej odsłonie dowiemy się dopiero po tegorocznej ceremonii.
Krystalizuje mi się już druga tego typu lista (w zasadzie to niejedna – dobijam do 2500 ocen na Filmwebie, więc jest w czym wybierać).