
Ryanair zaostrzył kontrole bagażu podręcznego, a dopłata 360 zł stała się nową normą. Moja podróż do Pragi pokazała, jak bardzo nieprzewidywalne i stresujące potrafią być teraz loty.
Podróżowanie tanimi liniami lotniczymi od zawsze wiązało się z koniecznością uważnego czytania regulaminów, zwłaszcza tych dotyczących bagażu. Ryanair, lider w tej branży, przez lata przyzwyczaił pasażerów do swoich zasad.
Bardzo niedawno linia wyszła naprzeciw oczekiwaniom podróżnych, nieznacznie modyfikując swoją politykę i ustalając wymiar bezpłatnego, małego bagażu podręcznego na 40x30x20 cm. To zmiana, która pozwoliła na zabranie na pokład nieco większego plecaka czy torby, mieszczącej się pod fotelem.
Jednak ta pozorna liberalizacja zasad zderzyła się w ostatnim czasie z nową, znacznie surowszą rzeczywistością. Przez media społecznościowe i fora internetowe przetoczyła się lawina doniesień o wzmożonych i niezwykle skrupulatnych kontrolach bagażu podręcznego na lotniskach w całej Europie.
Pracownicy obsługi naziemnej, uzbrojeni w metalowe koszyki-miarki (tzw. sizery), zaczęli bezwzględnie egzekwować regulaminowe wymiary, kończąc erę przymykania oka na lekko wypchane plecaki czy walizki z wystającymi kółkami.
„Zapłaciłam tyle, co za dwie osoby w dwie strony”
Z relacji pasażerów w ciągu ostatnich miesięcy wyłania się obraz frustracji i zaskoczenia. Wiele osób, podróżujących od lat z tymi samymi, sprawdzonymi walizkami, nagle staje przed koniecznością uiszczenia bajońskiej opłaty za bagaż, który przekracza dopuszczalny wymiar o zaledwie centymetr lub dwa. Kwoty rzędu 360 zł czy 75 euro, często przewyższające cenę samego biletu, stały się nową, bolesną normą dla nieuważnych lub po prostu pechowych podróżnych.
Przedstawicielka Ryanaira, Alicja Wójcik-Gołębiowska, w rozmowie z Onetem podkreślała, iż zasady dotyczące wymiarów bagażu nie uległy zmianie – zaostrzono jedynie ich egzekwowanie. Kluczową informacją, która umyka wielu pasażerom, jest fakt, iż wymiar bagażu obejmuje wszystkie jego elementy zewnętrzne. „Kiedy mówimy o rozmiarze bagażu, to on dotyczy całości walizki, czyli również kółeczek i rączki” – tłumaczy. To właśnie te detale często decydują o tym, czy walizka zmieści się w sizerze.
Linia lotnicza niezmiennie zachęca do wcześniejszego mierzenia bagażu i, w razie wątpliwości, wykupienia dodatkowej usługi online, co jest znacznie tańszym rozwiązaniem. Mimo to, dla wielu podróżnych, którzy do tej pory bez problemu przechodzili przez bramki, nowa skrupulatność obsługi jest szokiem i powodem do stresu, który skutecznie psuje początek lub koniec podróży.
Jeśli szukasz mega taniej torby pod Ryanaira, to mam dla ciebie fajną opcję. 45 złotych i Action. Brzmi dobrze?
Dwa oblicza kontroli: historia podróży do Pragi
Moje niedawne doświadczenie z lotu do Pragi doskonale ilustruje tę nieprzewidywalność. Podróżując z osobą partnerską, świadomie wykupiliśmy usługę Priority, która pozwala na wniesienie na pokład dwóch sztuk bagażu podręcznego – mniejszego plecaka i walizki kabinowej. Aby uniknąć jakichkolwiek problemów, nasze torby i walizki zostały starannie dobrane pod kątem zgodności z limitami Ryanaira.

Lot z Krakowa do Pragi przebiegł w atmosferze, którą można by nazwać „starą normalnością”. Obsługa przy bramce poprosiła o sprawdzenie w sizerze może dwie osoby z całej kolejki, robiąc to bez pośpiechu i zbędnego napięcia. Cały proces był płynny i bezproblemowy, nie powodował nerwów ani nie tworzył zatorów. Było to dokładnie takie doświadczenie, jakiego oczekuje się, lecąc na krótki urlop.
Powrót z Pragi był jednak zupełnie innym przeżyciem. Sytuacji nie poprawiał fakt, iż zmagałem się z wysoką gorączką i dreszczami, co potęgowało odczuwany stres. Na około 25 minut przed planowanym zamknięciem boardingu, pasażerów ustawiono w kolejkach i rozpoczęła się drobiazgowa kontrola. Atmosfera przypominała tę ze stereotypowej szkoły dla niegrzecznych dzieci – pracownicy wyrywkowo, ale bardzo dokładnie, sprawdzali bagaże, a każda niezgodność była publicznie piętnowana koniecznością zapłaty.

Proces ten trwał w nieskończoność. Minął planowany czas zamknięcia boardingu, a my wciąż czekaliśmy w kolejce na zeskanowanie biletów, podczas gdy obok trwała walka obsługi z pasażerami. Trzeba przyznać, iż płaciły osoby, których bagaże faktycznie nie mieściły się w miarce, ale sizer bywa bezlitosny i nie wybacza choćby najmniejszych odchyleń. Cała sytuacja była powolna, chaotyczna i niezwykle frustrująca.
Ciekawym zjawiskiem, które udało mi się zaobserwować, był sposób podejmowania decyzji przez obsługę. Zanim któryś z pracowników ostatecznie skazał walizkę na dopłatę, często odbywała się krótka, cicha narada z koleżanką. Pytania w stylu „ale czy według ciebie ten bagaż już jest za duży?” padały kilkukrotnie. Odniosłem wrażenie, iż to mechanizm obronny, próba rozłożenia odpowiedzialności na dwie osoby, aby uniknąć bezpośredniej konfrontacji z potencjalnie zdenerwowanym pasażerem. Jak widać, odpowiedzialność za taką decyzję bywa ciężarem, którym nikt nie chce się dzielić w pojedynkę.

Przez mgłę choroby zdołałem zaobserwować, iż tego dnia Ryanair wzbogacił się na opłatach od około 6 do 9 osób. Czy ta skrupulatna kontrola spowodowała opóźnienie samego lotu? Nie, ponieważ samolot i tak przyleciał już opóźniony. Jednak z pewnością wydłużyła i uprzykrzyła proces wchodzenia na pokład, dodając kolejną dawkę stresu do i tak już opóźnionej podróży.
Podsumowanie: trzeba się przyzwyczaić
Nie ma wątpliwości, iż Ryanair znacznie zaostrzył kurs w kwestii kontroli bagażu. Z perspektywy biznesowej trudno się temu dziwić – regulamin jest jasny, a opłaty dodatkowe stanowią istotną część przychodów przewoźnika. Czasami jednak ta skrupulatność wydaje się przesadzona i obliczona bardziej na zysk niż na faktyczną poprawę komfortu czy bezpieczeństwa na pokładzie.
Ostatecznie, nowa rzeczywistość wymaga od pasażerów jeszcze większej dyscypliny. Limity istnieją i trzeba się ich trzymać, mierząc bagaż z uwzględnieniem każdego wystającego elementu. Dopóki typowy pasażer, który przestrzega zasad, nie będzie niesłusznie nękany przy bramce, dopóty ten trend się utrzyma. Mam tylko nadzieję, iż celem jest egzekwowanie reguł, a nie polowanie na podróżnych.
Co jeszcze dzieje się w świecie tanich linii lotniczych?