Kiedyś trzeba było mieć stację dyskietek, cierpliwość i świętą wiarę w to, iż instalator nie zawiesi się przy 99 procentach. Dziś te same programy mieszczą się w telefonie obok aplikacji do zamawiania jedzenia. Total Commander, WinRAR, Winamp czy AutoCAD wylądowały w świecie dotyku i powiadomień push. Niektóre wróciły z klasą, inne wyglądają jak wujek na TikToku. Niby ten sam, ale coś poszło nie tak.
Niektóre rzeczy z dawnych czasów starzeją się dobrze. Inne po prostu istnieją, bo nikt nie miał serca ich wyrzucić. Tak właśnie wygląda los wielu kultowych programów, które zaczynały w czasach Windowsa XP (a niektóre jeszcze wcześniej), a dziś próbują funkcjonować na Androidzie. Nie czarujmy się, dawniej instalacja programu była wydarzeniem. Trzeba było mieć sporo cierpliwości, kliknąć kilka razy „Dalej” i czekać, aż pasek postępu dopełznie do końca. Teraz wystarczy jedno tapnięcie w Sklepie Play. I nagle okazuje się, iż stare ikony wciąż są z nami: Total Commander, WinRAR, Winamp, AIMP, VLC, AutoCAD, Gadu-Gadu czy choćby Nero i Ashampoo. Niektóre z nich przeszły udaną transformację, inne wyglądają tak, jakby ktoś po prostu zmniejszył wersję z peceta i wstawił ją do telefonu.
Total Commander i WinRAR. Porządek musi być
Trudno wyobrazić sobie dawny komputer bez Total Commandera. Dwa panele, proste tło, intuicyjny interfejs i absolutna kontrola nad wszystkim. Kto raz go opanował, ten czuł się mistrzem plików. Na Androidzie Total Commander wygląda niemal identycznie jak kiedyś, tylko obsługuje dotyk zamiast klawiatury. Wciąż jest szybki, funkcjonalny i w swojej prostocie po prostu niezastąpiony. Przyznam szczerze, zainstalowałem go dla testów, ale zostanie ze mną na dłużej.
foto. Google PlayObok niego niezmiennie trwa WinRAR. Program, który udowodnił, iż „wersja testowa” może trwać wiecznie. Dajcie znać, jeżeli ktoś kiedyś wykupił pełną wersję. Na telefonie radzi sobie całkiem nieźle, choć trudno powiedzieć, by ktoś faktycznie używał go codziennie. przez cały czas potrafi rozpakować praktycznie każdy format i przez cały czas budzi lekkie wzruszenie. Bo choćby jeżeli dziś wszystko ląduje w chmurze, to widok charakterystycznej ikony trzech zapiętych książek przypomina, iż kiedyś każde archiwum było małym skarbem.
Winamp, AIMP i VLC. Muzyka, która brzmiała lepiej, gdy miało się 15 lat
foto. Google PlayWinamp wrócił i, o dziwo, całkiem nieźle odnalazł się w nowej rzeczywistości. Nie jest już tym samym buntownikiem z czasów, gdy każdy plik mp3 był zdobyczą, ale wciąż ma w sobie coś charakterystycznego. Nowa wersja zyskała świeży wygląd, bardziej uporządkowany interfejs i funkcję HotMix, dzięki której można słuchać muzyki bez posiadania jej na telefonie. To już nie tylko odtwarzacz, ale mały serwis streamingowy z nutą nostalgii. przez cały czas da się jednak poczuć, iż to ten sam Winamp, tylko dojrzalszy, spokojniejszy i bardziej nowoczesny.
foto. Google PlayAIMP z kolei pozostał wierny swoim korzeniom. Mobilna wersja zachowała to, co najważniejsze, czyli lekkość, czysty dźwięk i prostotę. Nie potrzebuje żadnych subskrypcji ani kont w chmurze. Działa dokładnie tak, jak powinna, i to właśnie za tę konsekwencję użytkownicy go cenią. To odtwarzacz dla tych, którzy nie potrzebują tysiąca funkcji, bo wystarczy dobra muzyka i dobrze napisany kod.
A potem jest VLC. Wieczny pomarańczowy pachołek, który potrafi odtworzyć absolutnie wszystko. Filmy, pliki audio, streamy, formaty, których nazwy dawno zapomniano. Na Androidzie nie wygląda szczególnie nowocześnie, ale wciąż jest niezawodny. Można mu ufać, choćby jeżeli cała reszta aplikacji już dawno się poddała. Ciekawą funkcją jest możliwość synchronizacji plików z komputerem, jeżeli telefon działa w tej samej sieci Wi-Fi.
foto. AllplayerGG, GIMP i AutoCAD. Między nostalgią a nieporadnością
Kiedyś Gadu-Gadu było absolutnym centrum komunikacji. Dziś jego ikona w Sklepie Play wygląda jak wiadomość z przeszłości. Program działa, ale nie zalogujesz się na swoje stare konto i trudno znaleźć kogokolwiek po drugiej stronie. Wersja na Androida jest poprawna, jednak to raczej sentymentalna ciekawostka niż realne narzędzie. Ale uruchomić ją choć raz warto. Dla dźwięku powiadomienia, który wielu z nas pamięta lepiej niż własne hasło. Później? Tylko wtedy, gdy przekonasz do GG swoich znajomych. Inaczej pozostanie ci losowanie nowych ziomków.
GIMP, legenda darmowej grafiki, w wersji mobilnej niestety nie błyszczy. Jest płatny, toporny i przez użytkowników oceniany bardzo słabo. Próba przeniesienia skomplikowanego interfejsu z komputera na mały ekran okazała się porażką. To przykład, iż nie wszystko da się po prostu przenieść na telefon. AutoCAD natomiast pokazał, iż można to zrobić dobrze. Mobilna wersja nie próbuje zastąpić desktopowego oryginału, ale jest jego praktycznym uzupełnieniem. Umożliwia przeglądanie projektów, nanoszenie poprawek i komentowanie zmian. To jeden z nielicznych przypadków, gdy kultowy program naprawdę odnalazł się w świecie mobilnym.
Avast, Norton, Ashampoo i Nero, czyli stare marki w nowym świecie
W czasach Windowsa XP Avast był niemal obowiązkowy. Dzięki niemu mogliśmy stale słyszeć, iż baza wirusów została właśnie zaktualizowana. Bez niego komputer wydawał się bezbronny. Dziś aplikacja działa na Androidzie, skanuje, ostrzega i przypomina o zagrożeniach, które w większości przypadków… nie istnieją. Ale działa, i dla niektórych to wystarczy. Norton 360 poszedł podobną drogą. Wciąż solidny, ale raczej dla tych, którzy lubią mieć wrażenie, iż coś nad nimi czuwa.
Ashampoo w wersji mobilnej to już zupełnie inna historia. Zamiast narzędzia dostajemy raczej katalog reklamujący inne produkty firmy. Nostalgia kończy się po kilku minutach. Podziękowałem. Za to Nero AirBurn potrafi zaskoczyć. Nie wypalimy nim płyt bezpośrednio z telefonu, ale można dzięki niemu przesyłać pliki na komputer i tam kontynuować proces. Brzmi archaicznie, ale dla tych, którzy jeszcze czasem nagrywają płyty (są tacy?), to sympatyczny ukłon w stronę przeszłości.
Nie wszystkim się potknęło. Microsoft Office na Androidzie to przykład tego, jak przenieść klasykę w nowoczesność. Działa sprawnie, logicznie i wygląda dobrze. Nie próbuje udawać wersji komputerowej, ale czerpie z niej to, co najlepsze. Podobnie z oprogramowaniem Adobe. Photoshop Express i Lightroom są szybkie, praktyczne i sensownie zaprojektowane. Acrobat Reader to w zasadzie standard. Aplikacja, bez której trudno się dziś obyć. To przykład, iż choćby stare marki mogą w mobilnym świecie nie tylko przetrwać, ale i się rozwinąć.
Zdjęcie tytułowe: Pixabay

1 miesiąc temu








