Korzystałem z aparatu i obiektywu za 20 tys. zł. Na co amatorowi taki zestaw?

2 lat temu

Aparat Sony A7 IV – ok. 12 tys. zł. Obiektyw FE 200-600 – skromne 8,5 tys. zł. Taki zestaw trafił w ręce amatora, który lubi robić zdjęcia ptakom, ale poza tym o fotografii wie raczej niewiele. Myślałem, iż wybuchnie mi w dłoniach, a po ponad miesiącu użytkowania moja pasja do fotografowania i przyrody tylko wzrosła.

Nie mam już aparatu i obiektywu od kilku tygodni. Specjalnie zrobiłem całkiem sporą przerwę przed spisaniem wrażeń, żeby nie dać ponieść się emocjom. Byłem zafascynowany zestawem. Gdyby zaraz po oddaniu ktoś zapytał mnie, czy takie połączenie może spodobać się amatorowi, odpowiedziałbym: oczywiście, iż tak. Sprzedaj auto, zastaw dom, zmień pracę i weź kredyt, żeby mieć to u siebie w domu.

Nie chciałem jednak, żeby zauroczenie wzięło górę. Odczekałem, robiłem zdjęcia ptakom moim starym aparatem i dużo, dużo mniejszym obiektywem. Sprawdzałem, czy tęsknota przez cały czas będzie silna, czy może jednak przyzwyczaję się do tego, jak było dawniej.

Pewnie nie będziecie zaskoczeni, o ile odpowiem: powrót do starego aparatu choćby dzisiaj wydaje mi się bolesny, a tęsknota za parą od Sony rozdziera mi serce.

Mój stary aparat z obiektywem, o którym pisałem wcześniej, przez cały czas mi wystarcza. Umiem, jak sądzę, robić lepsze zdjęcia – a na pewno podobają mi się bardziej niż kiedyś. Jednak kiedy widzę w oddali sarny, nade mną lata błotniak stawowy, gdy siedzę w lesie i oglądam przepływające łabędzie: w takich chwilach zawsze pojawia się tęsknota za Sony A7 IV i obiektywem FE 200-600.

Tak radzi sobie stary Pentax

Józef Mackiewicz twierdził, iż tylko prawda jest ciekawa. Paweł Zarzeczny przekonywał z kolei, iż prawda nie powinna przeszkadzać w pisaniu. Już miałem posłuchać rady tego drugiego, żeby przemilczeć początki z obiektywem, ale uznałem, iż w tym przypadku prawda jest nie tylko ciekawa, ale i śmieszna. A przy tym mogąca dodać otuchy wszystkim początkującym.

Kiedy pierwszy raz wziąłem do rąk obiektyw, byłem przerażony

Ze zdziwieniem czytałem opinie innych, iż jest zaskakująco lekki. Jak to możliwe, skoro ledwo go utrzymuję?! A przecież miałem zabrać zestaw na wycieczkę w góry.

Okazało się, iż 10 godzin na szlaku nie było po szybkim przyzwyczajeniu żadnym problemem. Ważący 2,12 kg obiektyw faktycznie jest lekki i zaskakująco poręczny. Można bardzo gwałtownie go podnieść i cykać zdjęcia ptakom, a w trakcie wędrówki zapomina się, iż ma się go uwieszonego na szyi. Miałem domyślny pasek, więc podejrzewam, iż gdybym dysponował innym, dopasowanym do wojaży, byłoby jeszcze wygodniej.

Obiektyw niby jest spory, ale wewnętrzny mechanizm zoomu powoduje, iż długość obiektywu nie zmienia się podczas powiększania. Zbliżając bądź oddalając urządzenie cały czas jest w tym samym rozmiarze. Niezwykle przydatną funkcją dla amatora był „przełącznik ogranicznika zakresu ostrzenia”. Opcja ta pozwala ograniczyć zakres autofokusu obiektywu do od 2,4 do 10 metrów, 10 metrów do nieskończoności lub ustawić pełny zakres autofokusu. Dzięki temu łatwiej było uchwycić coś, co znajduje się bliżej nas albo wypatrywać dalekich obiektów.

Jeszcze większe wrażenie robi stabilizacja obrazu. Na początku nieprzyzwyczajona dłoń machała obiektywem, ale system bez problemów radził sobie z uspokojeniem drżenia. W takich chwilach rozumiałem, dlaczego ten sprzęt kosztuje tyle, ile trzeba za niego płacić. Właśnie przez m.in. takie wsparcie wart jest swojej ceny.

Przyznaję jednak, iż moje początki były ciężkie. Nie robiłem zdjęć na automacie, bo uznałem, iż na takim sprzęcie to przesada. Na ślepo więc klikałem, próbując rozpoznać programy.

Efekt był zadowalający, ale wiedziałem, iż aparat stać na więcej

Na przykład wtedy, gdy zobaczyłem sarnę. Stała niedaleko ruchliwej drogi i w ogóle się nie bała. „Moje”, te mieszkające w okolicach domu moich rodziców, mogą być oddalone o 1-1,5 km, ale kiedy zobaczą, iż przejeżdżam na rowerze i zatrzymuję się, żeby się im przyjrzeć, od razu zwiewają. A ta stała jak gdyby nigdy nic. Mogłem zrobić zbliżenie na jej twarz i choć zdjęcia mi nie wyszły, czułem podekscytowanie. Możliwości takiego obiektywu sprawiają, iż choćby robiąc zdjęcie wróblowi z oddali, czujecie się jak na sawannie. Rosną emocje, bo wiecie, iż jesteście z danym zwierzakiem sam na sam.

Pierwsze próby były… takie sobie

Paradoksalnie największą zaletą takiego sprzętu jest to, iż zachęca on amatora do nauki. gwałtownie sięgnąłem po poradniki, które przed laty przygotowywał Marcin. Uczyłem się, kiedy i po co stosuje się dany program. A jednocześnie czułem olbrzymie wsparcie aparatu. Opcja rozpoznawania oczu ptaków w przypadku amatora-ptasiarza była prawdziwym wsparciem i czymś niesamowitym.

Kolejne zaskakujące odkrycie: jak Sony A7 IV jest świetnie i wygodnie zaprojektowany. Na przykład w moim starym Pentaksie pokrętło do zmiany ustawień jest po stronie ekranu. Kiedy więc mamy twarz przy aparacie trudno dostać się do przycisku, szczególnie jeżeli nosicie okulary. W aparacie Sony przycisk umieszczono pod spustem migawki, więc można gwałtownie do niego dotrzeć, choćby gdy „dźwiga” się potężny obiektyw.

…potem było trochę lepiej (zdjęcia bez jakiejkolwiek obróbki)

Czy tak drogi i profesjonalny obiektyw potrzebny jest komuś, kto lubi oglądać ptaki?

Albo interesuje go po prostu dzika przyroda? Moim zdaniem tak. I to zdecydowanie tak. To oczywiście odważna teza, biorąc pod uwagę cenę obiektywu, ale korzystanie z niego to zupełnie inny świat. Oglądając przyrodę docieramy w niewidoczne nam wcześniej miejsca, stojąc choćby w dalekiej odległości. To zdjęcie zająca zrobiłem wieczorem w kuchni, mając przed sobą szybę, siatkę i co najmniej kilkadziesiąt metrów od zwierzaka:

Może nie wyszły mi zdjęcia bociana. Słońce świeciło w zaskakujący dla mnie jeszcze sposób, światło było dziwne, a bocian całkiem żwawy. Ale spędziłem pół godziny na polu zakradając się za nim, obserwując jego każdy ruch, będąc zafascynowanym, jakie to wspaniałe, dostojne stworzenie.

Ktoś powie: ale wiesz, iż możesz kupić lornetkę?

Ale to nie to samo. Obcując z aparatem czułem, iż prędzej czy później nauczę się robić lepsze zdjęcia i będę miał dwa w jednym: fascynujące spacery, a potem równie piękne pamiątki w postaci fotografii.

Kiedy wkręcacie się w jakąś rzecz, gwałtownie pojawia się pokusa, żeby zastąpić używany sprzęt czymś lepszym. Niektórzy powiedzą, iż to ślepy konsumpcjonizm, głupia pogoń za nowością. Przecież można robić zdjęcia dziesięcioletnim aparatem i też wyjdą ładne. Ba, to większa sztuka wycisnąć ze staruszka siódme poty.

Zdałem sobie jednak sprawę, iż bardziej wymagający zestaw popycha mnie bardziej do nauki. Mój obiektyw ma pewne ograniczenia, więc wiem, żeby zrobić zadowalające mnie zdjęcie muszę podejść na pewną odległość. Inaczej było w przypadku Sony A7 IV i obiektywu FE 200-600. Mogłem zrobić wystarczające zdjęcia z daleka, a potem też rozwijać swoje umiejętności, próbować czegoś nowego, ćwiczyć i zaskakiwać sam siebie.

Mój tekst nie jest recenzją aparatu i obiektywu – ciągle jestem zbyt mało pewny siebie, żeby profesjonalnie oceniać konkretne funkcje. Chciałbym jednak, żeby był to swego rodzaju poradnik dla wątpiących, czy warto inwestować w coś, co daje radość.

Bardzo łatwo gasimy sami siebie. Nie ma sensu wydawać więcej, bo może nie będziemy umieli skorzystać od razu ze wszystkich funkcji – myślimy. Obawiamy się, iż może to wszystko nas przerośnie. Tymczasem obcowanie z drogim aparatem i równie drogim obiektywem pokazało mi się, iż współczesne, nowoczesne dobre sprzęty wyciągają rękę również do nas, maluczkich, stawiających pierwsze kroki.

Nie chcę też powiedzieć, iż trzeba się sugerować najwyższą ceną. Podejrzewam jednak, iż taki amator jak ja po przeczytaniu pierwszych wrażeń Marcina, mógłby stwierdzić, iż to nie dla mnie. Fachowcy patrzą przecież innym okiem. Okazuje się jednak, iż w przypadku aparatu choćby ktoś mniej obeznany gwałtownie zacznie wsiąkać w temat.

Mamy czasy jakie mamy. Ceny rosną, jest ciężko, tanio raczej już było. Zdaję sobie sprawę, iż przekonywanie, iż 20 tys. zł wydawane przez amatora to dobry pomysł, brzmi powiedzmy, iż specyficznie. Ale tym bardziej warto podkreślać, iż taki zakup nie musi być fanaberią, a jedynie szansą na wskoczenie na wyższy poziom. o ile macie takie możliwości, nie obawiajcie się, iż sobie nie poradzicie. Naprawdę warto zaryzykować i chcieć się uczyć.

Drogi sprzęt nie zrobi z ciebie profesjonalisty. Ale skieruje cię w dobrą stronę.

Idź do oryginalnego materiału