To oczywiste, iż wielu z nas marzy o campervanie – po to, by w pełni korzystać z niezależności, jaką daje taki sposób podróżowania. Jazda domem na kółkach, z rowerami na pokładzie, wydaje się rozwiązaniem idealnym pod względem wygody. Spanie, kuchnia i garaż w jednym brzmią kusząco, ale wybór konkretnego modelu wcale nie jest prosty.

My co prawda już mamy swojego campervana, ale trzydzieści lat dla Forda Transita to liczba okrągła – więc rozglądamy się za jego godnym następcą. Nic dziwnego, iż przed zmianą testujemy różne opcje. Tym razem mieliśmy okazję sprawdzić Volkswagena Grand Californię, użyczoną nam na tydzień przez Volkswagen Samochody Dostawcze w ramach współpracy medialnej. Za wypożyczenie nie płaciliśmy, ponieśliśmy wszystkie pozostałe koszty, w tym paliwa.

Pojazd wybraliśmy z myślą o gravelowych mistrzostwach świata w Holandii i wcześniejszej wizytacji Flandrii. Zakładając, iż potrzebujemy ze względu na istotny start odpowiednio solidnego zaplecza. To było już nasze kolejne podejście do tematu, po wcześniejszej majowej eskapadzie camperem. Mamy więc pełną listę wniosków, które mogą się przydać wszystkim o podobnych oczekiwaniach. w uproszczeniu – chodzi o to, by móc podróżować całkowicie niezależnie, sprawnie przetransportować dwie osoby, dwa rowery i psa.

I nie, nie wybieraliśmy kolorystyki – tak wyszło! Do stroju w barwach reprezentacji Polski pasowała idealnie.
Camper czy campervan?
Różnica sprowadza się do tego, czy mamy do czynienia ze specjalną zabudową, czy z adaptacją klasycznego vana. Camper to zwykle konstrukcja powstała od podstaw, z większą przestrzenią, campervan natomiast bazuje na seryjnym dostawczaku, dzięki czemu jest węższy, szybszy i bardziej poręczny. Campery z racji swojej wysokości są bardziej podatne na wiatr i zwykle mają ograniczoną prędkość przelotową do 120 km/h.

Grand California plasuje się gdzieś pośrodku tych dwóch światów – powstała na bazie modelu Crafter, czyli największego dostawczaka VW, ale zachowuje typowe udogodnienia kamperowe. Rozbudowana w górę, oferuje zaskakująco dużo miejsca dla dwóch osób. W środku znalazło się wszystko – WC, prysznic, kuchnia i łóżko. dla wszystkich, kto jeździ na rowerze i chce po treningu przez cały czas funkcjonować w społeczeństwie, to ogromne udogodnienie.

De facto ten pojazd ma miejsca dla 4 osób, także do spania, np. dla dzieci – dodatkowe łóżko jest przodu, rozkładane, nad kabiną kierowcy. Campervany samoróbki najczęsciej oparte są na samochodach dostawczych, które najczęściej mają do trzech miejsc z przodu. Tym samym trudno wykorzystać je w większym składzie niż dwie osoby.

W trasie
W ciągu tygodnia pokonaliśmy 2500 kilometrów, z Polski do Belgii i Holandii, i z powrotem. Jak przystało na campervana, jedynym praktycznym ograniczeniem – poza przepisami – było spalanie. Nie ma co się oszukiwać, samochód jest wysoki i umiarkowanie opływowy, więc choćby nowoczesny diesel 2.0 TDI kilka tu zmienia. Grand California moża być prowadzona przez posiadacza prawo jazdy kategorii B i pod względem prowadzenia osobówkę przypomina.

Przy prędkościach około 120 km/h spalał około 12 l/100 km, a przy spokojniejszej jeździe po Belgii – poniżej 10. W zamian oferował komfort typowy dla nowoczesnych aut osobowych: podgrzewane siedzenia i kierownicę, automatyczna skrzynia DSG, aktywny tempomat, CarPlay i wygodną pozycję za kierownicą. Po kilkuset kilometrach na raz nogi wciąż były w niezłej formie. Warto też wspomnieć o całym zestawie systemów wspomagających – czujnikach, kamerze cofania, automatycznym parkowaniu i ogromnych lusterkach. W praktyce to działa – choćby w wąskim osiedlu w Beek udało się przejechać bez rysy, zaledwie dziesięć centymetrów od żywopłotów.


Transport rowerów
Z tyłu zamontowano solidny bagażnik Thule na dwa rowery, więc większość trasy gravele spędziły właśnie tam. Ale mimo dodatkowego zabezpieczenia Hiplokiem nie chcieliśmy zostawiać ich na zewnątrz na dłużej.
Po zdemontowaniu stolika między fotelami okazało się, iż rowery mieszczą się w środku – bez zdejmowania kół. To duży plus. Pod łóżkiem znajduje się też przestronny „tunel”, w którym można przewozić rozłożone rowery, dodatkowe koła albo torby. To rozwiązanie dla tych, którzy planują zabrać więcej sprzętu.
To też cecha najbardziej poszukiwana dla fanów rowerów – samodzielnie budowane campervany zwykle mają garaż umieszcony z tyłu, pod wysoko zawieszonym łóżkiem, z łatwym dostępem przez tylne szeroko otwierane drzwi. Grand California pod tym względem to mocny kadydat.


Pies na pokładzie
W naszym przypadku miejsce pod łóżkiem zajęła klatka podróżna Thule, ta sama, której używamy w innych samochodach. Pies ją zna, akceptuje i czuje się w niej bezpiecznie – a my mamy pewność, iż podróż odbywa się zgodnie ze standardami. W nocy jest blisko, można go usłyszeć, jeżeli czegoś potrzebuje. Proste i skuteczne rozwiązanie.

Zimno?
Systemy campingowe Grand Californii są zintegrowane i sterowane z jednego panelu dotykowego. Można włączyć ogrzewanie, klimatyzację (agregat jest na dachu), ustawić grzanie wody i określić godzinę uruchomienia ogrzewania – na przykład przed powrotem z nart.

Co ciekawe, instalacja grzewcza to Truma – dokładnie ta sama marka, co w naszym starym Transicie, tyle iż tutaj zasilana paliwem, nie gazem. W praktyce to wygodniejsze i bardziej niezależne rozwiązanie.

Jemy!
Jak przystało na dom na kółkach, na pokładzie znalazła się kuchnia z dwupalnikową kuchenką i zlewem. W testowym egzemplarzu była też pełna zastawa, garnki, sztućce i oczywiście kawiarka. Dzięki temu przygotowywanie posiłków nie sprawiało żadnych problemów – jak to zwykle bywa, dominował makaron.

Sam na sam ze sobą
Każdy, kto choć raz spał w samochodzie, wie, iż o prawdziwej niezależności decyduje jedna rzecz – toaleta. zwykle jej brak oznacza konieczność korzystania z zewnętrznych udogodnień, co ogranicza swobodę. W Grand Californii toaleta jest – i to w połączeniu z kabiną prysznicową.


Składany zlew i wyciągany prysznic sprawiają, iż wszystko działa zaskakująco sprawnie, a ciepła woda jest dostępna w każdej chwili.
Obsługa auta przypomina pełnoprawnego campera – trzeba uzupełniać wodę, opróżniać tzw. kasetę, dbać o akumulatory i gaz. Sporo funkcji działa jednak automatycznie, jak choćby ładowanie systemu akumulatorów. Dla kogoś, kto ceni niezależność, to po prostu codzienna rutyna.


Ile to kosztuje?
I na koniec najważniejsze, czyli aspekt praktyczny. Nowy i popularny Volkswagen California kosztuje w salonie od około 271 830 zł, natomiast Volkswagen Grand California od około 391 140 zł. Różnica między nimi to około 119 000 zł, zależnie od wersji silnikowej i wyposażenia. Jednocześnie zwykła California spełnia funkcje campera tylko częściowo, bo jest też zdecydowanie mniejsza.
Wspomniana cena to oczywiście bardzo dużo pieniędzy, nie dziwi fakt, iż wiele osób buduje campervany samodzielnie, chcąc zaoszczędzić. Tu jednak dostajemy taki produkt gotowy, w dodatku z gwarancją na 5 lat/250 000 kilometrów. I siecią obsługi w Polsce (47 punktów) i na świecie, gdzie można VW serwisować. W dodatku jest to zabudowa fabryczna, nie dostajemy więc niedoróbek i zagadek w trakcie eksploatacji. I jeżeli sprawdzicie, pod względem ceny nowe campery specjalnie się nie różnią.
Warto też wspomnieć, iż np. koszt parkingu w Maastricht, niemal w centrum, wynosił 8 euro dziennie, a miejsce w hostelu przeciętnie 80 euro od osoby za noc. W Belgii koszty hoteli były w okresie naszej podrózy podobne, a Dreźnie i Beek spaliśmy legalnie za darmo. Jeżdżąc więc dużo łatwo więc dojść do wniosku, iż każdy campervan w dłuższym okresie się opłaca.
Dziękujemy za użyczenie pojazdu firmie Volkswagen Samochody Dostawcze!
Tekst i zdjęcia: Grzegorz Radziwonowski