Po sporych perturbacjach, w końcu odebrałem do testów najnowszego iPhone 14 Pro Max. Co interesujące – dostałem go bezpośrednio z Apple. Idzie nowe. Warto obserwować co będzie się działo na rynku. Od 2011 roku nie mieliśmy bezpośredniego kontaktu, bo Polska wypadła z programu demo w Apple.
I właśnie przez ten nieszczęsny 2011 rok, paczka zamiast na nowy adres, przyleciała do mnie na stary adres biura, który był w bazie Apple. Adres, z którego nie korzystamy już ponad dwa lata. W sumie cieszę się, iż kurier zadzwonił, bo paczka z najnowszym iPhonem mogła leżeć pod drzwiami pod starym adresem, albo wrócić do nadawcy… pozdrawiam
W każdym razie już jest i wreszcie mogę ją odpakować. Co mnie zaskoczyło, to zawartość tej paczki. Ok, przyznam się, iż wiedziałem wcześniej, iż coś będzie, ale zakładałem, iż otrzymamy sam telefon, tymczasem dojechała też ładowarka 35W oraz pokrowiec z portfelem.
Od zeszłego roku, iPhone ma zmniejszone pudełko, w którym już nie znajdziemy ładowarki ani słuchawek. Nie inaczej jest w tym roku.
W środku znajdziemy telefon, bez folijek i innych plastików.
Pierwsze co rzuca się w oczy to wielka wyspa z aparatami.
W pudełku, poza telefonem, znajdziemy tylko papierki z naklejką oraz kabel USB-C do Lightning. Podobnie jak w zeszłym roku, folia zabezpieczająca ekran została zastąpiona papierem.
Oczywiście w wersji międzynarowej znajduje się tacka na kartę SIM.
Obiektywy bardzo wystają.
Od przodu oczywiście rzuca się w oczy nowa „pastylka” zamiast notcha, która po włączeniu telefonu zamienia się w „Dynamiczną wyspę”. Zobaczymy jak to będzie się sprawdzać. Wygląda super, ale od razu napiszę, iż obawiam się, iż będzie się koszmarnie brudzić od dotykania palcami. Przez to będzie trzeba pamiętać aby czyścić przed robieniem selfie. interesujące też jak takie permanentne „palcowanie” będzie wpływać na działanie Face ID.
Nowy kolor – purpurowy – wygląda zaskakująco dobrze, choć trudno go dobrze złapać na zdjęciu.
Zebrałem ze sobą trzy ostatnie generacje. iPhone 12 Pro, iPhone 13 Pro Max i iPhone 14 Pro Max. O ile między 13-tką i 14-tką nie ma aż takiej różnicy w wielkości obiektywów poza ich wystawaniem, to między 12-tką, a 14-tką jest przepaść na każdej płaszczyźnie.
Wróćmy do zawartości paczki. Wraz z telefonem przyszła skórzana obudowa w kolorze atramentu. W zależności od światła w jakim jesteśmy, mamy wrażenie niebieskiego albo wręcz czarnego koloru. Bardzo ładnie pasuje do purpurowego iPhone 14 Pro Max.
Oczywiście wspiera MagSafe. Mam wrażenie, iż mocniejsze magnesy są w tej edycji.
Wystająca wyspa i obiektywy są dobrze zabezpieczone rantem obudowy.
Kolejnym elementem paczki był skórzany portfel.
Oczywiście w tym samym kolorze, atramentowym, co obudowa.
Pięknie licowana skóra. Miałem pierwszą edycję portfela ale z niej zrezygnowałem, bo odczepiała się od telefonu od samego patrzenia. Nowa wersja, podobnie jak obudowa, mam wrażenie, iż ma mocniejsze magnesy. Co więcej ma też wsparcie dla Find My… i przy przyczepieniu do telefonu mamy ekran „konfiguracji” zbliżony do tego, co pojawia się podczas używania AirPodsów. Fajny ficzer.
Największym zaskoczeniem z zawartości paczki była…ładowarka. To jest ta najnowsza, 35-watowa, z podwójnym złączem USB-C.
Nie powiem, uśmiechnąłem się jak ją zobaczyłem. Dodanie jej do zestawu do testów jest niczym potwierdzenie, iż w Apple sami nie wierzą w to, iż usunięcie ładowarki z pudełka było dobrym rozwiązaniem. W każdym razie to fajny dodatek, bo dzięki niemu można gwałtownie naładować najnowszego iPhone, a także jednocześnie ładować np Apple Watch.
Biorę się za szybkie testy, bo po weekendzie zabiera mi go Wojtek, który wyjeżdża na plenerowe testy… kampera i telefonu.