Google Pixel 10 Pro – recenzja. Prawie idealny, ale „prawie” robi wielką różnicę

2 dni temu

Premiera nowych telefonów Google jest już od dłuższego czasu za nami, a ta, jak wiadomo, nie przyniosła większych zaskoczeń. Na rynku zadebiutowała przewidywana gama urządzeń, z przewidywanymi parametrami. Oczywiście, w tegorocznej serii zaszły pewne zmiany, ale pytanie brzmi, czy były to zmiany na lepsze. Omówmy tę kwestię w przypadku Pixela 10 Pro, którego biorę na warsztat w pierwszej kolejności.

Specyfikacja i cena

Pixel 10 Pro zadebiutował w kilku wariantach sprzętowych. Każdy ma 16 GB pamięci RAM, natomiast pewna pułapka tkwi w kwestii pamięci na dane (choć nie wynika ona ze złośliwości Google). Chętni mogą kupić wersję ze 128 GB pamięci wewnętrznej, kosztującą najmniej, bo 4849 złotych, ale jej pamięć została wykonana w standardzie UFS 3.1 (bo nie istnieją moduły 128 GB UFS 4.0). Wersje 16/256 GB, 16/512 GB i 16 GB/1 TB z pamięcią UFS 4.0 kosztują odpowiednio 5249 złotych, 5849 złotych i 6999 złotych.

Sercem nowego telefonu jest oczywiście układ Google Tensor G5 opracowany we współpracy z TSMC. Do tego mamy akumulator o pojemności 4870 mAh, obsługę ładowania magnetycznego w standardzie Qi2, a także potrójny aparat z tyłu. Pełną specyfikację umieściłam poniżej.

Pixel 10 Pro – specyfikacja techniczna:

Budowa i jakość wykonania

Pixel 10 Pro jest oczywiście bardzo podobny do swojego poprzednika. Jego wymiary są dosłownie identyczne. Producent pozostał też przy aluminiowych ramkach o błyszczącym wykończeniu, dużej wyspie aparatu, płaskich pleckach i zaokrąglonych rogach. Nowszy model jest jednak nieco cięższy – prawdopodobnie dlatego, iż ma pojemniejszą baterię.

Tegoroczny Pixel ma też nieco inny układ pewnych elementów na ramkach. Tacka na kartę SIM została przeniesiona na górną krawędź. Za to na dolnej mamy dwie większe maskownice głośnika. Niektórzy mogą narzekać na to, iż Google pozostało przy odwróconej kolejności (w stosunku do innych telefonów) przycisków zasilania i głośności, ale mnie osobiście ona nie przeszkadza. Zwłaszcza w tak małym urządzeniu i tak do obydwu przycisków można wygodnie sięgnąć kciukiem.

Mimo iż Pixel 10 Pro ma płaski tylny panel i płaskie ramki, to leży w dłoni wygodnie. To nie tylko ze względu na jego niewielkie rozmiary, ale też fakt, iż jego krawędzie nie są ostre.

Na jakość wykonania narzekać tu trudno, chociaż błyszczące ramki mogą z czasem rysować się łatwiej niż te w podstawowym Pixelu 10, o wykończeniu matowym. Plecki pokryto szkłem hartowanym, Gorilla Glass Victus 2, na którym zabrudzenia nie są widoczne przesadnie mocno i którego porysować mi się nie udało. Podobnie w przypadku ekranu. Jestem jednak za noszeniem urządzenia w etui.

Cała konstrukcja jest wodoszczelna, zgodnie ze standardem IP68, a więc powinna przetrwać zanurzenie w wodzie. To powiedziawszy i tak lepiej dmuchać na zimne i unikać celowego zanurzania telefonu.

Jeśli chodzi o etui, to nie dostajemy go w zestawie. Trzeba je dokupić oddzielnie, podobnie jak ładowarkę. W pudełku ze telefonem znalazłam jedynie niezbędną dokumentację, przewód USB oraz pin do tacki SIM.

Wyświetlacz

Na szczęście w tym temacie Google nie ma się czego wstydzić. No, może nie mamy tu najcieńszych na rynku ramek otaczających ekran (choć te i tak są dość cienkie). Nie mamy też opcji ustawienia odświeżania na sztywno na 120 Hz (pozostaje nam jedynie odświeżanie adaptacyjne w zakresie od 1 do 60 albo od 1 do 120 Hz). Producent pozostał tu ponadto przy tym samym panelu, który zastosował w zeszłym roku.

Po pierwsze jest to jednak panel LTPO OLED, a więc taki, który jest energooszczędny, wyświetla żywe, kontrastowe kolory i ma szerokie kąty widzenia. Po drugie jest to panel rzeczywiście bardzo jasny. Specyfikacja i rzekoma jasność szczytowa to jedno, ale ten panel pozostaje czytelny choćby w ostrym słońcu. Może on też wyświetlać treści HDR (ze wsparciem dla HDR10 i HDR10+). Innymi słowy, patrzy się na niego z przyjemnością. Aha, ostrość obrazu nie pozostawia niczego do życzenia, bo zagęszczenie pikseli wynosi tu aż 497 PPI.

Dodam, iż pod ekranem znalazł się czytnik linii papilarnych, i to taki ultradźwiękowy. Ten działa bez zarzutu, błyskawicznie rozpoznając palec. Poza tym jest umieszczony na wygodnej wysokości. Wcięcie przedni aparat jest dość duże, ale na co dzień nie rzuca się ono w oczy.

Audio

Pixel 10 Pro ma dwa głośniki, przy czym ten od rozmów działa też przy oglądaniu filmów i słuchaniu muzyki. Mimo to grają one tak samo głośno i nie słyszałam, żeby któryś był wyraźnie cichszy. jeżeli chodzi o jakość dźwięku, to może nie mamy tu najlepszych telefonowych głośników, ale wypadają one dobrze. Słychać tu bowiem basy, wokal nie ginie, a brzmienie jest klarowne.

Oprogramowanie i łączność

Na szczęście tym razem Google wyrobiło się ze swoim najnowszym systemem na premierę kolejnych Pixeli, dzięki czemu Pixel 10 Pro pracuje na start pod kontrolą Androida 16. Nie jest to system, który pod względem Androida 15 wprowadza wiele funkcjonalnych zmian, natomiast oferuje on przyjemne dla oka poprawki wizualne. Wynikają one z zastosowania nowego języka projektowania – Material 3 Expressive.

Material 3 Expressive to jeszcze ładniejsze widżety, płynniejsze i bardziej dynamiczne animacje, schludniejsze chmurki powiadomień i menu szybkich ustawień, i nie tylko. Ogólnie rzecz biorąc, Android 16 jest bardzo miły dla oka.

Preinstalowanych aplikacji oczywiście nie jest tu dużo. Mnóstwo jest z kolei funkcji wykorzystujących AI. Do tych, z których mogliśmy korzystać wcześniej (Magicznego Edytora zdjęć, magicznej gumki do dźwięków w edytorze audio, asystenta Gemini, Dodaj mnie i nie tylko) dołączyły nowe, ale niestety nieliczne są dostępne w Polsce. Z tych działających jest na przykład Fotoasystent w aplikacji aparatu, który może odpowiednio wykadrować zdjęcie za nas, albo poinstruować nas, jak wykonać zdjęcie w konkretnym stylu. interesujące i praktyczne dla tych, którzy stawiają pierwsze kroki w świecie fotografii.

Google jak zwykle zapewnia dla swoich telefonów aż 7 lat aktualizacji systemu i 7 lat aktualizacji zabezpieczeń. Pixel 10 Pro jest zatem telefonem na lata.

Wydajność

Jak wiadomo, Google wykorzystało nowych Pixelach kolejną wersję swojego własnego procesora, czyli Tensor G5. Tym razem jednak producent zdecydował się, by jej układ został wyprodukowany przez TSMC, a nie Samsunga. Ale czy ten przynosi znaczący skok wydajności?

W parze z 16 GB pamięci RAM LPDDR5X Tensor G5 wyciągnął w Pixelu 10 Pro x punktów w AnTuTu 10. W Geekbenchu 6 zdobył zaś x punktów w przypadku pojedynczego rdzenia CPU, x punktów w przypadku wielu rdzeni CPU i x punktów w przypadku GPU. To wyniki wyższe niż w zeszłorocznym modelu, ale oczywiście przez cały czas nie powalające na kolana. W tym przedziale cenowym nie trudno o znacznie wydajniejszego flagowca.

Co gorsza, Pixel 10 Pro pada ofiarą mocnego throttlingu. Stabilność mojego egzemplarza wyniosła w stress teście (3DMark Wild Life Extreme Stress Test) zaledwie 51 procent, a przecież nie przeprowadziłam tego testu w upale. Na szczęście choć ten telefon nagrzewa się w trakcie intensywnej pracy mocno, to nie tak, by wręcz parzyć.

Jasne jest to, iż Pixel 10 Pro nie jest najlepszym telefonem dla graczy. W najbardziej wymagających tytułach będzie miał on problem z osiągnięciem 60 FPS przy maksymalnych ustawieniach graficznych. Trzeba natomiast podkreślić, iż jego stosunkowo niskiej wydajności raczej choćby nie zauważą ci, którzy w gry mobilne nie grają, bo w codziennym użytkowaniu wypada on świetnie. Wspomniałam wcześniej, iż ten telefon działa bardzo płynnie. System jest tu zoptymalizowany po prostu świetnie, aplikacje uruchamiają się błyskawicznie, a animacje są superszybkie. Jakiegokolwiek niedoboru wydajności nie czuć też w aplikacji aparatu.

Bateria

Choć Google nie sięgnęło po akumulatory wykonane w nowszej technologii, na przykład akumulatory krzemowo-węglowe, to w Pixelu 10 Pro udało się zmieścić pojemniejszą baterię. Dysponuje ona bowiem 4870 mAh zamiast 4700 mAh. To powiedziawszy, wciąż nie jest to bateria przesadnie duża, jak na telefon 6,3-calowy.

Ten telefon oczywiście jest w stanie wytrzymać 1,5 dnia, a choćby 2 dni umiarkowanego użytkowania. W moim teście wideo, polegającym na odtwarzaniu filmu z platformy YouTube (YouTube (w zacienionym pomieszczeniu, rozdzielczość 2160p, jasność automatyczna, odświeżanie adaptacyjne, głośność 30%) wypadł on jednak dość kiepsko. Wytrzymał bowiem tylko 13 godzin i 31 minut.

W temacie ładowania z jednego względu można czuć rozczarowanie, z innego zadowolenie. Doprawdy szkoda, iż Pixela 10 Pro można ładować przewodowo tylko z mocą 30 W. W efekcie ładowanie go od 0 do 100 procent trwa w najlepszym wypadku aż 1 godzinę i 37 minut.

Cieszy natomiast to, iż nowe Pixele w końcu obsługują magnetyczne ładowanie indukcyjne. Google określa je oczywiście mianem Pixelsnap. Oznacza to nie tylko, iż 10 Pro możemy wygodnie położyć na magnetycznej ładowarce bez obawy, iż telefon się z niej zsunie. Funkcja ta pozwala bowiem korzystać w parze ze telefonem z szeregu magnetycznych akcesoriów – nie tylko uchwytów, ale też powerbanków. Akurat ostatnio trafił do mnie powerbank marki Verbatim i tak się składa, iż ten powerbank współpracuje z Pixelem 10 Pro i Pixelem 10, i może ładować je magnetycznie. Ten fakt przydał mi się podczas targów IFA, które dopiero co odbyły się w Berlinie.

Trzeba jednak wspomnieć, iż choć Pixel 10 Pro obsługuje standard Qi2, to akurat ten model nie wykorzystuje jego potencjału w pełni. Można go bowiem ładować bezprzewodowo tylko z mocą 15 W. Jedynie największy Pixel 10 Pro może wyciągać maksymalne 25 W.

Możliwości fotograficzne

W tym temacie producent najwyraźniej niestety nie poczynił żadnych sprzętowych usprawnień, bo Pixel 10 Pro został wyposażony w dokładnie ten sam zestaw aparatów, co poprzednik. Mamy tu jednostkę główną o rozdzielczości 50 MP z OIS i laserowym AF, sensor 48 MP z obiektywem ultraszerokokątnym i LDAF, a także kolejny sensor 48 MP ze stabilizowanym optycznie teleobiektywem, oddającym w nasze ręce zoom optyczny 5x (i również LDAF). Z przodu znalazł się sensor 42 MP z PDAF. No cóż, może w kolejnej generacji otrzymamy większe sensory.

Oczywiście, Pixel 10 Pro fotograficznie wypada bardzo dobrze, a choćby świetnie. Kolory są na zdjęciach świetnie odwzorowane, jak na te urządzenia przystało, a rozpiętość tonalna jest wysoka, podobnie jak szczegółowość – niezależnie od tego, o której jednostce fotograficznej mówimy. Jedyne, do czego można się przyczepić, to nieco nienaturalny wygląd niektórych obiektów znajdujących się daleko w kadrze. Co ciekawe, tym razem teleobiektyw może ostrzyć z mniejszego dystansu niż rok temu, a to dość praktyczne usprawnienie.

Zdjęcia nocne także są niczego sobie, bo o ile bywają przesadnie rozświetlone, to trudno na nich o szum. Detali mogłoby być natomiast w takich warunkach więcej, biorąc pod uwagę to, o jakiej klasie telefonu mówimy.

To, czego w tym telefonie nie lubię to to, jak Google traktuje zoom cyfrowy. Zdjęcia wykonane z przy cyfrowym zbliżeniu są bowiem bardzo, bardzo mocno poprawiane przez AI. Zwłaszcza gdy w kadrze są napisy, wyraźnie widać, jak bardzo sztuczna inteligencja nagina rzeczywistość, a musicie przyznać, iż to nie oto chodzi w fotografii.

Nagrywanie wideo

Pixel 10 Pro natywnie pozwala na nagrywanie wideo maksymalnie w 4K przy 60 klatkach na sekundę, każdym ze swoich sensorów. W teorii możem też nagrywać w 8K przy 30 klatkach, ale są to filmy upsacale’owane – tak naprawdę aparat rejestruje je w 4K, a następnie ich rozdzielczość jest zwiększana przez algorytmy w chmurze.

Ogólnie rzecz biorąc jakość wideo z tego telefonu oceniam bardzo pozytywnie. Aparaty rejestrują bowiem szczegółowe kadry, a stabilizacja spełnia swoje zadanie. Dopiero po zmroku widać tu większe ograniczenia zastosowanych sensorów.

Podsumowanie

Google Pixel 10 Pro może trudno nazwać ewolucją względem zeszłorocznego modelu, ale jest to telefon, który pewne przydatne zmiany wprowadza. Zachwyca przede wszystkim fantastycznym, bardzo jasnym wyświetlaczem LTPO OLED oraz czystym, estetycznym i niezwykle płynnym systemem Android 16, wspieranym obietnicą aż 7-letnich aktualizacji. Jakość wykonania stoi na wysokim poziomie, a dodanie ładowania magnetycznego w standardzie Qi2 to krok w dobrym kierunku.

Niestety, urządzenie wciąż pozostaje w tyle za flagową konkurencją pod względem wydajności. Nowy czip Tensor G5, choć sprawny w codziennych zadaniach, wykazuje wyraźny throttling pod obciążeniem i nie jest propozycją dla mobilnych graczy. Największym rozczarowaniem pozostają jednak bardzo wolne prędkości ładowania – zarówno przewodowego, jak i bezprzewodowego. Mimo iż aparat fotograficzny wciąż oferuje świetną jakość zdjęć, to brak usprawnień sprzętowych i zbyt agresywna ingerencja AI w cyfrowy zoom mogą budzić niedosyt. To jednak solidny wybór dla miłośników „czystego” Androida i tych, którzy chcą „dobrego telefonu do zdjęć”.

Mocne strony:

  • Znakomity wyświetlacz
  • Wysoka jakość wykonania
  • Android 16 w najczystszej formie
  • 7 lat wsparcia
  • Zgodność ze standardem IP68
  • Wysoka płynność działania
  • Bardzo dobra jakość zdjęć i wideo
  • Ładowanie magnetyczne
  • Ultradźwiękowy czytnik linii papilarnych
  • Bardzo dobre głośniki

Słabe strony:

  • Throttling i wydajność niższa niż w innych flagowcach
  • Powolne ładowanie
  • Czas pracy na baterii mógłby być dłuższy
  • Brak większych usprawnień w aparacie
  • Wolniejsza pamięć w bazowej wersji
  • Agresywna AI przy zoomie cyfrowym
  • Ubogi zestaw sprzedażowy
  • Ograniczona dostępność niektórych funkcji AI w Polsce
Znamy polskie ceny iPhone 17. Tyle kosztuje każdy z modeli
googleGoogle PixelGoogle Pixel 10smartfony
Idź do oryginalnego materiału