Garmin wysłał mi swój pierwszy taki zegarek. Prawie pobiegłem do sklepu

konto.spidersweb.pl 2 godzin temu

Nie ma najmniejszych wątpliwości – Garmin Fenix 8 Pro to najlepszy zegarek Garmina w historii, do tego wyjątkowy na co najmniej dwóch płaszczyznach. I przyznaję się – po odesłaniu egzemplarza testowego prawie poszedłem do sklepu.

Ostatecznie jednak… albo – po kolei.

Co nowego wprowadził Garmin Fenix 8 Pro?

I tutaj można całość sprowadzić do dwóch rzeczy – obu sporych i obu spotykanych w zegarkach Garmina po raz pierwszy, ale tylko dwóch. Pomijając te dwie rzeczy, pod względem możliwości i systemu Garmin Fenix 8 Pro to w większości to samo, co Garmin Fenix 8. jeżeli więc macie wciąż jeszcze świeżą „Ósemkę”, to nie musicie w panice studiować listy zmian i nowości, czując, iż coś przegapiacie.

Nie musicie też – albo wręcz nie powinniście – robić tego w przypadku, kiedy wasz preferowany rozmiar Fenixa to ten najmniejszy. Fenix 8 Pro występuje z przyczyn technicznych wyłącznie w wariancie 47 i 51 mm, a i to nie do końca.

Jak to „nie do końca”?

Oferta Fenixa 8 Pro sprowadza się do dwóch wariantów ekranowych – dobrze już znanego, ale jaśniejszego niż do tej pory AMOLED-a i kompletnie nowego MicroLEDa. I o ile AMOLED jest oferowany w rozmiarze 47 i 51 mm, tak MicroLED to tylko i wyłącznie największa „busola”, czyli 51 mm.

I taki też wariant trafił do mnie na dwa tygodnie testów:

Przy czym rozmiar zegarka akurat nie był mi straszny – na co dzień korzystam z kompletnie prywatnego Fenixa 8 51, więc przesiadka na 8 Pro 51 była kompletnie bezbolesna. Ba, z jakiegoś powodu choćby mógłbym zeznać pod przysięgą, iż 8 Pro 51 był odrobinę wygodniejszy niż bazowy 8 51.

Trochę natomiast przerażająca była cena. O ile Fenix 8 Pro utrzymał się w okolicach 5 tys. zł, czyli gdzieś w rejonach startowych cen F8, tak Fenix 8 Pro MicroLED poszybował już w okolice serii MARQ i na stronie Garmina wyświetla się niepokojąca wartość pt. „8 599,00 zł”.

I tak, ten MicroLED jest świetny.

Pomijając kwestię specyfikacji, deklaracji o najjaśniejszym ekranie w historii i 400 000 diodach LED oraz jasności do 4500 nitów – owszem, ten wyświetlacz jest mega jasny. Do tego dorzuca też absolutnie fenomenalne kąty widzenia, których nie dostaniemy ani w MIP-ie, ani w AMOLED-zie. W dużym skrócie – dostajemy ekran, który będzie czytelny niezależnie od warunków oświetleniowych i tego, pod jakim kątem na niego patrzymy. Zawsze wygląda idealnie.

Aczkolwiek – może to kwestia pory roku, a może nie – odkładając na bok sztukę techniczną, parametry i faktyczną doskonałość tego wyświetlacza, trudno było mi uznać, iż zostałem porwany jego wspaniałością. Zakładałem choćby jednego dnia, co jakąś godzinę, raz Fenixa 8 i raz Fenixa 8 Pro MicroLED, żeby sprawdzić, jak bardzo będę cierpiał, patrząc na ekran tańszego z nich. I co? I w sumie nic. AMOLED z F8 dalej jest świetny, MicroLED jest świetniejszy, ale naprawdę wchodzi już na poziom cenowy, którego nie zapłaciłbym za zegarek sportowy. A przynajmniej nie za to, iż będzie miał odrobinę lepszy – z mojej perspektywy – ekran.

Co innego natomiast kwestie łączności.

LTE w Garminie to coś, na co faktycznie czekała masa osób.

I w końcu jest, aczkolwiek nie jestem przekonany, czy dokładnie w takim wydaniu, o jakim marzyli wszyscy. Przede wszystkim – jeżeli komuś nie chce się czytać wyjaśniającego tekstu podlinkowanego niżej – nie jest to takie LTE, jakie znamy np. z Apple Watcha. Nie ma tutaj żadnych własnych wirtualnych kart SIM, żadnych planów od operatora ani nic podobnego.

Owszem, mamy łączność komórkową, możemy z jej pomocą dzwonić, możemy też wysyłać wiadomości i korzystać z funkcji „Live” Garmina, bez połączenia z telefonem. Czyli tak, w uproszczeniu, możemy pójść sobie pobiegać, nadając np. do żony pozycję z LiveTracka, a w razie potrzeby zadzwonić albo wysłać wiadomość. I tak, to działa, choćby bardzo dobrze – w większości przypadków nie miałem najmniejszych problemów z aktywacją usług, połączeniem się z siecią komórkową czy późniejszą komunikacją. choćby w miejscach, gdzie czasem i mój telefon miał problem.

Tyle tylko, iż to jest… bardziej skomplikowane, niż przyzwyczaiły nas do tego w większości dotychczas obecne na rynku zegarki z LTE. Nie muszę choćby zmyślać – jakiś czas temu napisał do mnie znajomy, żebym wytłumaczył mu szybko, jak w ogóle działa to LTE w Garminie, bo on to chyba inaczej zrozumiał.

Klucz do zrozumienia to Garmin Messenger.

Jeśli chodzi o komunikację z wykorzystaniem LTE (i nie tylko), to adekwatnie wszystko odbywa się w obrębie tej aplikacji (choć teoretycznie można wysłać SMS i poza nią). Chcemy do kogoś zadzwonić – Garmin Messenger. Chcemy do kogoś wysłać wiadomość – dla wygody też najlepiej będzie to zrobić przez Messengera.

Korzystają z LTE w F8 Pro nie mamy bowiem dostępu ani do „pakietu minut”, ani choćby do własnego, klasycznego numeru telefonu. Mamy – ujmijmy to tak – pakiet danych i z niego korzystamy.

Prowadzi to oczywiście do kolejnych komplikacji, takich jak np. fakt, iż ktoś, kto nie wie, iż akurat nie mamy przy sobie telefonu i nie ma nas na Garmin Messengerze, po prostu się do nas nie dodzwoni – bo i jak. My zresztą, nie mając go na Garmin Messengerze, też do niego nie zadzwonimy – ponownie: bo i jak.

Do tego dochodzi jeszcze fakt, że… nie ma nic za darmo.

Żeby skorzystać z LTE, musimy mieć bowiem wykupiony jeden z planów inReach. Na plus – posiadacze F8 Pro są zwolnieni z niektórych opłat, a do tego usługę można w wygodny sposób zawieszać, żeby nie płacić za nią wtedy, kiedy z niej nie korzystamy.

Na minus – to niestety nie są tanie rzeczy. choćby najtańszy plan, pomijając darmowy okres próbny, kosztuje 10 euro. Z jednej strony – o ile dobrze pamiętam z czasów Apple Watcha, to wirtualna karta SIM z duplikatem mojego numeru i wszystkich jego pakietów kosztowała mnie równe 0 zł.

Z drugiej strony – określenie planów inReach mianem „standardowych planów telefonicznych” jest trochę krzywdzące. Dostajemy tutaj bowiem chociażby nielimitowany transfer danych (rozmowy/wiadomości, LiveTrack), bez konieczności ponoszenia opłat za roaming.

Dostajemy też opcję dostępu do komunikacji satelitarnej i opcję nadawania kontaktu SOS/kontaktu z Garmin Response. Niestety w podstawowym planie wszystkie opcje satelitarne – poza SOS – są płatne. Dopiero w wyższym planie dostajemy jakiś pakiet startowy, ale zbliżamy się już do 20 euro miesięcznie.

Z jednej strony – super. Z drugiej – mam wątpliwości.

Opcja awaryjnej komunikacji satelitarnej w zegarku to bez wątpienia coś, co przyda się określonej grupie osób i dla nich tych 10 czy 20 euro nie będzie większym wydatkiem. Pytanie jednak, na ile duża jest ta grupa osób i czy 40 zł miesięcznie – choćby przy zegarku za 5000 zł – nie zniechęci tych, którzy po prostu chcą wyjść pobiegać z zegarkiem i bez telefonu, ale przy zachowaniu kontaktu ze światem.

Zdecydowanie nie obraziłbym się, gdyby pojawił się pakiet „tylko LTE”, za połowę ceny albo w tych okolicach. Nie jestem pewien, czy przy moim stylu aktywności absolutnie niezbędny jest mi pakiet satelitarny, więc tym bardziej nie wiem, czy chciałbym płacić za to każdego miesiąca.

Aczkolwiek LTE i tak pozostaje największym kusicielem w 8 Pro.

W ramach częściowo przedwczesnego podsumowania – to LTE, mimo wszystko, było tym, co sprawiało, iż kusiło mnie, żeby wymienić Fenixa 8 51 właśnie na 8 Pro 51 (ale z AMOLED). Tak, nie jest mi to niezbędne do życia i podejrzewam, iż do przeżycia też. Ale opcja posiadania w zegarku „dwupoziomowej” łączności, która zadziała choćby wtedy, kiedy wszystko zawiedzie, brzmiała w mojej głowie bardzo kusząco i bardzo uspokajająco. W końcu zdarzały mi się już wypady, gdzie w telefonie kończył się akumulator, a zegarek miał go jeszcze spory zapas. Więc nie byłoby to niezbędne, ale byłoby miłe.

Dylemat pewnie byłby jeszcze większy, gdybym nie kupił względnie niedawno „Ósemki”. jeżeli zerkniemy na stronę Garmina, to 8 51 AMOLED z szafirem kosztuje niecałe 5000 zł, a 8 Pro z szafirem i AMOLED-em – 5600 zł. 600 zł różnicy już tak nie boli.

Co innego, jeżeli porównamy 8 51 mm, ale bez szafiru. Tutaj już mamy 5600 zł kontra 4000 (4500 zł bez promocji), więc zaczyna być mniej pomijane, a bardziej „czy naprawdę jest mi to absolutnie niezbędne”.

I u mnie, gdzie F8 51 mm dalej spisuje się fenomenalnie, odpowiedź na to pytanie zabrzmiała: aż tak bardzo to nie. Musiałbym pewnie sprzedać F8, potem dopłacić – i to pewnie niemało. Wiem już jednak, iż przy kolejnej wymianie zegarka – pewnie na kolejnego Garmina – będę się upierał przy modelu z LTE.

Tym bardziej, iż 8 Pro MicroLED trochę uspokoił moje zapędy jeszcze jedną kwestią.

Nie chodzi choćby o cenę, a o czas pracy na jednym ładowaniu. O ile wariant 51 Pro AMOLED nie zawodzi i bez trybu AoD dociągnie do okolic miesiąca, a bez niego – do ponad dwóch tygodni, tak MicroLED niestety przejada się przez akumulatorowe zapasy dużo szybciej.

I tak, teoretycznie, bez AoD możemy dostać maksymalnie 10 dni, a z AoD – 4 dni. Da się osiągnąć te wyniki – choć może odjąłbym jeden dzień w trybie bez AoD na wszelki wypadek – ale to dalej zdecydowanie nie to samo, co ładowanie raz na kilka tygodni. Na dobrą sprawę, to jeżeli będziemy ekstremalnie intensywnie używać 8 Pro MicroLED, czyli włączymy wszystkie systemy lokalizacyjne, LiveTrack przez LTE, dorzucimy do tego odtwarzanie muzyki i AoD, to akumulator pożegna się z nami po… 9 godzinach. 8 Pro AMOLED dorzuca do tego 6 kolejnych godzin, a jednocześnie jest tańszy i wcale nie taki wyświetlaczowo gorszy.

Mam wrażenie, iż Fenix 8 Pro zrobił się naprawdę „pro”.

Oczywiście można na to wszystko spojrzeć z dwóch stron.

Z jednej – wersje „Pro” zawsze były w pewnej formie rozwinięciem czy odświeżeniem „poprzednika”, bez rewolucyjnych zmian. Tutaj mamy dwie potężne nowości – ekran i łączność LTE/satelitarną.

Mogę jednak próbować zgadywać, iż MicroLED – przy swojej zaporowej cenie – raczej nie znajdzie zbyt wielu fanów w naszym kraju. Tak, jest świetny, ale przekroczenie 8000 zł to już trochę za daleko. Tym bardziej iż AMOLED wystarczy większości użytkowników, a ceną rozsądnie walczy z F8 z szafirowym szkiełkiem.

Możliwe nawet, iż gdybym miał wyraźnie starszego Fenixa i szykowałbym się do wymiany, to stojąc w sklepie przed F8 (z szafirem) i F8 Pro, wybrałbym własnie Pro. Ta dopłata nie jest gigantyczna, a opcja skorzystania z dwóch typów dodatkowej łączności w razie potrzeby kusi bardzo mocno.

Z drugiej strony – Fenix 8 Pro nie zrobił zbyt wiele, żeby jakoś odrzucić ludzi od zakupu zwykłej „Ósemki”. Ta dalej ma się świetnie, potrafi kosztować znacząco mniej (w bazowych odmianach), do tego oferuje wariant 43 mm i adekwatnie ten sam zestaw funkcji. Dla większości osób kluczową różnicą będzie więc to, czy muszą brać ze sobą na trening albo wypad telefon, czy też mogą zostawić go w domu. I obsawiam, iż większość – co ma sens ekonomiczny – uzna, iż może jednak weźmie ze sobą telefon i Fenixa 8. Wychodzi więc na to, iż ktoś musi mieć naprawdę ekstremalnie sprecyzowane potrzeby, żeby skusić się na 8 Pro – albo po prostu różnica w cenie nie robi na nim wrażenia i dorzuci trochę, żeby mieć najnowszy, najlepszy i umiejący najwięcej model. Bo w kwestii tego, iż to jest najlepsze, co Garmin kiedykolwiek stworzył – nie ma raczej wątpliwości.

Garmin Fenix 8 Pro MicroLED – zalety:

  • tak, ten ekran jest świetny;
  • opcja LTE i łączności satelitarnej w nadgarstku – nie da się nie dać plusa;
  • nadal świetna jakość wykonania;
  • funkcje – wszystkie, jakie tylko może zaoferować Garmin;
  • jeśli porównywać cenę z F8 z szafirowym szkłem – dopłata dla wersji AMOLED nie jest taka duża;
  • gdyby nie mój Fenix 8 51, to to byłby mój kolejny zegarek (ale nie z MicroLED).

Garmin Fenix 8 Pro MicroLED – wady:

  • przepraszam, ale MicroLED kosztuje… ile?!
  • właściwie ten sam zestaw funkcji, co Fenix 8;
  • łączność LTE może być skomplikowana w swoim zamyśle i zbyt droga dla sporej części zainteresowanych.
Idź do oryginalnego materiału