Dwugłos – Red Bull Rampage i cena ekstremy

magazynbike.pl 1 dzień temu

Kiedyś fascynował, dziś coraz częściej budzi sprzeczne emocje. Red Bull Rampage przez lata był symbolem progresji i odwagi. Dziś pokazuje, iż – według mnie – granica między podnoszeniem poprzeczki, a igraniem z życiem staje się zbyt cienka. prawdopodobnie także was wydarzenia ostatniej edycji poruszyły. Publikuję dwie różne opinie, Macieje Świerzego, który poziom trudności Rampage mógł sprawdzić osobiście na miejscu. Oraz własną.

Bienve Aguado Alba

Maciej wrzucił tekst na swoje Insta, oznaczając @magazynbike, stąd i połączenie dwóch głosów – oryginał znajdziecie tutaj –

, poniżej kopia w formie ułatwiającej czytanie.

Red Bull Rampage 2025

Znam się, więc się wypowiem. Po tym, jak w ubiegłym tygodniu Red Bull Rampage wzbudził niesamowite kontrowersje, myślę, iż ochłonąłem na tyle, by móc już bez emocji wypowiedzieć się na temat wszystkiego, co się wydarzyło. Ponieważ do tej pory brałem udział w organizacji wielu imprez o bardzo zróżnicowanym poziomie skomplikowania, w ubiegłym sezonie miałem przyjemność pojawić się w Utah na Red Bull Rampage, a kilku zawodników startujących w tych zawodach udało mi się choćby poznać prywatnie, myślę, iż mogę co najmniej przedstawić mój punkt widzenia na kontrowersje, które wzbudziła impreza.

W ubiegłym tygodniu rozmawiałem też z kilkoma osobami, które mają jeszcze większe doświadczenie niż ja. Zdanie tych osób zawsze bardzo mocno ceniłem i wielokrotnie pomagało mi, gdy sam drapałem się po głowie w kwestiach związanych ze sportami ekstremalnymi i wszystkim, co z nimi związane. Po pierwsze – i najważniejsze – wydaje mi się, iż warto zrozumieć, czym jest ta impreza i gdzie leży motywacja zawodników. Według mnie Red Bull Rampage to coś o wiele większego niż zawody.

To pewnego rodzaju platforma, która pozwala zawodnikom na wyrażenie swojej kreatywności i przedstawienie własnej wizji freeride’u w najbardziej surowej i praktycznej odsłonie. Wymyśl, zbuduj, przejedź i pokaż swoją mocną stronę. Na pewnym etapie rozwoju udział w Red Bull Rampage to prawdopodobnie marzenie każdego młodego zawodnika, a tylko w ostatnich dwóch–trzech tygodniach dostałem co najmniej kilka pytań o to, co i jak zrobić, by dostać się na Rampage – również po samych zawodach.

To dobrze pokazuje motywację zawodników, którą – moim zdaniem – nie są i nigdy nie będą nagrody rzeczowe ani finansowe. Wydaje mi się, iż choćby zwycięstwo w zawodach nie jest aż tak ważne, jak sam udział w tej imprezie. Świetnie pokazał to w tym roku między innymi Finley Kirschenmann, który doskonale wiedział, iż swoim przejazdem nie jedzie po zwycięstwo, ale tuż po dojeździe na metę pięknie powiedział o tym, iż każdy z zawodników sam musi wiedzieć, dlaczego to robi. Inna motywacja kierowała Dylanem Starkiem, inna Jaxsonem Riddlem, a jeszcze inna na przykład Szymonem lub Adolfem.

W ubiegłym roku, gdy spytaliśmy na miejscu Tomasa Genona, co sądził o lekko krzywdzącej (dla niego) opinii sędziów, powiedział coś w stylu: „Wiecie co? To chyba nie ma znaczenia. Jak dojechałem na metę w jednym kawałku, reszta przestała się liczyć. Cieszę się, iż mogłem dojechać na metę, bo to jedyny sposób, by docenić pracę moich diggerów.” Szczęka mi opadła.

Skala ryzyka. Szczerze mówiąc, zrozumiałem, jak trudne są to zawody dopiero wtedy, gdy rok temu, dosłownie przez moment, próbowałem pomóc wnieść rower Szymona na jedną z grani, po której jechał. Gdy doszedłem do najbardziej stromego elementu, wygąłem i przekazałem rower innym członkom ekipy, którzy lepiej poruszali się w tym terenie. Czy to przez dłuższy okres spędzony w Utah, czy większe jaja – nie ma dla mnie znaczenia.

ALE. jeżeli będąc osobą, która raczej nie boi się eksponowanego terenu, coś tam jeździ na rowerze i raczej nie ma problemu z wysokością, zostałem sparaliżowany w trakcie wnoszenia roweru do góry, to myślę, iż dość łatwo jest sobie wyobrazić skalę szaleństwa. W niektórych miejscach diggerzy wnosili jeden rower we dwie osoby, bo potrzebowali asekuracji – a przypominam, iż mówię jedynie o najłatwiejszym z elementów składających się na Red Bull Rampage. Nie będę się rozpisywał o ośmiu dniach kopania w czterdziestostopniowym upale i tym podobnych tematach. O tym wszyscy wiedzą.

„To już za dużo. To już przegięcie.” Tutaj chciałbym się odwołać głównie do cytatu Szymona Godźka: „Za rok pojadę z takim samym nastawieniem, po zwycięstwo. Poprawię jeden element. Też znajdę tak wielkiego dropa, ale lepiej zabiorę prędkość przy frontflipie.” Czy Szymon nie widział upadków innych zawodników? Widział wszystko i sam zaliczył jedną z najgorszych gleb. jeżeli ktoś miałby podnieść białą flagę i powiedzieć, iż nie chce więcej ryzykować, to chyba ktoś, kto doświadczył tego ryzyka na własnej skórze i widział, jak jego najbliżsi kumple ryzykują, wchodząc all in – bo taką mają naturę.

Kto ma decydować, gdzie jest granica, jeżeli nie zawodnicy? Kto zna swoje ciało i możliwości lepiej niż oni? Kto ma wiedzieć lepiej, czy frontflip na danej przeszkodzie jest wykonalny, jeżeli nie zawodnik, który tych frontflipów zakręcił najwięcej? Właśnie dlatego bardzo denerwuje mnie liczba ekspertów siedzących na kanapie i z pełną pewnością swojej racji wypowiadających się o tym, iż zawodnicy czy organizatorzy posunęli się za daleko. Prawda jest taka, iż kilka brakowało, a wszystkie trzy przejazdy mogłyby się udać. Ani Emilowi, ani Szymonowi, ani choćby Adolfowi nie zabrakło wcale aż tak dużo. Gdyby te przejazdy doszły do skutku, ci sami eksperci mówiliby: „To już nie to samo, to slopestyle, za łatwe zawody.”

Porównanie z innymi sportami. W legendarnym wyścigu motocyklowym „Isle of Man” zginęło do tej pory co najmniej 268 zawodników – nie licząc stewardów i kibiców. W trakcie wyścigów Tour de France zginęło czterech zawodników. Przypominam, iż kolarze jadą na szosie 90 km/h po śliskich asfaltowych drogach, w lajkrowym wdzianku i minimalistycznym kasku. Bardzo łatwo sobie wyobrazić, jak kończy się wypadnięcie z takiej drogi, co oczywiście wielokrotnie miało już miejsce. Mógłbym tak wymieniać w nieskończoność, ale myślę, iż każdy zrozumiał, o co chodzi mi w tym akapicie.

Źli sponsorzy i organizatorzy. ACH CI NIEGRZECZNI SPONSORZY! Którzy fundują zawodnikom życie ich marzeń, płacą rachunki, wspierają najbardziej szalone pomysły. Proszę nie zrozumieć mnie źle. Jako osoba zaplątana w organizację różnych imprez wielokrotnie stawałem w obronie zawodników i – o ile rzeczywiście sponsorzy czasem wrzucają dodatkową presję na zawodników – o tyle trzeba pamiętać, iż świat nie jest czarno-biały, a między zawodnikami, sponsorami, organizatorami i menedżerami istnieje wielowymiarowa siatka powiązań, której osoba niebędąca profesjonalnym zawodnikiem nigdy nie zrozumie.

Szymona nikt nie popchnął do wykonania frontflipa. Emil zdenerwował się na ocenę przyznaną przez sędziów i szarpnął tailwhipa, ale popełnił błąd. Adolf chciał zrobić double flipa na step-downie i – moim zdaniem – gdyby nie Red Bull Rampage, być może chciałby pokazać ten trik w jakimś videoprojekcie…

Adolf odniósł poważny upadek, który zakończył się ciężkim urazem. Przed nim daleka droga do powrotu na rower, ale jeżeli ktokolwiek miałby sobie poradzić z tak trudnym wyzwaniem, to właśnie on. Kończąc, mam prośbę do wszystkich komentujących: zastanówcie się, jak wiele osób zainteresowało się i zainspirowało rowerami dzięki Red Bull Rampage. Docencie to i – jeżeli możecie – dorzućcie coś na zbiórkę Adolfa, bo pieniądze są ostatnią rzeczą, którą powinien się teraz przejmować.

A „kontuzje są wysoką ceną za niezwykły styl życia, który wybraliśmy.”

Cheers.
Maciej.

Reed Boggs

Granice sensu

Kiedy w ubiegłym roku napisałem komentarz po Red Bull Hardline, iż gigantyczny skok nad kanionem to już przesada, zakrzyczano mnie. Usłyszałem, iż nie rozumiem tego sportu, iż progresja wymaga odwagi i budowania coraz trudniejszych przeszkód. Tymczasem po kilku próbach i problemach jednego z zawodników tę przeszkodę… usunięto. To był moment, w którym choćby organizatorzy zrozumieli, iż można przesadzić.

Red Bull Rampage jednak odbył się bez zmian. I wiemy, z jakim skutkiem. Po tragicznym wypadku jednego z zawodników społeczność zorganizowała zbiórkę na pokrycie kosztów jego rehabilitacji. A ja już wcześniej wiedziałem, iż nie mam ochoty tego oglądać. W tym roku – w przeciwieństwie do lat ubiegłych – nie włączałem transmisji, nie spotykałem się ze znajomymi na wspólne oglądanie. Dla mnie ta formuła wyczerpała się wcześniej. Może dlatego, iż mam zbyt dużą wyobraźnię i wiem, co naprawdę oznacza słowo „ryzyko”.

Nie mam żadnych złudzeń co do moich umiejętności. To, co oni robią, jest poza moim zasięgiem. Ale choćby mały upadek kilka miesięcy temu w Szczyrku skończył się lotem helikopterem i pobytem w szpitalu. Nic poważnego się nie stało, a upadek był naprawdę niewinny. Wiem, jak cienka jest granica.

Rozumiem zawodników. Rampage to najważniejsza impreza sezonu, symbol statusu, szansa na kontrakt, sławę i pieniądze. Każdy z nich wie, na co się pisze. Ale gdzieś tam w tle pojawia się pytanie o proporcje między podejmowanym ryzykiem a ewentualnymi konsekwencjami. Bo o ile ryzyko ponoszą oni, to największe zyski ma kto inny – Red Bull.

To niepopularna opinia, często skrzętnie zamiatana pod dywan. A przecież zarzuty wobec marki, iż karmi się ekstremą, pojawiały się już wielokrotnie. To metoda na budowanie emocji, zasięgów i – ostatecznie – zysków. Przesuwanie granic, szokowanie, podgrzewanie narracji o „najbardziej szalonych ludziach na świecie”. Tyle iż w razie tragedii odpowiedzialność zawsze spada na jednostkę.

W tym roku też to widać. Zamiast informacji, iż Red Bull zajął się poszkodowanym zawodnikiem i pokrył koszty leczenia, słyszymy o zbiórce społecznościowej. Jasne, ktoś powie, iż każdy powinien mieć ubezpieczenie. Tylko iż pytanie brzmi: czy ktokolwiek chciałby ich w ogóle ubezpieczyć?

A dysproporcja między ryzykiem a zyskiem jest w tym sporcie ogromna. W Formule 1, skokach narciarskich czy wyścigach motocyklowych – ryzyko też jest potężne, ale idzie w parze z wynagrodzeniem, zapleczem medycznym i systemowym wsparciem. W kolarstwie górskim tak nie jest. Tu często wszystko opiera się na pasji, sponsorach i szczęściu.

Może więc czas zadać pytanie: czy Red Bull Rampage przez cały czas przesuwa granice sportu, czy raczej sensu?

Tu znajdziecie zbiórkę na leczenie Adolfa Silvyroad2recovery.com/athlete-causes/adolf-silva/

Tekst: Grzegorz Radziwonowski

Zdjęcia: Red Bull Media Pull x Red Bull Rampage

Idź do oryginalnego materiału