Dwadzieścia lat później. Moja osobista historia Tajwanu

magazynbike.pl 5 dni temu

Na marginesie wizyty na Tajwanie mam pewną zabawną refleksję: wciąż nie potrafię dokładnie policzyć, ile razy tu byłem. Może sześć? Może siedem? Sam już nie jestem pewien. Pamiętam jednak pierwszy raz – niemal dwadzieścia lat temu. I pamiętam ten ostatni, w listopadzie dwudziestego piątego roku. Szokujące jest to, jak wiele w tym czasie się zmieniło. A może wcale mnie to nie dziwi? Gdyby ktoś spróbował zestawić Polskę sprzed dwóch dekad z tą dzisiejszą i miał idealną pamięć do szczegółów, jak Maciej Hop, prawdopodobnie zdziwiłby się w identyczny sposób.

Widok na Taichung i góry z mojego okna w hotelu

Wczoraj, siedząc w najlepszym ramenie we Wrocławiu – Ato Ramen, polecam – miałem ciekawą wymianę zdań z kelnerką, która wspomniała, iż pamięta jeszcze czasy bez internetu. I dokładnie to samo przeżywałem dwadzieścia lat temu na Tajwanie. Zwykła podróż autobusem potrafiła być wtedy niemal niemożliwa. choćby jeżeli udało mi się znaleźć numer linii i adekwatny przystanek, to adres docelowy bywał już kompletnie nie do odczytania. Chińskie znaki skutecznie uniemożliwiały choćby najprostsze zadania. Dziś to zupełnie inny świat.

Opcja tłumaczenia przydaje się
podobnie jak dostęp do netu!

I nie chodzi tylko o to, iż gdy pierwszy raz przyjechałem do Taichungu – surowego, przemysłowego miasta – był tu jeden wieżowiec. Jeden jedyny. Hotel, w którym mieszkali praktycznie wszyscy obcokrajowcy odwiedzający tę część wyspy. Często byli to ludzie z branży rowerowej, bo Taichung od zawsze – czyli jakieś pięćdziesiąt lat – specjalizował się w produkcji dla całego świata. A jeżeli sięgnięcie głębiej, odkryjecie, iż zanim były rowery, były… buty. Dziś natomiast główna siedziba Gianta, imponująca wieża, stoi otoczona z każdej strony przez budynki i zakłady TSMC – jednego z najważniejszych producentów półprzewodników na świecie. On także ma swoje centrum w Taichungu, na Tajwanie.

Główna siedziba Gianta dosłownie otoczona jest przez budynki TSMC

Taichung pod wieloma względami wciąż się nie zmienił, bo przez cały czas pozostaje rowerową stolicą świata. Do fabryki Gianta – tej najważniejszej, pierwszej w historii firmy – trafiłem już po raz trzeci. Bywałem też w innych zakładach w regionie, a tym razem odwiedziłem SRAMA i X-Fusion. I pewnie będą kolejne wizyty. Odwiedzając Taichung co kilka lat, widzę, jak to miasto ewoluuje, i za każdym razem robi to na mnie ogromne wrażenie. Nie chodzi tylko o to, iż dziś wyrastają tu setki wieżowców. Bo przecież w tle wciąż stoją te same fantastyczne góry, sięgające trzech tysięcy metrów, po których… praktycznie nikt nie jeździ na rowerze.

Tereny testowe MTB w środku miasta, jedne zresztą z niewielu – Foto: Sterling Lorence –

Pytałem o to miejscowych i dostałem dwie odpowiedzi. Po pierwsze: Tajwańczycy preferują szosę – i to widać. Tym razem, chodząc po mieście, widziałem coś, co chciałoby się powiedzieć „w końcu”: ludzi na rowerach. I to nie w stroju propeletonu, ale zwyczajnie, rekreacyjnie. Po drugie: podobno duża część okolicznych gór znajduje się na terenach chronionych, więc zwyczajnie nie wolno tam jeździć. Rozmawiałem o tym także z mistrzem w XC i DH Tajwanu, Dawidem – chyba najbardziej rozpoznawalnym tu zawodnikiem. On potwierdził, iż owszem, są trasy, gdzie można pojeździć, ale najczęściej są to szlaki piesze.

Trudne warunki pracy międzynarodowych mediów
i Mistrz Świata (ten po prawej)

Co się zmieniło? Przede wszystkim łatwość podróżowania i przemieszczania się na miejscu. Znacznie więcej osób mówi dziś po angielsku, a po drugie – mamy internet. Kupienie zwykłego e-SIM-a, zapłaciłem chyba 14 dolarów za siedem dni i 10 GB, sprawia, iż wszystko staje się banalnie proste. Masz dostęp do tłumacza. Sprawdziłem: zdecydowanie lepiej radzi sobie ChatGPT niż Google Translator. Z prostego powodu – ChatGPT od razu „wie”, jakiej wersji chińskiego używa się na Tajwanie, a ta różni się od tej kontynentalnej. W dodatku, jeżeli trzeba, potrafi dane zdanie przeczytać. Standardowo jednak wystarczy pokazać na ekranie telefonu, dokąd chce się jechać.

Miejscowe zwierzątko, foto: Sterling Lorence

Dlatego po Tajczungu jeździłem taksówkami. Ceny są podobne do tych w Polsce, w moim Wrocławiu. Komfort podróżowania – wysoki. Taksówkarz, zapytany, czy mógłby być po mnie za godzinę, po prostu zjechał w cień i przez całą godzinę czekał w samochodzie. A na pożegnanie poprosił o numer telefonu i od razu wymienił się kontaktami na WhatsAppie, pisząc, iż jeżeli następnym razem będę potrzebował transportu, to mam od razu do niego pisać.

Śniadanie niekontynentalne
Ogłoszenie o pracę (aktualne, jakby co)

Wiedzieliście, iż w Taichungu działa polska restauracja? Podobno są tam normalnie dostępne pierogi. Prowadzi ją Polak, który kiedyś współpracował z Giantem, a dziś poszedł na swoje. Pewnie następnym razem spróbuję go odwiedzić. Jakoś tak dziwnie wychodzi, iż w Taichungu swój ciągnie do swego. Może dlatego, iż miasto jest tak duże.

Miejscówka pod bikepacking z potencjałem (adres dla chętnych)

Za pierwszym razem, kiedy byłem na Tajwanie, niemal natychmiast po wyjściu z samolotu ekipa Meridy — pozdrawiam przy okazji — zabrała nas prosto do McDonalda. Bo to miejsce wydawało się najbardziej „oswojone” i nic dziwnego nie miało wylądować na talerzu. Przy okazji okazało się też, iż pokazywanie palcami liczby na Tajwanie nie działa tak jak w Europie. Nasze V, jeżeli dobrze pamiętam, oznaczało tam… osiem, a nie „dwa razy frytki”.

Trasa na Tajwanie ale… wszystko jasne
Najtrudniejszy zjazd w okolicy na Bunny Trail

Nic więc dziwnego, iż i tym razem, wychodząc wieczorem do miasta, finalnie trafiliśmy do miejsca w stylu amerykańskim — małego browaru połączonego z burgerownią. Było pysznie. Czy takiego jedzenia oczekiwałem od Tajwanu? Niekoniecznie. Ale w hotelu na szczycie góry też było co zjeść. choćby jeżeli śniadania bardziej przypominały nasz obiad, a do wyboru były dwa rodzaje… krabów.

Taichung to wizyty w zakładach pracy!

Tajwan stał się naprawdę łatwo dostępny. Myśląc już o pakowaniu i drodze powrotnej, sprawdzaliśmy koszt biletów — dało się znaleźć takie za około 1500 zł. Tym samym w dwie strony bez problemu domkniecie się w 3000 zł. A jeżeli będziecie planować odpowiednio wcześniej, pewnie da się jeszcze taniej. A na miejscu? 7-Eleven na każdym rogu, sklepy dokładnie takie jak nasza Żabka, i ceny również bardzo podobne.

Stara siedziba Gianta
i nowa! Symbol zmian.

Nawet siedząc w tej wspomnianej hamburgerowni, sprawdzałem, ile się tam zarabia. I tu także bez zaskoczeń — poziom podobny do naszego. Idealna praca dla studenta: około 3500 zł miesięcznie, 8–10 dni wolnych w miesiącu, plus dopłata do środków transportu. Nie wiem, czy chodzi o paliwo do skutera, czy o bilet autobusowy, ale podaję te informacje, gdybyście wybierali się na miejsce. Pamiętajcie też, iż wiza nie jest potrzebna do 90 dni. jeżeli jednak planujecie pracować, odpowiednie zezwolenie będzie konieczne.

Taichung to rowerowa stolica świata…
i świat tu jest!

Poza rowerem — a tutejsze góry naprawdę kuszą — wiem, iż popularny jest też surfing. Są plaże, są spoty, są dobre warunki. jeżeli więc zastanawiacie się nad egzotyczną destynacją, jak to się dziś ładnie mówi, i nie macie pomysłu, sprawdźcie Tajwan, bo zdecydowanie warto. choćby jeżeli się z tym nie kojarzy, to wyspa leży w strefie tropikalnej. Podobno latem jest za gorąco, by jeździć, a w lipcu i sierpniu dokuczają meszki. Ale na początku listopada warunki były idealne: od dwudziestu do trzydziestu paru stopni. Podobnie jest zresztą w marcu — wtedy też bywałem.

To co, wypełnimy samolot?

Tekst i zdjęcia (poza zaznaczonymi): Grzegorz Radziwonowski

A tak tym razem wyglądała moja praca

W labiryncie czerwonego giganta. Reportaż z fabryki SRAM na Tajwanie
Giant Factory Tour i najdoskonalsza technologia kompozytów rodem z Tajwanu
Pierwsza jazda Giant Anthem Advanced SL – XC bez kompromisów
Idź do oryginalnego materiału