
Mrożąca krew sytuacja na orbicie. Statek kosmiczny chińskich astronautów, którym właśnie mieli wrócić na Ziemię, został trafiony przez kosmiczne śmieci.
To miał być rutynowy powrót z orbity. Chińscy astronauci z misji Shenzhou-20, po sześciu miesiącach spędzonych na stacji kosmicznej Tiangong, mieli dziś (w środę) wylądować bezpiecznie w północnych Chinach. Tak się jednak nie stanie.
Chińska Agencja Kosmiczna (CMSA) wstrzymała całą operację. Powód? Brzmi jak scenariusz z hollywoodzkiego thrillera: kapsuła powrotna zderzyła się z kosmicznymi śmieciami. To bezprecedensowa sytuacja, która mrozi krew w żyłach i brutalnie przypomina, jak wielki bałagan zrobiliśmy sobie nad głowami.
Pierwszy taki przypadek
Komunikat Chińskiej Agencji ds. Załogowych Lotów Kosmicznych (w skrócie CMSA ) jest krótki, ale jego treść jest alarmująca. Agencja poinformowała, iż trwa „analiza uderzenia i ocena ryzyka„. Wynika z tego, iż nikt, póki co nie wie, jak poważne są uszkodzenia statku Shenzhou-20 i czy powrót na Ziemię jest w ogóle bezpieczny. Nowego terminu lądowania nie podano.
To nie jest błahostka. Co prawda poprzednia misja, Shenzhou-19, również zaliczyła jednodniowe opóźnienie w kwietniu, ale wtedy winna była banalna pogoda na Ziemi. Tym razem mówimy o potencjalnym uszkodzeniu poszycia statku na orbicie. To pierwsza taka sytuacja w historii załogowych lotów kosmicznych, gdzie kosmiczny śmieć bezpośrednio opóźnia powrót astronautów.
Więcej na Spider’s Web:
Nasz orbitalny śmietnik to tykająca bomba
Zderzenia z kosmicznymi śmieciami to jedno z największych zagrożeń dla współczesnych misji kosmicznych. Wokół Ziemi krąży już ponad 36 tys. obiektów większych niż 10 cm i ponad 130 mln (!!) drobin mniejszych niż 1 cm – dane te pochodzą z Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA). Dla porównania: choćby aluminiowy kawałek o średnicy milimetrów, poruszający się z prędkością ponad 27 tys. km/h, może przebić kadłub statku jak pocisk karabinowy.
To nie pierwszy raz, gdy chińska stacja kosmiczna Tiangong styka się z zagrożeniem ze strony śmieci kosmicznych. W 2021 r. Chiny zgłosiły do ONZ, iż stacja musiała dwukrotnie wykonać manewry awaryjne, by uniknąć kolizji z fragmentami satelitów Starlink, należących do SpaceX Elona Muska.
W Pekinie wówczas zawrzało, a chińskie media państwowe oskarżyły USA o lekkomyślność”. Waszyngton z kolei przypomniał, iż to Chiny w 2007 r.przeprowadziły własny test antysatelitarny, niszcząc swojego satelitę i tworząc ponad 3 tys. nowych fragmentów śmieci, które do dziś krążą wokół naszej planety.
To swoisty kosmiczny paradoks: wszystkie mocarstwa narzekają na śmieci, ale każde ma w tej historii swoje grzechy.
W kosmosie zrobiło się tłoczno
Na niskiej orbicie okołoziemskiej (LEO) panuje dziś duży ruch, jak na przysłowiowej Marszałkowskiej. Krążą tam tysiące satelitów, sam tylko Starlink ma ich już ponad 6000, a do końca dekady liczba ta ma przekroczyć 40 tys. Do tego dochodzą satelity OneWeb, Amazonu, chińskie konstelacje, satelity wojskowe, meteorologiczne, telekomunikacyjne, naukowe i resztki starych misji.
Efekt? Każdy nowy start to ryzyko kolizji. NASA już dziś wydaje tysiące ostrzeżeń rocznie o możliwych zbliżeniach obiektów na niebezpieczną odległość. W 2023 r. Międzynarodowa Stacja Kosmiczna (ISS) musiała aż cztery razy zmieniać orbitę, by uniknąć zderzeń z odłamkami.
Trzymamy kciuki za bezpieczny powrót chińskich astronautów z orbity.
















