
Nie są to słowa odkrywcze, ale to nic, bo z innego powodu są ważne.
Na misję Polaka w kosmosie da się spojrzeć na wiele sposobów. W skali mikro można żałować, iż choćby Łódź mogła zrobić więcej, by promować się swoim krajanem. Patrząc szerzej, możemy zastanawiać się, czy Polska nie popełniła tego samego błędu i czy właśnie nie marnujemy znakomitej okazji, by zachęcić młodych do nauki, nie rozpalając w nich wystarczająco kosmicznej pasji. Albo jeszcze inaczej: może cała ta ekscytacja jest przesadzona, wydaliśmy miliony, a będziemy mieć z tego tyle, co nic.
Rozumiem te obawy i wątpliwości, ale zeszły u mnie na dalszy plan, kiedy przeczytałem, co Sławosz Uznański-Wiśniewski powiedział podczas konferencji prasowej w warszawskim Centrum Nauki Kopernik. Zgromadzonym przekazał, iż z ISS „nie widać granic, nie widać państw – widać jedną piękną planetę, z bardzo delikatną, cienką atmosferą” i iż ma nadzieję, iż ludzkość będzie odpowiedzialnie korzystać z dostępnych zasobów.
Niby nie zdradził niczego, czego byśmy nie wiedzieli. Do podobnych wniosków można dojść, nie lecąc w kosmos, a przeglądając zdjęcia planet we własnym wygodnym fotelu.
Na tym zresztą polega nasze nieszczęście
Może i z dużej wysokości nie widać granic, ale tu, na ziemi, świadomość ich istnienia jest bardzo wysoka. Niektórzy chcą, żeby były jeszcze mocniejsze i trudniejsze do zdobycia, inni uważają, iż zostały wytyczone nie po ich myśli, więc muszą to naprawić, zagarnąć tereny dla siebie i wygonić innych. My to wszystko, panie Sławoszu, doskonale wiemy, ale cóż nam z tej wiedzy – świat i tak pójdzie swoją drogą.
To trochę jak z tymi nieudolnie podnoszącymi na duchu obrazkami, które pokazują Ziemię z olbrzymiego dystansu. Nasza planeta na zdjęciu jest niedostrzegalnym pyłkiem i gdyby nie wielka czerwona strzałka nie byliśmy w jej stanie zlokalizować. Co powiedzieć więc o nas? Marna to jednak pociecha, kiedy trzeba opłacić rachunki – których z kosmosu jeszcze bardziej przecież nie widać – a problemy wydają się mimo wszystko olbrzymie i przygniatające.
A jednak Uznański-Wiśniewski to nie natchniony nastoletni punk-poeta, a człowiek, który ten banalny i niby oczywisty fakt zobaczył na własne oczy. Nie trzeba być fanatykiem astronomii, by choć raz zadać sobie pytanie, jak to jest móc spojrzeć na Ziemię z perspektywy astronautów. A on widział i wie. Z tego powodu jego przekaz jest mocny i uderza we mnie z przedziwną, zaskakującą siłą. Jest coś poruszającego w tych słowach. Prostych, banalnych i oczywistych, a jednak na co dzień lekceważonych, wręcz brutalnie ignorowanych. Warto więc przypominać, iż wzniosłe idee dalej mają rację bytu. Nie trzeba się ich bać i zbywać. Skoro latamy w kosmos, to możemy też marzyć o innych utopiach i chcieć do nich dążyć, by tu, na Ziemi, żyło nam się jednak lepiej.
„Podczas odpoczynku patrzyliśmy na Ziemię, ogarnialiśmy ją wzrokiem, nasycaliśmy się jej widokiem” – tak swój lot wspominał Mirosław Hermaszewski w 1979 r.
Jak my w jej kontekście jesteśmy tacy mali. Choć jednocześnie: przecież mogliśmy być tu, w kosmosie. Jaki więc jesteś, myślałem sobie, człowieku? Wielki czy mały, silny czy słaby? Trudno było nie mieć wtedy takich refleksji – mówił cytowany przez Polskie Radio.
Nie jestem aż takim naiwniakiem i nie liczę na to, iż po słowach Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego ludzie wyjdą na ulice, chwycą się za ręce, spluną na wojny i przestaną krzywdzić się nawzajem. Nie zrobili tego po równie ładnych i ważnych refleksjach Hermaszewskiego ani tych, którzy polecieli, spojrzeli na naszą planetę i zrozumieli coś więcej. A mimo to chcę wierzyć, iż takie słowa są dziś potrzebne. Szczególnie dziś.
Kosmos jako wielka idea
Uwielbiam czytać i słuchać jak o kosmosie opowiada Marcin Pryt z nieistniejącego już zespołu 19 Wiosen. W jego tekstach kosmos to lekarstwo na wszelkie ogłupiające idee w postaci m.in. nacjonalizmu. „Wszyscy należymy do gwiazd”, przypominał na ostatniej płycie, a więc jesteśmy częścią czegoś wielkiego. Niezrozumiałego, ale dlatego fascynującego i pięknego. Wszystko jest ze sobą połączone.
Jeśli nie będzie III wojny światowej, jądrowego konfliktu, to wydaje mi się, iż jest szansa, iż dojdzie do przemiany wśród ludzi, którzy znowu będą chcieli dokonywać wielkich rzeczy. Żyjemy w piekle – mówiąc metaforycznie – ale i tak widzę ten kawałek nieba – przekonywał w rozmowie ze Spider’s Web.
Echa tych poglądów słyszę w słowach Uznańskiego-Wiśniewskiego. Tak je sobie interpretuję: są ważne, bo przyziemne. Nie ma w niej kosmicznej megalomanii, snuciu wizji o dalszym podboju, eksploatacji przestrzeni i zasiedlaniu planet, chęci czerpania jeszcze większych zysków. Nie ma w niej muskowej buty. Kosmos nie jest po to, byśmy dalej mogli niszczyć Ziemię, licząc na to, iż w razie czego powiemy „cześć, na razie” i poszukamy szczęścia gdzieś indziej. Wręcz przeciwnie. Uznański-Wiśniewski, podobnie jak wcześniej Hermaszewski, sprowadza nas na ziemię. Zachęca do docenienia tego, co mamy i co możemy bardzo gwałtownie stracić, o ile się nie opamiętamy.
Może musieliśmy wysłać Polaka w kosmos, żeby dotarły do nas oczywiste prawdy. Ale o ile faktycznie komuś dadzą do myślenia i zachęcą do dbania o planetę, to warto było.
Więcej o misji Sławosza Uznańskiego – Wiśniewskiego przeczytasz nas Spider’s Web: