
Krótko po urodzinach coś strzeliło w szyi i boli, ale bardziej niż możliwe fizyczne oznaki starzenia przerażają mnie komentarze dotyczące promocji dla seniorów w PKP Intercity.
Z okazji Dnia Seniora osoby, które skończyły 60 lat, mogły kupić bilet na pociągi PKP Intercity za symboliczną złotówkę. Chętnych było naprawdę wielu. W rozmowie z Wirtualną Polską Maciej Dutkiewicz, rzecznik prasowy PKP Intercity, przyznał, iż do 8 października sprzedano ponad 100 tys. biletów objętych promocją. Czyli sukces.
Szczęście i oszczędności jednych to nierzadko gniew i oburzenie innych. W pociągach zabrakło miejsca dla tych, którzy chcieli (ba, musieli!) ruszyć w podróż i gotowi byli zapłacić choćby pełną cenę. Oliwier zauważał, iż poniedziałek to przecież dzień, w którym wiele osób dojeżdża do pracy, na uczelnię lub podróżuje służbowo. Można rzeczywiście zrozumieć ich frustrację z powodu wyprzedanych foteli, ale cóż – niestety czasami tak bywa.
Jak nie promocja dla seniorów, to mecz kadry, koncert albo inne ważne wydarzenie. Oczywiście przewoźnik powinien być gotowy na takie skoki popularności. A może jest i 20 października dostawione zostaną dodatkowe wagony, jak ma to miejsce w przypadku długich weekendów czy wakacji. A jak nie? Dla wszystkich starczy miejsca pod wielkim dachem nieba, obiecywał poeta, ale nie wspominał nic o schronieniu w pociągach, autobusach i tramwajach. Życie, mówiąc krótko.
Czasami pewnych spraw nie da się pogodzić – albo chcemy mieć okazję podróżować taniej i liczymy się z tym, iż czasami ktoś będzie szybszy, albo zawsze płacimy dużo. I tak źle, i tak niedobrze.
Obawiam się jednak, iż wcale nie o zajęte tu miejsce chodzi. Bardziej liczy się to, kto śmiał je zająć
Komentując ofertę dla seniorów niektórzy w sieci piszą, iż „normalny człowiek” biletu kupić nie może. Kim jest w takim razie senior, a konkretnie – osoba po 60 roku życia? Przybyszem z kosmosu, obcym wśród swoich? Wygląda na to, iż właśnie tak. Kimś, kto nie ma prawa podróżować (jeszcze) taniej. Przecież ma zniżki, które powinny mu wystarczyć! A po co gdziekolwiek jedzie? W domu nie może posiedzieć, spieszy mu się gdzieś?
Dziwnym trafem nie spotkałem się w sieci z takimi komentarzami przy okazji wielu licznych promocji PKP Intercity – jak np. tej na Pendolino do Zakopanego, kiedy bilety też rozeszły się w oka mgnieniu. A przecież też ktoś mógł mieć ważne spotkanie w stolicy Tatr, które idealnie zgrało się z inauguracyjnym kursem.
Czy podobna fala oburzenia wyleje się na tych, którzy będą śmieli śmieć skorzystać z tańszych biletów na trasach Warszawa–Lublin oraz Warszawa–Rzeszów, bo PKP Intercity obniżyło ceny? Wydaje mi się, iż znam już odpowiedź.
To naprawdę przerażające i niepokojące. Oczywiście serwisy celowo mogą wyciągać takie komentarze, abym się oburzył i złapał za głowę. Podziałało, przyznaję. Ale co, jeżeli to wcale nie nastawione na negatywne emocje uwypuklanie pewnego rodzaju pogardy, a choćby okrutności, a po prostu efekt czegoś, co kryje się pod powierzchnią i czasami – jak w tej sytuacji – znajduje ujście?
W seniora uderzyć łatwo
Niedawno łódzkie lokalne media naśmiewały się z ławek, które postawione zostały blisko ruchliwej drogi. Szydzono: strefa relaksu tuż przy spalinach, cóż za cudny pomysł! Nawiasem mówiąc, jeżeli panuje taki konsensus w sprawie zanieczyszczeń generowanych przez samochody, to może warto byłoby zająć się przyczyną problemu, a nie tym, iż ktoś miałby przebywać w ich pobliżu?
Kto chciałby siedzieć w hałasie i wdychać zanieczyszczone powietrze? Kłopot w tym, iż czasami to nie kwestia wyboru, a konieczności. Ktoś może potrzebować zrobić sobie przerwę, bo zwyczajnie nie jest w stanie pokonywać dłuższych odległości. Rzecz jasna można podsunąć rozwiązanie i po prostu przestawić siedziska kilka metrów dalej. A ja zamiast konsensusu postawiłbym na jedno i drugie. Ławka, owszem, przy drodze, ale i w spokojnej okolicy, aby później też można było sobie odsapnąć.
Tym bardziej iż z ławek korzystają nie tylko seniorzy, kontuzjowani, ogólnie osoby mające problemy z poruszaniem. Może być tak, iż nagle coś zaboli i trzeba będzie się zatrzymać. Naprawdę, ławki w 2025 r. to podstawa, a nie luksus. Warto zacząć myśleć nie tylko o sobie.
A jednak rządzi śmiech, szydera, sarkanie. Do czasu, odpowiedzą wierzący w karmę, którzy za jakiś czas będą mogli odczuwać schadenfreude. Tylko nie o wzajemne złośliwości powinno nam chodzić, nie o okazje do rewanżu i czekanie, aż będzie można z satysfakcją odrzec: kto mieczem wojuje, od miecza ginie. Albo zmodyfikować powiedzonko: cierp ciało, skoro żeś nie chciało. Obecni krytycy ławek prawdopodobnie prędzej lub później mogą pożałować swoich poglądów.
Zamiast irytować się, iż seniorzy mogą kupować bilety taniej, może powinniśmy zastanowić się, jak częściej wyciągać ich z domów. Oczywiście definicja seniora jest rozległa i często dziś nieprecyzyjna, więc łapią się ci, o których nie pomyślelibyśmy w kontekście rychłej emerytury – dzisiejsza sześćdziesiątka to przecież nie dawna pięćdziesiątka, a coraz bardziej czterdziestka! – ale temat wykluczenia z powodu wieku jest jak najbardziej poważny i aktualny.
Coraz głośniej mówi się o więźniach czwartego piętra – osobach, które nie są w stanie opuszczać swoich mieszkań, bo w blokach nie ma windy. Osiedla nierzadko nie są przystosowane do potrzeb starszych. Autobusy jeżdżą rzadko albo wcale, a spacery są utrudnione, choćby z powodu braku wspomnianych ławek.
Niestety tak rzadko myśli się o potrzebach innych. Istotne są te, które są moje. To ja mam jechać pociągiem, to ja mam decydować o tym, kiedy się odpoczywa. A skoro nogi nie odmawiają posłuszeństwa przy krótkim spacerze, żadnych ławek nie będzie, tym bardziej „za moje pieniądze!”.