Przyznam, iż akurat tej wiadomości się nie spodziewałem, choć wpisuje się ona w dotychczasowe działania – a raczej ich brak – władz Bielska-Białej. Oto okazuje się, iż z ich woli właśnie zlikwidowano kultowe, oczywiście nielegalne miejscówki w Bielsku, w tym Dworek.

Zobaczcie wpis z bielsko.info, który opisuje sytuację – bielsko.info/wiadomosci/44817-foto-zburzyli-ich-wlasne-dzielo-dzikie-bikeparki-zniknely-z-mapy-miasta
Oczywiście nikt nie zastanowił się nad tym, co robi, choć budowniczowie tych tras od wielu lat byli skłonni do współpracy i zmierzali do ich zalegalizowania. Bielsko-Biała i jej władze nie chcą pamiętać o tym, iż ten nieformalny status stolicy polskiego MTB został zbudowany właśnie na nielegalnych ścieżkach. A miejsce żyje dotąd, dopóki jego zaplecze stanowi aktywne środowisko. Ten rok pokazuje jednak, iż coś się zmienia, bo ludzi w samym Bielsku jeżdżących na rowerach jest mniej. Zamiast więc wspierać rozwój, władze rzucają przysłowiowe kłody pod nogi.
Zresztą, tak naprawdę zupełnie mnie to nie dziwi, bo rozwój rowerowego Bielska zawsze odbywał się jakby wbrew władzom, które od niechcenia czy też przymuszane czasami wspierały kolejne etapy. Nigdy nie mając do tego serca. choćby inwestycja w Enduro Trails nie miała od początku planu, który wiedziałby, co z tą miejscówką zrobić. Tego planu nie ma dotąd, co zresztą sugerowałem w jednym z poprzednich tekstów.
Widać to choćby po tym, iż nie ma pieniędzy na utrzymanie ścieżek, a jeżeli pojawiają się jakieś środki, to są one na tyle niewielkie, iż trudno mówić o rzeczywistej inwestycji.
Wystarczy wspomnieć sytuację z kolejką na Szyndzielnię, gdzie rowerzyści przez cały czas są tylko tolerowani. Choć jednocześnie w skali roku sprzedawane jest kilkadziesiąt tysięcy karnetów. Ba, mówi się, iż w ostatnim sezonie było to choćby czterdzieści tysięcy – jak donoszą nasi tajni współpracownicy. I co? przez cały czas obsługa w wyciągu nie ma najmniejszej ochoty na pomoc rowerzystom. przez cały czas kolej linowa nie dokłada się w żaden sposób do utrzymania ścieżek. Choć przecież to także dzięki nim sprzedaje te bilety.
Nikt nie myśli o tym, jak potężny strumień pieniędzy związany jest z rowerami w Bielsku. Ile na przestrzeni lat powstało sklepów rowerowych, noclegów wyspecjalizowanych w obsłudze rowerzystów, ile firm i usług żyje dzięki temu boomowi.
I ostatnie zdarzenie pokazuje, jaki jest kierunek myślenia władz. A przykład zupełnie innej branży udowadnia, iż nic nie jest dane raz na zawsze. Zwift, platforma treningowa i ścigania na trenażerach, wydawał się być niezagrożonym hegemonem. Na tyle, iż w Polsce nie było choćby z kim rozmawiać. Tak, bo współpracowaliśmy od początku ze Zwiftem, a później stał się tak wielki, iż przestali choćby odpowiadać na nasze wiadomości. A potem pojawił się MyWoosh – jakaś tam apka znikąd. Minęły trzy lata i dziś Zwift przez cały czas istnieje, przez cały czas ma wiernych fanów. Ale prawdziwe ściganie na trenażerach przeniosło się gdzie indziej, czyli na MyWhoosh. A za nim strumieniem popłynęli też użytkownicy. Tak właśnie wygląda mania wielkości w przełożeniu na rzeczywistość.
Nie chciałbym, żeby to samo stało się z Bielskiem, ale są w Polsce miejsca, gdzie o rowerach myśli się bardziej perspektywicznie i z głową. Wspominałem o Singletrack Glaciensis, wspominałem o Srebrnej i mojego zdania nie zmieniam. Jest promocja zagraniczna, jest plan, a przede wszystkim – rowerzystów tu się lubi.
Sam pamiętam, jak startował Singletrack Glaciensis kilka lat temu. Wtedy gminy i miejscowi nie byli specjalnie przychylni. Ale po kilku latach ta sytuacja diametralnie się zmieniła i dziś, jadąc z Wrocławia ósemką na południe, bez przerwy trafia się na banery reklamujące poszczególne miejscowości w powiązaniu z fragmentami Glaciensis. Ba, można zobaczyć teksty w stylu: „Pętla Międzygórze i nocleg tuż obok”. Da się? Da się.
I to zresztą nie jedyne miejsce, bo te przykłady można mnożyć. Coraz więcej dzieje się wokół Świeradowa-Zdroju czy choćby w drugiej części Polski, w okolicach Myślenic.
Stolica MTB nie jest więc dana raz na zawsze. To żywy organizm, który zmienia się tam, gdzie pojawia się wizja, inwestycja i chęć współpracy z rowerzystami. A jeżeli w Bielsku-Białej tych elementów brakuje, to tytuł stolicy polskiego MTB prędzej czy później przeniesie się tam, gdzie rowerzyści czują się naprawdę u siebie.

Zdjęcie otwierające zrobiłem pod Karpaczem, gdzie istnieją i mają się świetnie ścieżki enduro – obok oficjalnej sieci Rowerowych Olbrzymów. Warto profil
dodać do obserwowanych.
Tekst i zdjęcia: Grzegorz Radziwonowski