Zdjęcie: Swippitt
Targi CES w Las Vegas co roku potrafią nas zaskakiwać. Nie wiem, co jest głupsze roboty zbierające skarpetki, różowe robo-misie wieszane na damskich torebkach, czy też Swippitt. O ile można handlować opinią o pierwszych dwóch, to ten ostatni jest totalnie głupim i drogim pomysłem.
Ładowanie telefona może być problemem, zwłaszcza jeżeli korzystamy z niego częściej niż normalnie. Godzinna tura w ulubioną grę, dwie godziny nawigacji, kilkanaście minut robienia zdjęć i nagrywania filmików mogą znacznie rozładować baterię urządzenia. Rozwiązaniem są coraz popularniejsze szybkie ładowarki i dyskretne powerbanki, często przytwierdzone do plecków telefonu w magnetycznym połączeniu. Swippitt przekonuje, iż na to ładowanie tracimy zbyt dużo czasu i jest ono zbyt niewygodne. Dlatego oferuje rozwiązanie za ponad 500 dolców, które ma pozornie załatwić sprawę ładowania raz na zawsze!
Swippitt — ale komu to potrzebne?
Zacznijmy jeszcze raz od początku. Nie wiem, czy wiecie, ale mieszkańcy Chin, Norwegii i Węgier (a może też innych krajów), którzy posiadają elektryczne samochody marki NIO mogą skorzystać z ciekawej opcji. Wystarczy podjechać na specjalną stację, zaparkować w małym hangarze, a w automatycznym procesie trwającym mniej niż 3 minuty zostanie wymieniony akumulator naszego elektryka na w pełni naładowany.
Jestem przekonany, iż pomysłem tym zainspirowany był Padraic Connolly, wynalazca i szef Swippitt. Padraic postanowił pomysł ten przenieść na grunt naszych domów. Swippitt to urządzenie w kształcie tostera, do którego wkładamy nasz telefon. Musi on jednak posiadać specjalny futerał/case, który jest tak naprawdę powerbankiem. W jego wnętrzu skrywa się wymienny akumulator o pojemności 3500 mAh. Całość działa analogicznie do przykładu z elektrycznym NIO. Do tostera wkładamy telefon w kejsie z wymiennym akumulatorem, toster wymienia akumulator z kejsa z rozładowanego na naładowany. My po zaledwie dwóch sekundach cieszymy się telefonem z dodatkowym źródłem energii.
Redaktorzy The Verge umieścili ten gadżet na liście „najlepszych rzeczy, jakie widzieli na CES 2025”. Nie mam pojęcia dlaczego The Verge posikało się z euforii na myśl o takim sprzęcie, ale się domyślam.
Wedle słów redaktorki The Verde
„Swippitt nie sprzedaje głupiutkiej ładowarki — sprzedaje życie, w którym nigdy nie będziesz musiał już podłączać wtyczką swojego telefonu do ładowania”. Doprawdy?
Nie wiem, czy to wpisane jest w szał targów CES, amerykański styl życia czy też to, iż po odejściu Dietera Bohna The Verge straciło wiele swojego animuszu (a tak naprawdę dobrych redaktorów), ale Swippitt, to beznadziejnie głupi pomysł.
Stoi za nim idea, która może wydawać się na pozór prawdziwa. Według badania Harmony Healthcare IT (2024) przeciętny Amerykanin korzysta codziennie ze telefonu przez 4 godziny i 37 minut. Generacja zetek robi to jeszcze dłużej, bo przez 6 godzin i 5 minut dziennie. Jak więc obliczyli ludzie z Swippitt, ładowanie telefonu zajmuje ludziom 547,5 godziny, czyli ponad 3 tygodnie rocznie. Należy zadać sobie jednak pytanie, czy to jest problem? Czy Swippitt go rozwiązuje? W jaki sposób i za jaką cenę?
https://www.youtube.com/shorts/19wtaYTPjaA
Po pierwsze, nie pamiętam kiedy ostatnio podpinałem mój telefon pod ładowarkę. Domyślam się, iż było to z dwa lata temu gdy mój samochód nie miał bezprzewodowej ładowarki. Od tamtego czasu ładuje wszędzie sprzęt bezprzewodowo, co jest bardzo wygodne. Powerbanki MagSafe dają możliwość wygodnego ładowania podczas korzystania ze telefonu. Co więcej, większość ładowań odbywa się i tak w nocy, więc nie mają one na mnie żadnego wpływu.
Czy za kilka minut ładowania w szybkiej ładowarce, poświęcimy wygodę i piękny wygląd naszego urządzenia? Swippitt to rozwiązanie tylko dla iPhone'a (kejsy dla Samsunga Galaxy S są w przygotowaniu). Brzydki, toporny i bardzo gruby kejs to obowiązkowe akcesorium dla systemu wymiany baterii. Żadna zaleta Swippitt nie przekona mnie do noszenia czegoś takiego w kieszeni.
https://dailyweb.pl/wojna-robotow-na-ces-2025-dreame-pokazuje-dwa-innowacyjne-odkurzacze/
Jest też sprawa konstrukcji samego urządzenia. To wielka skrzynka, będąca magazynem pięciu akumulatorów, które mają być utrzymywane w stanie zawsze naładowanym. To kolejny zbędny gadżet w domu, który wymaga uwagi, mimo iż wymiana baterii trwa tylko dwie sekundy.
Na koniec trzeba tu zaznaczyć, iż koszt stacji to aż 400 dolarów, pojedyncze etui to dodatkowe 120 dolarów.
Pytanie do Was, czy idea takiego tostera i spasionego etui warta jest 2 150 zł?