Google Chrome osiągnął kolejny kamień milowy. Z najnowszych danych wynika, iż przeglądarka ta kontroluje aż 72% rynku przeglądarek, jeżeli połączyć statystyki dla komputerów stacjonarnych i urządzeń mobilnych. To poziom, który dotychczas wydawał się dystopijną wizją dominacji, a dziś staje się faktem. Chrome nie tylko przoduje, on dyktuje warunki.
W praktyce oznacza to, iż z każdej dziesiątki osób, osiem używa Chrome’a. Konkurenci, tacy jak Edge, Firefox, Safari czy Opera, walczą o resztki rynku. Trend jest jasny: użytkownicy coraz częściej decydują się na rozwiązanie „bezpieczne”, „sprawne”, często domyślnie instalowane w systemie, a Chrome, jako część ekosystemu Google, już tam bywa fabrycznie obecny.
Skąd taki wzrost?
Czemu Chrome wciąż rośnie, choćby w czasach, gdy przeglądarki konkurencji starają się przebić unikalnością? Powodów jest kilka.
Po pierwsze, integracja z produktami Google: konto Gmail, Dysk, Zdjęcia, Kalendarz – wszystko działa bezproblemowo w ramach jednej przeglądarki. Ta spójność sprawia, iż użytkownicy zostają w ekosystemie.
Po drugie, regularne aktualizacje i nowe funkcje, często szybsze niż u konkurencji, co daje poczucie, iż Chrome „idzie naprzód”.
Po trzecie, marketing i pozycja Google – Chrome często jest sugerowaną przeglądarką, często widoczną w rankingach, często promowaną w systemach operacyjnych. Wiele osób choćby nie zastanawia się nad alternatywami, i po prostu używa tego, co działa.
I wreszcie, po czwarte – mobilność. Na rynku mobilnym Chrome ma jeszcze większy udział. W krajach rozwijających się, gdzie telefony są podstawowym urządzeniem, użytkownicy często wybierają Chrome z racji jego dostępności i rozpoznawalności.
Konkurencja kurczy się – czy to normalne?
Z danych wynika, iż Edge, Firefox i inne przeglądarki tracą, nie tylko użytkowników, ale też znaczenie w kontekście innowacji. Edge, mimo iż oparty na Chromium, przez cały czas nie dorównuje Chrome’owi w integracji z usługami Google. Firefox, który kiedyś był bastionem prywatności, dziś wydaje się bardziej niszowy niż mainstreamowy. Safari utrzymuje silną pozycję na urządzeniach Apple, ale poza nimi nie posiada siły przebicia.
Ta asymetria nie działa na korzyść różnorodności rynku. W sytuacji, gdy jeden gracz ma tak ogromny udział, pojawiają się obawy o monopol, ograniczanie konkurencji i wpływ na prywatność użytkowników. Czy Chrome zacznie decydować o standardach? Czy usługi, które nie chcą współpracować z jego silnikiem, zostaną osłabione?
Dlaczego to nie tylko statystyka
Dla zwykłego użytkownika liczba 72% może wydawać się abstrakcyjna, ale to, co naprawdę się liczy, to konsekwencje: mniej różnorodności, mniej motywacji dla nowych rozwiązań, większa koncentracja mocy w rękach Google. To oznacza, iż każdy błąd bezpieczeństwa w Chrome staje się zagrożeniem dla ogromnej bazy użytkowników.
Czy regulatorzy wkroczą do akcji?
Nie da się ukryć, iż taka dominacja nie pozostaje niezauważona przez regulatorów. Unia Europejska i Stany Zjednoczone coraz mocniej przyglądają się gigantom technologicznym i ich wpływowi na rynek. Chrome z udziałem 72% to przykład pozycji, którą w przeszłości na rynku systemów operacyjnych zajmował Windows. Wtedy doprowadziło to do procesów antymonopolowych i wymuszonych zmian w polityce Microsoftu. W przypadku Google sprawa może być podobna – zwłaszcza iż chodzi o narzędzie używane przez setki milionów osób każdego dnia.
Wprowadzenie regulacji mogłoby nie tylko otworzyć rynek na konkurencję, ale też wymusić na Google większą przejrzystość, jeżeli chodzi o zbieranie danych i integrację z innymi usługami. Pytanie brzmi: czy użytkownicy rzeczywiście tego chcą, skoro większość wybiera Chrome dobrowolnie, nie z przymusu? To dylemat, przed którym mogą niedługo stanąć regulatorzy na całym świecie.

Z drugiej strony, stabilność, kompatybilność, wsparcie – to właśnie atuty, które wielu użytkowników docenia. Firmy webowe optymalizują swoje usługi pod Chrome; rozszerzenia i dodatki tworzą się z myślą o tym środowisku. Rozwijanie przeglądarki alternatywnej wymaga zmagania się z usługami zoptymalizowanymi pod Chrome, co jest barierą wejścia.
Źródło: Techspot / Zdjęcie otwierające: Unsplash (@Denny Müller)