
Łyk wody na opanowanie emocji, bo pomysł Lewicy o darmowej wodzie w restauracjach nie jest tak przełomowy, jak może się wydawać.
Burza w szklance wody? Lewica poinformowała o proponowanej przez ugrupowanie poprawce do ustawy o wodzie, która ma zapewnić pół litra darmowej wody w każdej restauracji do posiłku. Nowa ustawa o jakości wody pitnej wiceministra Przemysława Koperskiego to również „gwarancja zdrowej wody bez toksyn i mikroplastiku”, szybkie ostrzeżenia dla mieszkańców w przypadku skażeń czy zadbanie o najwyższe standardy tam, gdzie są dzieci i seniorzy, ale to właśnie pomysł o bezpłatnej karafce rozgrzał komentujących.
To dość znamienne, iż droga butelkowa woda, np. na lotniskach, przez lata nie była źródłem podobnych uniesień i załamywań rąk, jak propozycja, by w restauracjach oferowano wodę za darmo. Jasne, dziwiono się i pomstowano na pazerność sprzedawców, ale godzono się z losem, mówiono, iż jak jest jak jest i płacono ciężkie pieniądze za kilka łyków wody. A może być przecież inaczej.
I co zabawne, to właśnie lotniska są przykładem tego, iż pomysł Lewicy nie jest aż tak bardzo wywrotowy. Jest raczej próbą uporządkowania. Bo właśnie choćby na lotniskach znajdziemy już poidełka, które pozwalają wlać wodę do własnych butelek. Nie wszędzie, to prawda, ale powoli staje się to standardem.
Dlaczego więc nie sprawić, by bardziej to uregulować i zachęcić do działań tych bardziej opornych?
Nie znam motywacji wszystkich oburzających się na darmową wodę w restauracjach, choć niektórych mogę się domyślać. W facebookowych komentarzach znajduję mroczną przepowiednię: oto knajpy upadną, bo stracą zyski ze sprzedaży napojów. Klienci opiją się darmową kranówką i tak zaspokoją swoje pragnienie.
Czarny scenariusz ma jednak pewne luki. Jak w takim razie przetrwały miejsca, które oferują tzw. czekadełka i pozwoliły napełnić żołądki przed głównym daniem? W końcu co bardziej obrotni mogliby nie zamawiać większego zestawu, a zadowolić się gratisową przystawką i tańszą zupą.
Czy stać na rozwój restauracje, które pozwalają bez ograniczeń wycierać ręce w darmowe ręczniki papierowe albo dodają gratisowy cukier do kawy? jeżeli ktoś zasłodzi się pijąc latte, nie weźmie przecież deseru!
Sprowadzam to wszystko do absurdu, ale takim samym jest oburzanie się na darmową wodę, która nagle miałaby być ciosem dla restauratorów. Tyle iż oni sami już od jakiegoś czasu częstują gości kranówką i to nie tylko wtedy, gdy zamawia się espresso. Niektórzy przynoszą karafkę (i nie mają problemu z jej uzupełnianiem), inni udostępniają wodny barek, gdzie można sobie samemu nalać.
Praktyka znana z europejskich kawiarni czy knajp obowiązuje już też w Polsce. O powszechności najlepiej świadczy strona akcji „Piję wodę z kranu”, gdzie zebrano miejsca oferujące darmową wodę. Sądząc po braku znanych mi lokali może nie być aktualizowana na bieżąco, a i tak jest całkiem pokaźna.
O tym, iż darmowa woda nie jest konceptem absurdalnym, najlepiej świadczą nasze ulice. Coraz łatwiej natknąć się na poidełka. Powinny być jeszcze bardziej dostępne, ale widać zmianę nastawienia włodarzy miast, którzy chętniej oraz częściej tworzą ogólnodostępne źródła z wodą.
Po co pić wodę z kranu?
Wcale nie chodzi o oszczędności. Woda z kranu bardzo często jest dobra, lepsza niż ta butelkowana. To oczywiście kwestia smaku, ale mi najbardziej odpowiada łódzka kranówa. Są z nią problemy, jeżeli chodzi o przygotowanie kawy (ma dużo minerałów, co jest dobre dla człowieka, a niekoniecznie dobre dla naparu), ale do picia jest idealna. Skoro więc jest 200 razy tańsza od butelkowej – jak przekonują łódzkie wodociągi – to płacenie za nią w restauracji byłoby wręcz pewnym nietaktem. A przy tym nie generuje się odpadów, więc dla samych lokali to szansa na bycie bardziej ekologicznym i zmniejszenie zużycia plastiku.

fot. ZWiK Łódź
Dlaczego więc darmowa tak bardzo oburza? Może chodzić o kwestie światopoglądowe i jakże popularne u nas nastawienie, iż nie ma czegoś takiego, jak darmowe obiady i wszystko, co dostajemy od państwa gratis, na pewno jest nam w inny sposób odbierane i to jeszcze z nawiązką. Łatwo o takie opinie z pozycji, kiedy podstawowe i oczywiste dziś prawa czy udogodnienia zostały dawno wywalczone – można bohatersko walczyć z podpaskami w toaletach czy wodą w restauracji, irytując się na roszczeniowe społeczeństwo.
Ale może to nie kolejne pole światopoglądowej bitwy, a sprawa jest dużo prostsza do wyjaśnienia
Na stronie akcji „Piję wody z kranu” zamieszczono wypowiedź krytyka kulinarnego Macieja Nowaka, który zauważa, iż „karafka lub szklanka wody dla gościa to przejaw gościnności i szacunku”. No właśnie – dziś darmowa woda, coraz częściej powszechna, ciągle jest prezentem. Np. za darmo znajdziemy ją na pokładach wkraczającego na polskie tory czeskiego przewoźnika RegioJet. Kiedy nagle jest wręczana, mamy wrażenie, iż dostajemy coś ekstra. Firma bądź restauracja się o nas stara. Nie musi, a daje, podczas gdy inni nie. To miłe.
A teraz ktoś chce tego sympatycznego uczucia pozbawić, robiąc z prezentu obowiązek. Już nie poczujemy się wyjątkowo, skoro wszyscy to dostają.
Cóż, jakby się nad tym zastanowić, to jednak jest to kwestią światopoglądową, związaną z dziwnym nastawieniem, iż ci przychodzący po nas nie mogą mieć lepiej. Muszą mieć co najmniej tak samo źle/średnio/dobrze jak my, ale nic ponadto.
Dlatego dobrze, iż pojawia się miejsce na dyskusje o darmowej wodzie. Nie jest to palący problem państwa, ale tak, woda powinna być łatwo dostępna, na każdym kroku, dla wszystkich. Sam pomysł i związane z nim wątpliwości pokazują, iż nie wszyscy zdają sobie choćby sprawy z tego, iż lecąca z kranu woda jest zdrowia, dobrej jakości i choćby z tego powodu warto promować tę ideę.