
Minęła już chwila od konferencji Apple na której zostały zaprezentowane nowe generacje produktów. Jak to zawsze w przypadku Apple są głosy zachwytu i rozczarowania, iż było za mało „wow”. W moim osobistym rankingu tegoroczny wrześniowy Keynote był jednym z lepszych pod względem formy prezentacji i realizacji, o ile nie najlepszym w ciągu ostatnich kilku lat.
Czy nowe wersje zaprezentowanych produktów są rewolucyjne? Zależy jak zdefiniujemy rewolucje. Tak jak pisałem chwilę po premierach zeszłorocznych, jesteśmy świadkami ewolucji, bardziej przemyślanej i bardziej uważnej, niż rewolucji efektownej i gwałtownej, czasem prowadzącej w ciasny zaułek z którego trudno się wycofać.
Na temat nowych modeli już dużo się pojawiło w sieci i prawdopodobnie będzie ich jeszcze więcej jak trafią w ręce użytkowników i recenzentów.
Apple Watch 10
Tymczasem chciałbym zatrzymać się na zeszłorocznym modelu Apple Watch 10. Jest ze mną rok. W pierwotnym założeniu miał być przede wszystkim zegarkiem codziennym, użytkowym, o pierwszych wrażeniach i wykorzystywanych funkcjach pisałem w iMagazine. Na ile czas zweryfikował założenia.
Apple Watch jest moim zegarkiem pierwszego wyboru, choćby w tych bardziej oficjalnych chwilach i spotkaniach. Wersja Onyx którą mam bardzo dobrze prezentuje się w zestawieniu z garniturem, na pewno znacznie lepiej niż poprzednie generacje – to minimalne odchudzenie zrobiło naprawdę różnicę. Oczywiście są sytuacje, gdzie „tradycyjny” zegarek jest bardziej adekwatnym wyborem, ale w moim przypadku są naprawdę rzadkie, na koktajlach u ambasadora bywam rzadko, a na oficjalnym roboczym spotkaniu w ministerstwie zgrywa się bardzo dobrze z codziennym garniturem.
W moim przypadku drugą sytuacją kiedy Apple Watch był zastępowany innym zegarkiem były wyjazdy urlopowe, te bardziej wyprawowe. Spływ kajakowy, wyjazd rowerowy, wypad po namiot itp. W tym roku zabrałem AW10 na spływ kajakowy na Litwie. Dwanaście dni w kanadyjce/kajaku z całym sprzętem biwakowym, rzadkim dostępem do cywilizacji, w tym prądu. Przede wszystkim jako zegarek i awaryjny telefon. Z racji dzikości terenu i rzadkiego dostępu do prądu podczas płynięcia iphone był wyłączony i bezpiecznie schowany. Smartphone szukający zasięgu zużywa dużo energii, a jego naładowanie z powerbanku kosztuje dużo energii. Naładowanie AW wymaga znacznie mniej energii. Więc AW był u mnie przez cały czas na ręce, bez włączonego pomiaru aktywności i zapisu GPS, od tego była przeznczona do takich rzeczy nawigacja. AW był awaryjnym nasłuchem telefonicznym gdyby ktoś potrzebował się pilnie skontaktować i po prostu zegarkiem. Sprawdził się znakomicie. Ładownie co 1,5 dnia zużywające ~3% pojemności powerbanku, 2-3 rozmowy które z niego wykonałem pokazały iż spełnił swoje zadanie i co ważne spartańskie warunki biwakowe i przeciskanie się pomiędzy konarami powalonych drzew na rzece nie zrobiło na nim większego wrażenia. Po delikatnej pierwszej rysie którą dostał w pierwszym tygodniu użytkowania, przez cały rok i kilka biwakowych wyjazdów doszła mu jeszcze jedna równie delikatna i prawie niewidoczna przy codziennym użytkowaniu.
Po roku z AW 10 uważam, iż sprawdza się idealnie do tego do czego został zaprojektowany – jest zegarkiem codziennym. Nie jest specjalistycznym zegarkiem sportowym, nie jest pierwszym wyborem zegarka do smokingu. Jednak w większości innych sytuacji sprawdza się znakomicie.
Nadal jest moim ulubionym dyskretnym pilotem do prezentacji oraz kluczem do zapięcia rowerowego. Z funkcji banalnych, a bardzo często przeze mnie używanych jest latarką. Kiedy potrzebuje zajrzeć pod fotel bo mi upadł ołówek, albo zerknąć na coś w pokoju dziecka, żeby go nie budzić i nie używać intensywniejszego światła.
Wykorzystuje AW10 również do zliczania transportowej jazdy rowerem. Automatyczne wykrywanie aktywności rozpoznaje bezbłędnie, czasem ze zbyt dużym opóźnieniem, ale nie są to jakieś duże straty które by znacząco wypływały na amatorską statystykę prowadzoną z ciekawości.
Na koniec, istotna informacja – kondycja baterii po roku, mój AW pokazuje 96% co uważam za dobry wynik. W praktyce przekłada się to na ładowanie zegarka podczas porannej kawy i prysznica. Czasami jest to ~15 minut, czasem 1h. Bardzo rzadko się zdarza, żebym musiał go podładować wieczorem przed snem, żeby mieć pewność, iż nie rozładuje się w nocy, zwykle to są te dni kiedy rano zapomniałem w pośpiechu odłożyć go na ładowarkę.
Apple Watch 10 po 365 dniach jest przez cały czas dobrym kompanem dnia codziennego. Nie planuje zmiany na wersję 11, oczywiście nastąpiła ewolucja. Szczególnie w kwestiach pomiarów parametrów zdrowotnych. Jednak dla mnie nie sa to podstawowe funkcjonalności. Możliwości obecnego modelu absolutnie mi wystarczają i ewentualną zmianę będę rozważać za rok. AW11 na pewno będzie dobrą opcją dla właścicieli starszych modeli. Tak jak u mnie ewolucja, która okazała się rewolucją przy przesiadce z AW SE na AW 10.
Jeśli artykuł Apple Watch 10 – 365 dni później nie wygląda prawidłowo w Twoim czytniku RSS, to zobacz go na iMagazine.