REKLAMA

Sennheiser Momentum 4 - recenzja. O krok od detronizacji Sony

Sennheiser wyraźnie podpatrzył to i owo u swojego największego rywala, bo nowe słuchawki Momentum 4 Wireless zaliczyły niebywały progres względem poprzedniej generacji. Tylko czy w cenie 1699 zł warto zwrócić na nie uwagę, kiedy tak blisko są Sony WH-1000XM5?

Sennheiser Momentum 4 - recenzja. O krok od detronizacji Sony
REKLAMA

Seria Momentum wireless od zawsze wyróżniała się nietypowym designem, jednak ta wyjątkowość wymuszała kompromis użyteczności, przez co trudno było polecić te słuchawki, gdy tuż obok leżały znakomite Sony czy nawet Sennheisery PXC-550 II.

Nowe Momentum 4 zrywają z linią stylistyczną serii. Nadal wyglądają świetnie, ale mają bardziej stonowany, klasyczny wygląd i konstrukcję, która co prawda się nie składa, ale jest o niebo wygodniejsza od poprzedniej generacji. Wizualnie również prezentuje się wspaniale, a jakością wykonania wyprzedzają ją tylko znacznie droższe konstrukcje marek stricte audiofilskich. Powiem wprost: zmian na plus jest tak wiele, że gdyby nie jedna wada, mogłyby zdetronizować topowe słuchawki Sony.

REKLAMA
Sennheiser Momentum 4 Wireless
Sennheiser Momentum 4 Wireless

Sennheiser Momentum 4 tak wiele robią dobrze, że trudno się do czegokolwiek przyczepić

Zacznijmy od tego, że słuchawki trafiają do klienta w bardzo przyzwoitym zestawie sprzedażowym. Jest świetny, twardy futerał, są przewody do ładowania i podłączenia słuchawek, jest również adapter do samolotu.

Sennheiser Momentum 4 Wireless

W przeciwieństwie do poprzednich generacji, słuchawki nie są też ogromne i nieporęczne. Mimo tego, że nie możemy ich złożyć, bo jest drobną wadą, to nie zajmują one tak wiele miejsca ani w futerale, ani na głowie, co poprzednia generacja.

Sennheiser Momentum 4 Wireless

Mimo nowej konstrukcji Momentum 4 są też fantastycznie wykonane. Zachwyciły mnie zwłaszcza mięciutkie nauszniki, które przylegają do głowy delikatnie jak puchowe poduszki, a pałąk w ogóle nie naciskał na moją czaszkę. W nowych słuchawkach Sennheisera mogłem pracować długie godziny i w ogóle nie czuć dyskomfortu.

Sennheiser Momentum 4 Wireless

Sporą poprawą względem Momentum 3 jest też obsługa słuchawek, która teraz odbywa się jak u konkurencji, przy użyciu kombinacji fizycznych przycisków i „miziania” panelu na prawej „puszce”. Działa to bardzo dobrze, równie dobrze, co w słuchawkach konkurencji.

Słowo należy się też czasowi pracy, bo Sennheiser obiecuje, że ten model będzie działał nawet 60 godzin z włączonym ANC, czyli o połowę dłużej niż np. Sony WH-1000XM5. Chciałbym to przetestować, ale… nie miałem słuchawek u siebie na tyle długo, bym zdołał je rozładować. Po trzech tygodniach testów i codziennego użytku przez 2-3 godziny nadal zostało im sporo energii w zapasie, więc producent chyba nie przesadził z estymacją. Dowolne inne słuchawki Bluetooth dawno by się rozładowały.

Sennheiser Momentum 4 Wireless

A skoro już o ANC było wspomniane, to Sennheiser poczynił tu ogromny krok naprzód. Nie powiem, aby redukcja hałasu była tu równie dobra, co w słuchawkach Sony, ale jest blisko. Na tyle blisko, że większość ludzi różnicy po prostu nie odczuje.

Co jeszcze milsze - Sennheiser bardzo się przyłożył do działania adaptacyjnej redukcji hałasu, zarówno tej opartej o natężenie dźwięków otoczenia, jak i naszą lokalizację. Przełączanie się między trybami pracy ANC jest niemal nieodczuwalne, a ANC zawsze jest na tyle skuteczne, na ile powinno być.

Oczywiście możemy też ręcznie wymusić najwyższe ustawienie i kompletnie odciąć się od świata, ale przez większość czasu Momentum 4 dbają, byśmy mieli choć minimalny kontakt ze światem zewnętrznym, ale jednocześnie nie słyszeli otaczającego nas hałasu.

Sennheiser Momentum 4 Wireless

Brakuje mi jedynie funkcji speak-to-chat, do której bardzo przyzwyczaiły mnie słuchawki Sony. Tutaj, aby skorzystać z trybu transparentnego, nie wystarczy zacząć mówić, lecz trzeba nacisnąć przycisk dotykowy na słuchawce.

Pomówmy o brzmieniu słuchawek Sennheiser Momentum 4 Wireless

Bo jest tu o czym mówić. Wewnątrz każdej z puszek znajdziemy membrany o średnicy 42 mm, zdolne do reprodukcji dźwięków o częstotliwościach od 6 Hz do 22 kHz. Ale jak one te częstotliwości reprodukują, to klękajcie narody.

Sennheiser Momentum 4 Wireless

Gdybym miał przyrównać brzmienie Momentum 4 do czegokolwiek, byłby to high-endowy zestaw Hi-Fi audio. Te słuchawki mają charakterystykę brzmienia niczym rasowe stereo w salonie, tyle że z podpiętym potężnym, momentami przytłaczającym wręcz subwooferem.

Bo trzeba powiedzieć wprost, że to chyba najbardziej basowe słuchawki Sennhseisera, z jakimi miałem styczność i absolutnie nie jest to wada. Dół jest wstrząsający, mocny, ale nadal wyrazisty. Słychać w nim doskonale nie tylko bas, ale nawet subbas, zwłaszcza w utworach elektronicznych czy ścieżkach dźwiękowych.

Sennheiser Momentum 4 Wireless

Pozostałe częstotliwości są bardzo wyraziste i nieprzesadzone. Średnica i środek przez większość czasu sprawiają wrażenie odpowiednio zbalansowanych, chociaż bywały momenty, w których brakowało mi nieco otwartości w górze pasma.

Tu bezkonkurencyjne są WH-1000XM5, które grają nawet do 40 kHz, co przekłada się na bardzo wyraźne, jasne góry, a jednocześnie znakomicie symuluje ciepłe brzmienie rodem z lampowych wzmacniaczy. Sennheiser Momentum 4 grają ewidentnie „cyfrowo” i nieco mniej „organicznie” od Sony, ale nie sądzę, by dla większości słuchaczy była to jakaś ogromna wada.

Szkoda tylko, że przy takim potencjale brzmieniowym Sennheiser nie zaimplementował żadnego kodeka wysokiej jakości prócz aptX Adaptive, który oferuje ledwie niespełna połowę przepustowości kodeka LDAC. Nie są to też słuchawki dostosowane do słuchania przestrzennego audio; zapewniają jednak na tyle piękne, muzykalne brzmienie, że jestem skłonny im to wybaczyć.

Sennheiser Momentum 4 Wireless

Wybaczyć natomiast nie mogę tego, jak przeciętnie sprawują się podczas rozmów telefonicznych. Tu również słuchawki Sony rozpieściły mnie niemożebnie, więc gdy usłyszałem, jak przytłumiony jest głos zbierany przez cztery mikrofony Momentum 4, byłem mocno rozczarowany.

To spora wada w słuchawkach tej klasy, bo kupują je głównie ludzie parający się pracą biurową, spędzający spory wycinek życia na rozmowach telefonicznych i spotkaniach. I tu niestety producenci tacy jak Bose, Sony czy Apple oferują rozwiązania znacznie wyższej jakości.

REKLAMA

Cena to największy wróg Sennheiserów Momentum 4

W chwili pisania tego tekstu te słuchawki kosztują 1699 zł, podczas gdy ich największy konkurent - Sony WH-1000XM5 - jest raptem 300 zł droższy, a momentami można go już dorwać na promocji. Gdy cena jest tak zbliżona, to przez wzgląd na samą jakość rozmów i może jeszcze nieznaczną przewagę brzmieniową, muszę uznać wyższość słuchawek Sony.

Nie zmienia to jednak faktu, że Sennheiser Momentum 4 to absolutnie rewelacyjne słuchawki i generacyjny krok naprzód względem poprzednich modeli z serii. Osobiście uważam, że są nawet wygodniejsze od słuchawek Sony, a pod względem brzmienia i jakości ANC zadowolą znakomitą większość słuchaczy. Niech no tylko odrobinę potanieją i zdecydowanie warto będzie dać im szansę.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-07-03T16:30:24+02:00
Aktualizacja: 2025-07-03T16:06:16+02:00
Aktualizacja: 2025-07-03T15:43:02+02:00
Aktualizacja: 2025-07-03T15:11:01+02:00
Aktualizacja: 2025-07-03T14:55:43+02:00
Aktualizacja: 2025-07-03T13:27:46+02:00
Aktualizacja: 2025-07-03T10:12:38+02:00
Aktualizacja: 2025-07-03T08:20:05+02:00
Aktualizacja: 2025-07-03T07:00:00+02:00
Aktualizacja: 2025-07-03T06:22:00+02:00
Aktualizacja: 2025-07-03T06:11:00+02:00
Aktualizacja: 2025-07-02T21:13:39+02:00
Aktualizacja: 2025-07-02T19:07:30+02:00
Aktualizacja: 2025-07-02T18:41:11+02:00
Aktualizacja: 2025-07-02T17:48:47+02:00
Aktualizacja: 2025-07-02T17:15:46+02:00
Aktualizacja: 2025-07-02T16:31:51+02:00
Aktualizacja: 2025-07-02T15:52:23+02:00
Aktualizacja: 2025-07-02T15:04:04+02:00
Aktualizacja: 2025-07-02T13:48:05+02:00
Aktualizacja: 2025-07-02T12:07:51+02:00
Aktualizacja: 2025-07-02T11:38:28+02:00
Aktualizacja: 2025-07-02T11:11:13+02:00
REKLAMA
REKLAMA

Ochroni dane, zeskanuje i wydrukuje. Sprawdzamy urządzenie Kyocera TASKalfa 4054ci

Lokowanie produktu: Kyocera

Sprawdzamy Kyocera TASKalfa 4054ci - kolorowe urządzenie wielofunkcyjne A3 dla firm. Oto, jak radzi sobie z drukiem, skanem i bezpieczeństwem w nowoczesnym biurze.

Ochroni dane, zeskanuje i wydrukuje. Sprawdzamy urządzenie Kyocera TASKalfa 4054ci

Wydawać by się mogło, że w erze wszechobecnej cyfryzacji papierowe dokumenty odchodzą do lamusa. Nic bardziej mylnego. Choć coraz więcej procesów przenosimy do świata wirtualnego, drukarki i urządzenia wielofunkcyjne wciąż stanowią nieodłączny element wyposażenia niemal każdego biura. Wciąż potrzebujemy fizycznych dokumentów: od notatek, przez umowy, aż po kolorowe materiały marketingowe. 

Nowoczesne urządzenia wielofunkcyjne to już nie tylko maszyny do prostego przetwarzania dokumentów papierowych. To centra zarządzania, które oferują wiele funkcji – od szybkiego drukowania i kopiowania, przez zaawansowane skanowanie z digitalizacją i rozpoznawaniem tekstu, aż po integrację z systemami chmurowymi i mobilnymi. Co więcej, w dobie rosnących zagrożeń cybernetycznych, producenci kładą coraz większy nacisk na bezpieczeństwo, wyposażając swoje urządzenia w mechanizmy chroniące poufne dane przed nieautoryzowanym dostępem.

Dobór odpowiedniego urządzenia wielofunkcyjnego to niełatwa decyzja. Rynek oferuje mnóstwo modeli, różniących się parametrami, funkcjonalnością, ceną zakupu i kosztami eksploatacji. Kluczowe staje się więc dopasowanie sprzętu do konkretnych potrzeb firmy – wolumenu druku, rodzaju przetwarzanych dokumentów, wymagań dotyczących bezpieczeństwa czy oczekiwanej łatwości obsługi. To inwestycja na lata, która wpływa na efektywność pracy i komfort użytkowników.

Dziś pora na taki sprzęt – Kyocerę TASKalfa 4054ci. To kolorowe urządzenie wielofunkcyjne formatu A3, które, moim zdaniem, ma szanse stać się centrum zarządzania dokumentami w średnich i dużych firmach oraz instytucjach. W erze cyfryzacji, gdzie bezpieczeństwo i efektywność przepływu informacji są kluczowe, sprawdzamy, jak ten model radzi sobie z codziennymi wyzwaniami biurowymi.

Pierwsze wrażenia i codzienna praca: druk, kopia, skan

Urządzenie prezentuje się solidnie, a jego centralny punkt to 10,1-calowy, kolorowy i dotykowy ekran. Muszę przyznać, że interfejs, przypominający tablet, znacząco ułatwia nawigację nawet mniej zaawansowanym technicznie użytkownikom. Menu jest logicznie uporządkowane, a dostęp do podstawowych funkcji – drukowania, kopiowania i skanowania – jest bardzo szybki.

Drukowanie: TASKalfa 4054ci oferuje druk w rozdzielczości 1200 x 1200 dpi. W praktyce oznacza to bardzo wysoką jakość zarówno dokumentów tekstowych, jak i tych zawierających kolorowe wykresy czy grafiki – np. miesięczne zestawienia finansowe dla zarządu, wielostronicowe umowy dla klientów czy materiały szkoleniowe dla nowych pracowników. Prędkość druku 40 stron A4 na minutę (w trybie mono i kolor) jest więcej niż wystarczająca, by nawet obszerne dokumenty były gotowe w krótkim czasie.

Elastyczność w obsłudze papieru – od formatów A6R po SRA3, z obsługą banerów do 1220 mm długości i papieru o gramaturze do 300 g/m² – to, moim zdaniem, duża zaleta urządzenia. Umożliwia przygotowanie firmowych ulotek, zaproszeń na wydarzenia czy okładek raportów na grubszym papierze, bez konieczności korzystania z usług zewnętrznych drukarni. Czas wydruku pierwszej strony – około 5,1 sekundy dla trybu mono i 6,5 sekundy dla koloru – znacząco skraca czas oczekiwania przy pojedynczych, pilnych zadaniach.

Kopiowanie: funkcje kopiowania są równie rozbudowane jak w przypadku druku, a prędkość działania - identyczna. W codziennym biurowym pośpiechu szczególnie przydatne wydają mi się opcje takie jak kopiowanie dokumentów tożsamości (np. szybkie przygotowanie kompletu dokumentów dla działu HR), automatyczne pomijanie pustych stron przy kopiowaniu wielostronicowych oryginałów czy tworzenie prostych broszur. Funkcja „Skanuj raz – drukuj wielokrotnie” to realna oszczędność czasu, szczególnie gdy potrzebujemy przygotować zestaw identycznych materiałów, np. szkoleniowych, dla kilku odbiorców.

Skanowanie: to jeden z mocniejszych punktów urządzenia – kluczowy dla efektywnej cyfryzacji dokumentów. Automatyczny podajnik dokumentów umożliwi skanowanie z prędkością do 274 obrazów na minutę (A4, 300 dpi, dupleks)  W połączeniu z dużą pojemnością wynoszącą aż 320 arkuszy, podajnik realnie zapewni szybkie przetwarzanie nawet dużych ilości dokumentów. Wyobraźmy sobie digitalizację archiwum faktur z kilku lat – z taką prędkością to zadanie staje się znacznie mniej czasochłonne. Model DP-7170 z ultradźwiękowym czujnikiem wykrywania podwójnego pobrania papieru to funkcja, którą osobiście bardzo doceniam, ponieważ minimalizuje ryzyko przypadkowego pominięcia skanowanej strony.

Urządzenie umożliwia skanowanie do wielu lokalizacji – e-maila, folderu SMB, FTP, pamięci USB czy usług chmurowych – oraz zapis w popularnych formatach, w tym jako przeszukiwalne pliki PDF czy edytowalne dokumenty MS Office (przy wykorzystaniu opcjonalnego pakietu Scan Extension Kit). Dzięki temu np. dział HR może bezpośrednio zeskanować dokumenty aplikacyjne bezpośrednio do dedykowanego folderu w chmurze, a dział prawny – umowy do zabezpieczonego folderu sieciowego.

Bezpieczeństwo danych: kluczowy aspekt w biurze

Kyocera położyła duży nacisk na funkcje związane z cyberbezpieczeństwem. Jakie to rozwiązania? Dostrzegam osiem funkcji, które mają na celu zapewnienie firmie i jej użytkownikom poczucia bezpieczeństwa.

Wbudowane w urządzenie funkcje takie jak Secure Boot i RunTime Integrity Check dbają o integralność oprogramowania od momentu uruchomienia. W praktyce oznacza to, że firma minimalizuje ryzyko uruchomienia  na drukarce złośliwego oprogramowania, które mogłoby przechwycić drukowane dokumenty lub uzyskać dostęp do sieci firmowej.

Możliwość uwierzytelniania użytkowników (kod PIN, karty, logowanie sieciowe) jest kluczowa. Wyobraźmy sobie sytuację, gdzie w dziale kadr drukowane są listy płac. Dzięki uwierzytelnianiu tylko upoważniona osoba może odebrać wydruk, co zapobiega dostępowi do poufnych danych przez osoby postronne. To rozwiązanie, które powinno być standardem.

Standardowy moduł TPM (Trusted Platform Module) bezpiecznie przechowuje klucze szyfrujące. Nawet w przypadku fizycznej kradzieży dysku z urządzenia (standardowy SSD lub opcjonalny HDD), wszelkie dane pozostaną zaszyfrowane, a ich odczytanie poza urządzeniem nie będzie niemożliwe.

Funkcja Szyfrowanego PDF oraz obsługa S/MIME dla poczty e-mail zapewniają poufność przesyłanych dokumentów. Dział prawny wysyłający projekt umowy do klienta może skorzystać z S/MIME, aby mieć pewność, że e-mail nie zostanie odczytany przez niepowołane osoby w trakcie transmisji.

Integracja z systemami SIEM pozwala administratorom IT na centralne monitorowanie aktywności urządzenia, np. otrzymywanie alertów o nietypowych próbach logowania, co umożliwia szybką reakcję na potencjalne incydenty. A wisienką na torcie jest certyfikat Common Criteria (ISO/IEC 15408), który potwierdza wysoki standard zabezpieczeń.

W codziennym użytkowaniu oznacza to większy spokój – dokumenty są chronione na każdym etapie.

Użyteczność i integracja

Ale bezpieczeństwo to tylko jeden z filarów. Na pokładzie 4054ci znajduje się również platforma HyPAS, która pozwala na instalację aplikacji usprawniających konkretne procesy. Przykładowo, aplikacja do obiegu faktur może automatyzować skanowanie, odczytywanie danych (OCR) i kierowanie ich do systemu księgowego. Integracja z systemami zarządzania drukiem jak MyQ pozwala na monitorowanie kosztów i wdrażanie polityk druku. Wbudowana funkcja druku podążającego (secure print) stanowi dodatkowe zabezpieczenie – użytkownik wysyła dokument do druku, ale może go odebrać dopiero po zalogowaniu się przy wybranym urządzeniu, co zapobiega nieautoryzowanemu dostępowi do wydruków

Możliwości druku mobilnego i chmurowego (AirPrint, Mopria, KYOCERA Mobile Print, MyPanel, Microsoft Cloud) są nieocenione w elastycznych środowiskach pracy. Przedstawiciel handlowy w terenie może wysłać ofertę do druku w biurze bezpośrednio ze smartfona.

Testowany egzemplarz urządzenia posiadał pojemność wejściową papieru wynoszącą 2150 arkuszy, rozszerzalną za pomocą opcjonalnych podajników aż do 7150 arkuszy. W dużym dziale, gdzie drukuje się setki stron dziennie, rzadsza konieczność dokładania papieru to realna, odczuwalna oszczędność czasu.

Wydajność i niezawodność

Sercem urządzenia jest procesor ARM A53 Quad Core 1,6 GHz, wspierany przez 4 GB pamięci RAM oraz 64 GB dysk SSD (z opcją rozbudowy o tradycyjny dysk twardy HDD o pojemności 320 GB lub 1 TB). Taka konfiguracja sprzętowa ma bezpośrednie przełożenie na codzienną pracę. Z mojego doświadczenia wynika, że zapewnia płynne działanie interfejsu użytkownika, nawet gdy w tle przetwarzane są złożone zadania drukowania czy skanowania. Ani razu nie zauważyłem opóźnień, spowolnień czy zacięć, co świadczy o tym, że ten technologiczny kombajn pozwala na ekspresowe wykonanie każdego zadania.

Szybkie przetwarzanie jest szczególnie zauważalne przy obsłudze dużych plików PDF z wieloma warstwami graficznymi, skomplikowanych projektów czy przy jednoczesnym korzystaniu z urządzenia przez wielu użytkowników w sieci. Oznacza to mniej frustrujących przestojów i szybsze otrzymywanie gotowych dokumentów.

Kyocera słynie z komponentów o długiej żywotności, co jest kluczowym elementem filozofii firmy. W praktyce przekłada się to na większą niezawodność urządzenia i potencjalnie niższą awaryjność w porównaniu z rozwiązaniami, gdzie częściej wymienia się kluczowe podzespoły. 

Dla twojej firmy oznacza to mniejsze ryzyko nieplanowanych przestojów, które mogą generować dodatkowe koszty i opóźnienia w realizacji zadań. Dłuższa żywotność komponentów przekłada się również na niższy całkowity koszt eksploatacji urządzenia w dłuższej perspektywie – dzięki rzadszym interwencjom serwisowym oraz mniejszej liczbie wymienianych części.

Opcje wykończenia

Dla firm, które regularnie przygotowują większe ilości dokumentów i chcą nadać im profesjonalny wygląd bez konieczności zlecania prac na zewnątrz, dostępne są zaawansowane opcje wykończenia (finiszery). Umożliwiają one automatyzację wielu procesów, które normalnie byłyby wykonywane ręcznie lub przez zewnętrzne drukarnie.

Zszywanie: możliwość zszywania nawet do 100 arkuszy (w zależności od modelu finiszera i gramatury papieru) pozwala na tworzenie wielostronicowych raportów, analiz, ofert handlowych czy wewnętrznych biuletynów, które od razu są gotowe do dystrybucji. Dostępne są różne pozycje zszywania (np. narożne, podwójne boczne).

Dziurkowanie: opcjonalne moduły dziurkacza (2 lub 4 otwory, także w standardzie szwedzkim) pozwalają na przygotowanie dokumentów gotowych do wpięcia w segregatory. Uważam to za niezwykle przydatne przy tworzeniu materiałów szkoleniowych, dokumentacji projektowej czy archiwizowanych dokumentów.

Tworzenie broszur: bardziej zaawansowane finiszery oferują funkcję składania i zszywania grzbietowego, co pozwala na produkcję profesjonalnie wyglądających broszur, katalogów produktowych czy programów wydarzeń. Dział marketingu może samodzielnie przygotować niewielkie nakłady estetycznie zszytych i złożonych broszur, oszczędzając czas i pieniądze.

W zależności od konfiguracji dostępne mogą być również inne funkcje, takie jak składanie (np. Z-fold dla listów), sortowanie do oddzielnych przegródek (mailbox) czy dodawanie okładek lub przekładek (inserter).

Posiadanie takich możliwości wykończenia „pod ręką” znacząco usprawnia pracę, skraca czas realizacji zadań i daje pełną kontrolę nad finalnym wyglądem dokumentów, co jest istotne dla wizerunku firmy.

Podsumowanie

Kyocera TASKalfa 4054ci to zaawansowane urządzenie, które dobrze odpowiada na potrzeby biur ceniących szybkość, jakość, wszechstronność i przede wszystkim bezpieczeństwo. Szerokie możliwości konfiguracji i personalizacji oraz solidny pakiet zabezpieczeń czynią z niej bardzo wartościowe narzędzie do zarządzania obiegiem dokumentów.

Warto również wspomnieć o dostępnej ofercie promocyjnej, gdzie urządzenie można nabyć w ramach abonamentu. Więcej informacji na stronie: https://www.arcus.pl/task-alfa-4054ci-kserokopiarka-do-biura.

Lokowanie produktu: Kyocera
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-07-04T06:01:00+02:00
Aktualizacja: 2025-07-03T18:10:25+02:00
Aktualizacja: 2025-07-03T16:30:24+02:00
Aktualizacja: 2025-07-03T16:06:16+02:00
Aktualizacja: 2025-07-03T15:43:02+02:00
Aktualizacja: 2025-07-03T15:11:01+02:00
Aktualizacja: 2025-07-03T14:55:43+02:00
Aktualizacja: 2025-07-03T13:27:46+02:00
Aktualizacja: 2025-07-03T10:12:38+02:00
Aktualizacja: 2025-07-03T08:20:05+02:00
Aktualizacja: 2025-07-03T07:00:00+02:00
Aktualizacja: 2025-07-03T06:22:00+02:00
Aktualizacja: 2025-07-03T06:11:00+02:00
Aktualizacja: 2025-07-02T21:13:39+02:00
Aktualizacja: 2025-07-02T19:07:30+02:00

Tak przygotujesz swój dom na wakacje. Jedno kliknięcie i o nic nie musisz się martwić

Lokowanie produktu: Yale

Lato, piękna pogoda i wakacje przeważnie oznaczają dwie rzeczy. Po pierwsze - że częściej nie będzie nas w domu, co jest powodem do radości. Po drugie - że częściej nie będzie nas w domu, co jest powodem do zmartwienia. Jak rozwiązać ten problem i móc nie martwić się o nic podczas weekendowych i urlopowych podróży?

Tak przygotujesz swój dom na wakacje. Jedno kliknięcie i o nic nie musisz się martwić

„Złodzieje nie biorą urlopu” - niestety przy planowaniu wakacyjnych wypadów, zarówno tych dłuższych, jak i krótszych, trzeba pamiętać o tym powiedzeniu. Liczba włamań do mieszkań i kradzieży w okresie letnim zdecydowanie wzrasta, a powód jest oczywisty - to właśnie wtedy, korzystając z pogody, najchętniej zostawiamy domy bez opieki, często zresztą informując o tym świat w naszych mediach społecznościowych.

Jak zminimalizować szansę na to, że po powrocie z wakacji przywita nas naprawdę nieprzyjemna i kosztowna niespodzianka? Na szczęście współczesne rozwiązania dają nam sporo opcji - i to takich, które nie wydrenują naszego portfela. I żeby było jeszcze lepiej - z większości z nich korzystam na co dzień, więc wiem… że po prostu działają.

O co warto więc zadbać?

Wiesz, że… zamknąłeś drzwi

Przyznaję się bez bicia - jeszcze kilka lat temu wątpliwości odnośnie tego, czy zamknąłem drzwi do domu, były kilkukrotnie przyczyną mojego spóźnienia na spotkanie. Zdarzały się też sytuacje, kiedy byłem przekonany, że zamknąłem dom, po czym wracałem do radośnie odblokowanego zamka. Do listy wstydu mogę również dodać sytuacje, kiedy albo ja zapomniałem kluczy i musiałem czekać pod domem, albo ktoś z gości przyszedł wcześniej, kiedy mnie w domu nie było.

Na szczęście od dłuższego czasu każdy z tych problemów jest tylko zabawnym wspomnieniem. Po licznych testach i długich poszukiwaniach tego zamka, najpierw Yale Linus pokazał mi, że można o wszystkich historiach ze zgubionymi kluczami i przegapionymi zamknięciami zapomnieć, a potem jego następca - Yale Linus L2 - pokazał, że można całą tę ideę dopracować jeszcze skuteczniej. I tak, przyznaję się również, że nadal czasem zapominam zamknąć zamek podczas wychodzenia - ale kiedy sobie o tym przypomnę, po prostu sięgam po aplikację i zamykam go, nawet z drugiego końca świata (ok, najdalej z Portugalii).

Na tym jednak się nie kończy, bo Yale Linus 2 we wspaniały sposób zwalnia nas z obowiązku posiadania przy sobie kluczy i - co czasem nawet jeszcze ważniejsze - z udostępniania kluczy innym. Znajomy przyjechał za wcześnie? Otwieramy mu zdalnie drzwi. Rodzice chcą móc od czasu do czasu wpaść do nas, nawet jeśli nas nie ma, na przykład zaopiekować się psem? Kilka kliknięć i umożliwiamy im dostęp do naszego domu. Jeśli nie chcemy, żeby odwiedzali nas zbyt często, możemy nawet taki dostęp ograniczyć czasowo. Oczywiście za każdym razem dowiemy się też - jeśli mamy na to ochotę - że zamek został otwarty lub zamknięty.

Co jednak najprzyjemniejsze dla posiadaczy systemów smart home, Yale Linus L2 wykorzystuje standard Matter i współpracuje między innymi z Google Dom, Alexą czy Apple Dom. To z kolei oznacza, że możemy sterować jego działaniem z wykorzystaniem scen i na przykład automatycznie blokować drzwi, kiedy idziemy spać albo dostać powiadomienie, kiedy wyjdziemy z domu, a zapomnimy je zamknąć. Mało tego - żeby otworzyć lub zamknąć drzwi, wcale nie musimy sięgać za każdym razem po aplikację - wystarczy przyłożyć telefon do malutkiego krążka albo palec do specjalnego czujnika - i już.

Po tych kilku latach z zamkiem Linus - nie wyobrażam sobie powrotu do „analogowego” zamka. Także ze względu na to, że nawet będąc daleko od domu, mogę uspokoić swoje myśli i upewnić się, że zamek na pewno jest zamknięty.

Wiesz, że inni wiedzą (i wiesz, co robią)

Kamera zewnętrzna jest już dzisiaj właściwie obowiązkowym wyposażeniem każdego domu jednorodzinnego czy szeregówki. Znam nawet przypadki, kiedy kamera na posesji znajduje się jeszcze zanim w ogóle ruszy budowa domu.

Nie ma w tym zresztą nic dziwnego - już sama obecność kamery sprawia, że potencjalni intruzi co najmniej kilka razy zastanowią się, czy na pewno chcą się zapuścić na naszą posesję. My natomiast nie tylko dowiemy się, że ktoś wtargnął na nasz teren, ale też będziemy mogli wcześniej zaobserwować np. to, że ktoś regularnie pojawia się w tym samym miejscu, np. w celu obserwacji.

Nie trzeba przy tym wcale martwić się o to, że nie zaplanowaliśmy tego wcześniej i nie mamy wyprowadzonego zasilania do kamery. Takie urządzenia jak np. Inteligentna kamera zewnętrzna Yale, mogą być zainstalowane na naszym domu albo płocie w kilka minut i przy okazji potrzebują do pracy jedynie naładowania wewnętrznego akumulatora (opcja podłączenia do stałego zasilania oczywiście też jest, podobnie jak opcja podłączenia paneli solarnych). Nie potrzeba nam więc żadnych przewodów (komunikacja realizowana jest przez Wi-Fi) i zaawansowanego wiercenia, żeby mieć nie tylko stały dostęp do materiałów wideo Full HD, ale też dwukierunkowej komunikacji audio i algorytmów, które mogą zminimalizować liczbę przypadkowych powiadomień, ograniczając się np. tylko do wykrywania ludzi.

Inteligentna kamera Yale ma też jeden miły dodatek, który przyda się szczególnie tym, którzy zapomnieli o… oświetleniu przed domem. Wbudowany reflektor oczywiście w razie potrzeby zwróci dodatkową uwagę na intruzów, ale przy okazji każdej nocy ułatwi nam bezpieczne dotarcie do domu, bez potykania się o pozostawiony przez dziecko rowerek czy inną zabawkę.

Wiesz, kto dzwoni

Jak złodzieje sprawdzają, czy ktoś jest w domu? Częstym sposobem jest pukanie do drzwi albo dzwonienie domofonem - jeśli nic się nie dzieje, można uznać, że dom jest pusty.

Rozwiązanie? Oczywiście domofon, który przekieruje powiadomienie o wykryciu osoby oraz jej ewentualne „połączenie” prosto na nasz smartfon - niezależnie od tego, gdzie jesteśmy. A skoro już mamy zamek Yale i kamerę Yale, to najsensowniej będzie nie mnożyć aplikacji do obsługi systemu zabezpieczania domu i do kompletu dorzucić Inteligentny dzwonek do drzwi z kamerą.

Moją ulubioną cechą tego dzwonka jest to, że… jest dokładnie tym, co sugeruje nazwa. Niewielkie, eleganckie urządzenie, zasilane jest w całości akumulatorowo, więc również i tutaj nie musimy wiercić w ścianie, żeby doprowadzić zasilanie (choć możemy to zrobić). Sam zresztą po prostu przykleiłem wideodomofon do drzwi frontowych i nigdy nie miałem z nim najmniejszych problemów.

Poza tym także i tutaj możemy liczyć na całodobowy podgląd w aplikacji, inteligentne wykrywanie i bonusową funkcję, dla której warto pozostać w ekosystemie Yale. Wideodomofon można bowiem połączyć w aplikacji z zamkiem, dzięki czemu od razu z poziomu podglądu połączenia wideo będziemy mogli nie tylko porozmawiać z ewentualnym przybyszem, ale i w razie czego otworzyć mu drzwi.

Albo zamknąć, jeśli w trakcie rozmowy zorientujemy się, że zapomnieliśmy to zrobić, a wcale nie chcemy, żeby ta osoba dostała się do środka.

Wiesz, co dzieje się w domu

Tutaj przyznam, że kamery domowe rzadko tak naprawdę wykorzystuję do upewnienia się, że ktoś nie włamał się do środka. Owszem, mogą się do tego przydać, ale zdecydowanie częściej łączę się z nimi po to, żeby sprawdzić, czy wszystko jest w porządku… z moimi zwierzętami. Oczywiście nie zostają same na całe tygodnie, ani nawet na dni, ale takie rozwiązania jak malutka Inteligentna kamera wewnętrzna idealnie nadają się właśnie do tego. Tym bardziej, że w tym przypadku mamy m.in. aktywny system wykrywania ruchu i dwukierunkową komunikację, więc mogę dostać powiadomienie, jeśli pies zmierza do kuchni, a potem spróbować go przekonać, żeby jednak nie sprawdzał, co zostało na blacie.

Wewnętrzne kamery mogą nam też zapewnić spokój w jeszcze inny sposób. Kilka miesięcy temu - z czujnika innej firmy - dostałem powiadomienie, że wykryto podwyższoną temperaturę w domu i możliwe, że coś się pali. Szybkie zerknięcie na obraz wewnętrznej kamery - mimo że byłem kilkaset kilometrów od domu - pozwoliło mi się upewnić, że to tylko elektroniczna głupawka czujnika i nic się wcale nie pali. Od tego momentu zawsze zostawiam na wyjazd co najmniej jedną włączoną kamerę, bo inaczej wyjazdy byłyby dużo bardziej nerwowe.

Wiesz, że dzieje się coś naprawdę nie tak

Oczywiście może być i tak, że wszystkie te sposoby zawiodą i ktoś i tak spróbuje dostać się do naszego domu - a wtedy najlepiej wiedzieć o tym od razu i od razu poinformować całe osiedle o tym, że coś jest nie tak.

U mnie taką rolę pełni Inteligentny alarm Yale, który monitoruje i dom, i altanę ogrodową. Zasada działania jest dość banalna - mamy jedną stację bazową, podłączoną przewodowo do routera (opcjonalnie - Wi-Fi), wyposażoną w dodatkowe, wbudowane źródło zasilania na wypadek awarii prądu, która z kolei łączy się z urządzeniami dodatkowymi. Mogą to być np. zewnętrzne i wewnętrzne czujniki ruchu albo czujniki zamknięcia drzwi i okien. Za pomocą aplikacji, klawiatury, pilotów albo przycisków - tak, ten ekosystem jest bardzo rozbudowany - możemy uzbroić alarm dla wybranej strefy (maksymalnie 4) i jeśli którykolwiek z czujników zostanie naruszony albo zostanie wykryty ruch - dostaniemy powiadomienie oraz uruchomi się syrena alarmowa. Zasięg komunikacji z zewnętrznymi modułami wynosi do kilometra, więc nawet naprawdę odległa altanka może być pod kontrolą. Mało tego - możemy przy niej zainstalować nawet kolejną syrenę alarmową, żeby skuteczniej odstraszyć włamywacza.

Inteligentny alarm Yale bardzo dobrze integruje się też z resztą sprzętów tego producenta. Przykładowo możemy aktywować funkcję automatycznego nagrywania wideo z wybranych kamer, kiedy alarm zostanie rozbrojony. Dzięki temu będziemy zawsze wiedzieli nie tylko o tym, że ktoś rozbroił właśnie alarm, ale też - kto to zrobił.

Wiesz, że… najlepiej mieć wszystko w jednym miejscu

Przekleństwem smart domu jest fakt, że bardzo często nasz system składa się z masy produktów różnych producentów, gdzie każdy z nich postawił na osobną, inną aplikację. Teoretycznie można próbować je łączyć w ramach ogólnych systemów - i większość produktów Yale współpracuje np. z Google Dom - ale wtedy nie skorzystamy z wielu bardziej zaawansowanych funkcji.

System bezpieczeństwa, który funkcjonuje u mnie w domu, ma na tym tle jeden duży plus - zarządzanie wszystkimi tymi urządzeniami realizowane jest w jednej aplikacji, czyli właśnie Yale Home. Nie muszę więc sięgać po telefon i przełączać się pomiędzy kilkoma albo kilkunastoma pozycjami - wszystkie kamery, zamki, alarmy i czujniki mam od razu pod ręką.

I wystarczy jeden rzut oka, żebym od razu wiedział, że mogę dalej spokojnie wypoczywać, zamiast martwić się tym, co dzieje się w moim domu i dookoła niego.

Lokowanie produktu: Yale
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-07-04T06:01:00+02:00
Aktualizacja: 2025-07-03T18:10:25+02:00
Aktualizacja: 2025-07-03T16:30:24+02:00
Aktualizacja: 2025-07-03T16:06:16+02:00
Aktualizacja: 2025-07-03T15:43:02+02:00
Aktualizacja: 2025-07-03T15:11:01+02:00
Aktualizacja: 2025-07-03T14:55:43+02:00
Aktualizacja: 2025-07-03T13:27:46+02:00
Aktualizacja: 2025-07-03T10:12:38+02:00
Aktualizacja: 2025-07-03T08:20:05+02:00
Aktualizacja: 2025-07-03T07:00:00+02:00
Aktualizacja: 2025-07-03T06:22:00+02:00
Aktualizacja: 2025-07-03T06:11:00+02:00
Aktualizacja: 2025-07-02T21:13:39+02:00
Aktualizacja: 2025-07-02T19:07:30+02:00