Spis treści
Nie trzeba długo przebywać na Reddicie czy Twitterze, by natrafić na wpisy użytkowników YouTube’a, którzy zgłaszają pogarszającą się jakość działania serwisu. Filmy buforują się dłużej, interfejs reaguje wolniej, a cała platforma wydaje się… ociężała. Co istotne, te problemy pojawiają się tylko u tych, którzy korzystają z narzędzi blokujących reklamy. Czy to błąd? Niekoniecznie, gdyż wiele wskazuje na to, że YouTube rozpoczął kolejną fazę wojny z adblockami, tym razem stosując mniej bezpośrednie, ale bardziej frustrujące metody.
Buforowanie wideo trwa dłużej. Przypadek czy nowa broń YouTube’a?
W ostatnich tygodniach pojawiły się liczne doniesienia o tym, że filmy w serwisie ładują się znacznie dłużej niż zwykle, mimo stabilnego i szybkiego łącza internetowego. Początkowo wielu użytkowników myślało, że to problemy z ich sprzętem, ale szybko okazało się, że sytuacja poprawia się natychmiast po wyłączeniu blokera reklam.
Na ekranach pojawia się także subtelny komunikat typu „Doświadczasz przerw w działaniu? Dowiedz się dlaczego”, który po kliknięciu przenosi na stronę pomocy Google. Tam można przeczytać, że winne mogą być rozszerzenia przeglądarki, a w szczególności adblocki. Całość wygląda jak dobrze przemyślany mechanizm mający zniechęcać do dalszego korzystania z tych narzędzi, bez otwartego przyznania się do celowego ograniczania jakości usługi.
Google nie odpuszcza. Reklamy albo Premium
YouTube od dawna inwestuje w rozwój usługi Premium, oferując w zamian brak reklam i dodatkowe funkcje. Jednak wielu użytkowników wciąż wybiera darmowy dostęp do treści i radzi sobie z irytującymi przerwami przy pomocy adblocków. To właśnie ta grupa znalazła się na celowniku nowej ofensywy.
Google nie ukrywa, że blokowanie reklam podważa model biznesowy serwisu. Reklamodawcy płacą za wyświetlenia i kliknięcia, jeśli reklamy są pomijane, YouTube traci pieniądze. Dlatego firma podejmuje kolejne działania, by wymusić wybór między płaceniem za Premium a oglądaniem reklam.
Najnowsze doniesienia sugerują, że Google testuje także nowe, dłuższe formaty reklam, a w tym niepomijalne spoty trwające 30 sekund. Do tej pory takie rozwiązania były zarezerwowane głównie dla telewizorów smart TV, ale teraz mogą trafić również na inne urządzenia, co jeszcze bardziej zwiększy uciążliwość oglądania bez Premium.
Technologia kontra rozszerzenia. Kto wygrywa tę wojnę?
Walka między YouTube’em a twórcami adblocków przypomina niekończący się pojedynek. Platforma coś zmienia, a twórcy rozszerzeń publikują aktualizację, która omija nowe zabezpieczenia. Sytuacja powtarza się cyklicznie, ale wygląda na to, że Google zaczyna sięgać po bardziej irytujące, lecz trudniejsze do obejścia środki.
Z punktu widzenia technicznego, YouTube może celowo opóźniać buforowanie filmów lub ładowanie interfejsu, jeśli wykryje obecność nieautoryzowanych rozszerzeń. W dodatku nie musi tego wprost komunikować, ponieważ wystarczy, że zasugeruje winę po stronie użytkownika, pozostawiając go z frustracją lub… z myślą o wykupieniu Premium.
Warto zaznaczyć, że to podejście może obrócić się przeciwko serwisowi. Dla części widzów to zbyt nachalne i nieetyczne, przez co mogą poszukać alternatywnych platform, zwłaszcza jeśli korzystają z YouTube głównie dla mniejszych twórców, a nie dużych kanałów z codzienną monetyzacją.
YouTube powinien znaleźć złoty środek. Mniej reklam może być skuteczniejsze
Trudno nie zauważyć, że intensyfikacja walki z adblockami może przynieść skutek odwrotny do zamierzonego. Coraz więcej reklam, dłuższe formaty i spowolnienia to nie strategia, która przekonuje użytkowników do subskrypcji. To raczej frustracja, która może ich zniechęcić do samej platformy.
Być może skuteczniejszą drogą byłoby ograniczenie liczby reklam do akceptowalnego poziomu, promowanie krótszych i lepiej targetowanych formatów oraz większy nacisk na wspieranie twórców w inny sposób. YouTube to największy serwis wideo na świecie, ale nie jest już jedynym, a konkurencja nie śpi.
Źródło: Reddit
Chcesz być na bieżąco? Śledź ROOTBLOG w Google News!