Polowanie na pokémony zimą w Tatrach? Samsung Galaxy S25 Ultra zabrał mnie na pierwszy w życiu górski szlak!
Spontaniczne zdecydowanie się na pierwszy w życiu wyjazd w góry, szybkie zakupy i weekend z widokiem na Tatry. Jak flagowiec poradził sobie na zimowym szlaku? Zapolowałam też na górskie pokemony.

W moje ręce trafił Samsung Galaxy S25 Ultra, czyli najmocniejszy przedstawiciel najnowszej rodziny flagowców. Nie namyślając się wiele, pojechałam z nim w góry. Urządzenie wyposażone w procesor Qualcomm Snapdragon 8 Elite i 12 GB RAM-u musi udowodnić swoją wartość w trudnych warunkach. Tytanowa budowa z certyfikatem IP68 zapewnia odporność na wodę i pył, co może okazać się szczególne ważne podczas przeciskania się przez wąskie korytarze jaskiń. Z kolei ekran Dynamic AMOLED 2X o przekątnej 6,9 cala oraz częstotliwości 120 Hz i rozdzielczości 1440 x 3120 px musiał stawić czoła ostremu słońcu. Pełną specyfikację techniczną można znaleźć na stronie producenta.
Przy okazji przypomniałam sobie o dawnej miłości do popularnej japońskiej franczyzy i zapragnęłam powrócić do świata rozszerzonej rzeczywistości. To przecież doskonała okazja do przetestowania Pokémon GO. Tak, wymyśliłam sobie łapanie pokemonów, i to w górach.
Dowiedz się więcej o smartfonie Samsung Galaxy S25 Ultra
Z zegarkiem w ręku i głową w chmurach
Cały wyjazd był dość spontaniczny. Tego, że ostatecznie zabiorę Galaxy S25 Ultra w Tatry, dowiedziałam się zaledwie 15 godzin przed wyjazdem. Przygotowania rozpoczęłam od sprawdzenia pogody, ustalenia ostatecznej trasy i szybkich zakupów górskiego ekwipunku. Przy pakowaniu doceniłam tytanową konstrukcję smartfona – mimo sporego ekranu urządzenie nie wydawało się przesadnie ciężkie w porównaniu z dużo mniejszym telefonem, którego używam na co dzień.
Jeszcze przed wyjazdem wypróbowałam funkcję Circle to Search, zaznaczając na mapie Tatry. AI natychmiast podsunęło mi najciekawsze miejsca do odwiedzenia, podpowiadając od razu, jak przygotować się na taki wyjazd.

Gemini prawie bezbłędny – akurat Jaskinia Mroźna jest zimą zamknięta. Źródło: własne.Źródło: własne.
Na co dzień jestem użytkowniczką konkurencyjnego systemu, a ostatni raz telefon z Androidem trzymałam w rękach jakieś 10 lat temu. Jak się pewnie domyślacie, przyzwyczajenie się do nowego oprogramowania chwilę mi zajęło. Okazało się na szczęście, że moje obawy przed zmianą były mocno wyolbrzymione. Miło się zaskoczyłam – interfejs sprawiał wrażenie dużo bardziej intuicyjnego, niż zapamiętałam. Qualcomm Snapdragon 8 Elite zapewniał dynamiczne przełączanie między aplikacjami – nawet gdy jednocześnie otwarte były mapy, przeglądarka, aparat oraz Pokémon GO, a w tle ściągały się jeszcze dwie inne gry.
Jadąc już pociągiem i popijając kawę, zabrałam się za ustawianie wszystkiego wedle własnych upodobań oraz pobieranie gierek. Co – swoją drogą – nie było łatwym zadaniem ze względu na uciekający zasięg i ogólną jakość połączenia sieciowego w polskich kolejach. Na szczęście jeszcze w trasie, na dworcu w Zakopanem, oczekując przesiadki, udało mi się rozegrać szybki meczyk w Fortnicie.
Galaxy S25 Ultra bez problemu poradził sobie z grą, nie byłam jednak w stanie aktywować battle royale’a w najwyższych ustawieniach i zwiększonych FPS-ach. Czego bym nie robiła, apka uruchamiała się z początkowo ustawionymi opcjami. Klatki utrzymywały się jednak na stabilnym poziomie 30 FPS-ów nawet podczas intensywnej walki. Rozgrywka była płynna, a duży ekran pozwolił na precyzyjne sterowanie i responsywność.
Gdzie diabeł mówi... zasięg!
Dotarłam do Zakopanego chwilę przed dziewiątą rano. Po drobnych przebojach stanęłam przed wejściem do Doliny Kościeliska. Plan był prosty – wdrapać się do Jaskini Mylnej (tu w szczególności przydać się mogła wytrzymała obudowa), dotrzeć do schroniska, zahaczyć o Smreczyński Staw i wrócić przed zmrokiem, a w międzyczasie porobić jak najwięcej zdjęć i pobawić się nowym urządzeniem. Ciekawiła mnie zwłaszcza wytrzymałość baterii w niskiej temperaturze, bo sporo smartfonów zawodzi na tym polu. Na zegarku wybiła godzina jedenasta. Późno. Trudno. Odpaliłam Pokémony i ruszyłam w drogę.

Byłam pewna, że rysik to zapomniany relikt przeszłości w przypadku smartfonów, a okazuje się naprawdę przydatnym narzędziemŹródło: własne.
Rzeczywistość szybko zweryfikowała moje ambitne plany łapania pokémonów na szlaku – zasięg w górach okazał się równie nieuchwytny jak legendarny Mew. No kto by pomyślał. Ale może to i lepiej? Zamiast wpatrywać się w ekran na swojej pierwszej wyprawie, poświęciłam się w pełni podziwianiu widoków, które były absolutnie oszałamiające – sami popatrzcie na dołączone do tekstu zdjęcia.
Pogoda jakby sprawiła mi prezent – niebo wyjątkowo było bezchmurne, a słońce aż paliło w oczy, choć trzeba przyznać, że poranny chłód jeszcze przez jakiś czas szczypał policzki.
Galaxy S25 Ultra okazał się doskonałym towarzyszem tej wędrówki. Nawet sobie nie wyobrażacie, jak pomocny w takich warunkach bywa rysik. S Pen, który jest dołączany do tego modelu, świetnie współpracuje z Galaxy AI, a do tego – co doceniłam szczególnie w zimowych warunkach – można go używać bez ściągania rękawiczek.

Krótka przerwa na odpoczynek, gorącą herbatę z termosu i uwiecznianie widoków za pomocą smartfona Samsung Galaxy S25 Ultra.Źródło: własne.
Kadry z górskiej wędrówki okiem flagowca
Szlak z każdym zakrętem dostarczał coraz bardziej malowniczych widoków, co stanowiło idealne warunki do przetestowania zaawansowanego systemu aparatów Galaxy S25 Ultra. W pewnym momencie po prostu przestałam chować telefon do kieszeni i zaczęłam chodzić ze statywem w ręku. Zimowe słońce, które już od jakiegoś czasu wisiało wysoko nad horyzontem, stwarzało idealne warunki do fotografowania.

Wdrapywanie się pod Jaskinię Mylną i przeczołgiwanie przez wąskie tunele było warte takich widoków.Źródło: własne.
Główny aparat 200 Mpix z optyczną stabilizacją obrazu pozwalał na robienie niesamowicie szczegółowych zdjęć. Galaxy S25 Ultra automatycznie wyłapuje odpowiednie ustawienia, dzięki czemu mogłam skupić się na kompozycji, a nie na technicznych aspektach. Możliwość kadrowania zdjęć z dużej odległości bez znacznej utraty jakości przydaje się zwłaszcza przy fotografowaniu odległych szczytów.
Ponadto Galaxy S25 Ultra posiada jeszcze dwa teleobiektywy – 10 i 50 Mpix – oraz ultraszerokokątny o rozdzielczości 50 Mpix, co stanowi znaczną poprawą w porównaniu z poprzednimi modelami, w których stosowano aparat 12 Mpix.
Tutaj po raz kolejny przydała się funkcją Circle to Search. Wystarczyło zaznaczyć nieznany mi szczyt na podglądzie zdjęcia, a Galaxy AI natychmiast identyfikowało go i wyświetlało najważniejsze informacje. Ten sam trick sprawdzał się również w przypadku charakterystycznej tatrzańskiej roślinności. Funkcja ta wciąż się jednak rozwija i czasami zdarza się jej pomylić.
Rosół, grzaniec i niespodziewani goście
Schronisko pojawiło się w idealnym momencie – akurat, gdy mój żołądek zaczął się głośno dopominać o uwagę. Mój entuzjazm opadł jednak po wejściu do środka. Kolejka zawijała się ze trzy razy, a turyści dosłownie wsypywali się drzwiami i oknami z każdej strony. Okazało się jednak, że wszystko posuwa się do przodu sprawniej, niż na to wygląda. Postawiłam na rosół, camemberta z żurawiną oraz grzańca. Jedzenie pierwsza klasa jak na warunki prawie polowe.
Przy kubku z gorącym napojem przypomniałam sobie o najbardziej interesującym mnie celu tej wyprawy. Postanowiłam więc sprawdzić, co słychać w świecie pokemonów. I tu niespodzianka! Okazało się, że schronisko to prawdziwa kopalnia japońskich stworków. W ciągu paru chwil udało mi się złapać kilka niezłych okazów.
Poświęciłam jeszcze chwilę uporządkowaniu dotychczas zebranych materiałów. S Pen znów się przydał – tym razem do przygotowania szybkiej notatki z wyprawy. AI pomogło w automatycznej organizacji tekstu i zasugerowało poprawki, co było znacznie wygodniejsze niż ręczne formatowanie. Chwilę później wyruszyłam w drogę powrotną. Stopniowo robiło się coraz chłodniej, ale smartfon funkcjonował bez zarzutu. Aparat wciąż pozwalał na trzaskanie niesamowitych fotek, nawet przy coraz słabszym świetle.
Po wszystkim
Około siedemnastej dotarłam do wynajętego dzień wcześniej noclegu. Pierwszą rzeczą, którą zrobiłam po przekroczeniu progu pokoju, było przejrzenie i segregacja materiałów zbieranych przez cały dzień. Po chwili uświadomiłam sobie, że grzechem byłoby nie skorzystać ze stabilnego internetu, więc ponownie uruchomiłam Pokémon GO. I znowu bingo!
Samsung Galaxy S25 Ultra na górskim szlaku spisał się wzorowo. Po całym dniu intensywnego korzystania z telefonu – ciągłego fotografowania, nagrywania filmików, używania GPS-u, a także grania (głównie jeszcze w pociągu) i przeglądania sieci – bateria wciąż miała około 40% pojemności. Warto wspomnieć, że z domu wyszłam chwilę po piątej, a w pokoju znalazłam się około siedemnastej. Nie korzystałam ani z trybu oszczędzania energii, ani z powerbanków, które ze sobą zabrałam.
Zaskakująco przydatny w terenie okazał się S Pen. W połączeniu z Galaxy AI zdaje się oferować całkiem sporo przydatnych narzędzi i opcji personalizacji samego rysika. Moja zdecydowanie ulubiona jak do tej pory funkcja to możliwość precyzyjnego wycinania obiektów (albo tłumów turystów) jednym kliknięciem oraz błyskawiczna edycja zdjęć bez potrzeby przełączania się między aplikacjami.
Dowiedz się więcej o Galaxy AI
Patrząc teraz na te wszystkie zdjęcia i kolekcję złapanych pokemonów, stwierdzam, że Samsung Galaxy S25 Ultra jest dobrym kandydatem na towarzysza podróży. Ekran zachowywał doskonałą widoczność zarówno w pełnym słońcu, jak i po zmroku. Obudowa wytrzymała czołganie się w ciemnościach po zapylonych jaskiniach, wspinaczkę po oblodzonym skałach, lądowanie w śniegu i plecakowe turbulencje.
Galaxy AI w połączeniu z autorskim rysikiem Samsunga zdecydowanie wzbogacił i nieco ułatwił mi zimową wyprawę. Cena urządzenia wynosiła 6399 zł w dniu premiery. Nie jest to mało, ale też nie tak dużo, jeśli weźmiemy pod uwagę, że to topowy smartfon z segmentu premium.
Materiał powstał we współpracy z marką Samsung.
Więcej na temat: Różności Artykuł promocyjny
Remaster Obliviona wciąż pozwala na przekraczanie granic absurdu. Gracz sparaliżował swoją postać na 66 realnych lat
Wyobraźnia graczy nie zna granic. Gracz Oblivion Remastered sparaliżował swoją postać na kilkadziesiąt lat.
Remaster Obliviona wciąż pozwala na przekraczanie granic absurdu. Gracz sparaliżował swoją postać na 66 realnych latPoczątkujących graczy Helldivers 2 czeka niespodzianka. Na najniższym poziomie trudności znalazł się wróg pokroju bossa robali
Zaczynacie swoją przygodę z Helldivers 2? Nie zdziwcie się, napotykając tego przeciwnika – ilość jego HP może przerażać.
Początkujących graczy Helldivers 2 czeka niespodzianka. Na najniższym poziomie trudności znalazł się wróg pokroju bossa robaliTak Michael z GTA 5 mógłby wyglądać w GTA 6. Fan stworzył własną grafikę, która idealnie pasuje do stylu artów z „szóstki”
Ekipa z GTA 5 może i nie powróci do „szóstki”, ale przynajmniej możemy zobaczyć, jak prezentowałaby się jej jedna trzecia.
Tak Michael z GTA 5 mógłby wyglądać w GTA 6. Fan stworzył własną grafikę, która idealnie pasuje do stylu artów z „szóstki”